Enjoying your free trial? Only 9 days left! Upgrade Now
Brand-New
Dashboard lnterface
ln the Making
We are proud to announce that we are developing a fresh new dashboard interface to improve user experience.
We invite you to preview our new dashboard and have a try. Some features will become unavailable, but they will be added in the future.
Don't hesitate to try it out as it's easy to switch back to the interface you're used to.
No, try later
Go to new dashboard
Published on Jul 04,2022
Like
Share
Download
Create a Flipbook Now
Read more
Published on Jul 04,2022
MM TRENDY_07_2022_DO NETU Read More
Home Explore MM TRENDY_07_2022_DO NETU
Publications:
Followers:
Follow
Publications
Read Text Version
More from justyna.hernas
P:01

a s s e t h o m e . p l

LIPIEC 2022 NUMER 07 (109) / WYDANIE BEZPŁATNE

nowy poziom sprzedaży

P:02

#reklama

szczecin.yasumi.pl | tel. 733 338 675 | ul. Staromłyńska 19

stargard.yasumi.pl | tel. 733 338 669 | ul. 11 Listopada 41/U1

choszczno.yasumi.pl | tel. 733 338 661 | ul. Władysława Jagiełły 7/2

P:03

#07

#06 Newsroom

Wydarzenia, podsumowania,

inwestycje, sukcesy, nowości

#16 Temat z okładki

Rynek nieruchomości luksusowych

wchodzi na nowy poziom sprzedaży

z Real Estate Investor’s Club

szczecińskiej spółki assethome.pl

#22 Edytorial

Jak z bajki. Sesja Dagmary Porazińskiej

#28 Temat wydania

Marcin Meller - w pisaniu

najgorsze jest pisanie

#32 Podróże

Śladami alternatywnego

przewodnika po Berlinie

#34 Film

Aleksander Mackiewicz -

od Teatru Polskiego po produkcje

Netflix i „Peaky Blinders”

#36/37 Książka i komiks

#38 Muzyka

- Borys Sawaszkiewicz, każdy dzień

to wypad na inną muzyczną planetę

- Marakuja, owoc współpracy kolegów

ze studiów

- Legenda brytyjskiej muzyki zagrała

w filharmonii w Szczecinie

#46 Nasza akcja

Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego 2022

#48 Miasto

Szczecin Paryżem Północy.

Miasto inspiruje młodych twórców

#62 Wydarzenia i relacje

#spis

treści

lipiec/22

28

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 3

P:04

Szczecin się zmienia i to zmienia na lepsze. Coraz trudniej narzekać, że nic się tu nie

dzieje. Pojawiają się nowe inwestycje i inicjatywy. Od osiedli, przez restauracje, po punkty

rekreacyjne. Od ekskluzywnych jazzowych koncertów międzynarodowych gwiazd, przez

występy lokalnych artystów, aż po wielkie trasy koncertowe. Oczywiście, jest jeszcze

wiele do zrobienia. I doskonale rozumiemy, że zamknięte ulice, tak samo, jak niektóre

decyzje polityczne, mogą budzić niezadowolenie. Jednak my wolimy skupiać się na tym,

co dobre, a od polityki trzymamy się z daleka. Szczególnie, gdy na horyzoncie pojawiają

się nowe projekty, którymi warto się zainteresować.

Jednym z nich jest Real Estate Investor’s Club, który stał się naszym tematem

z okładki. To profesjonalna platforma dająca dostęp do przedpremierowych ofert z zakresu

obrotu nieruchomości. Klub ma skupiać osoby, które regularnie śledzą aktualne trendy

w branży oraz sukcesywnie powiększają swój portfel inwestycyjny. Pomysł zalicza się

to tych z kategorii ekskluzywne, a jego inicjatorem jest szczecińska spółka assethome.pl.

Więcej dowiecie się zaglądając na nasze łamy.

A jeśli znajdziecie chwilkę więcej to zachęcamy do przeczytania rozmowy z Marcinem

Mellerem, który po latach pracy dziennikarskiej i redaktorskiej postanowił zostać

pisarzem. Mieliśmy okazję spotkać się z nim w Szczecinie i nieskromnie przyznamy,

że było to spotkanie owocne. Zupełnie, jak rozmowa z Borysem Sawaszkiewiczem,

którego w ostatnim czasie, wcale nie tak łatwo złapać. Borys jest kojarzony przede

wszystkim z zespołem Big Fat Mama i kolektywem CHANGO, ale obecnie występuje

z formacją Piotra Cugowskiego. My poznaliśmy go przez studio nagraniowe Stobno

Records, które założył kilka lat temu. Zostając przy muzyce, mamy jeszcze dla Was

rozmowę z formacją Red Box oraz rozmowę Tytusem Łajdeckim, który opowiada

o nowym zespole Marakuja. Nie zapomnieliśmy też uzbroić się w pakiet zachwycających

zdjęć i dosłownie filmowe emocje.

Na koniec proponujemy wypad do Berlina ścieżkami wydeptanymi przez Marka Defee.

Szczecinianin odwiedza to miasto regularnie i pragnie pokazywać je innym przez pryzmat

swoich emocji. Podziwiając Berlin nie zapomnijcie tylko o Szczecinie. Tu również jest

sporo do odkrycia. Udanej lektury!

4

FOTO Ella Estrella Photography / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta

Agata

Maksymiuk

redaktor naczelna

#redakcja

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin

tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342

[email protected]

www.mmtrendy.szczecin.pl

Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk

Product manager: Ewa Żelazko

tel. 500 324 240

[email protected]

Reklama:

tel. 697 770 133, 697 770 202

[email protected]

[email protected]

Redakcja:

Paula Dąbrowska, Monika Piątas,

Małgorzata Klimczak, Ewelina Żuberek

Prezes oddziału: Piotr Grabowski

Marketing: Monika Latkowska

Dział foto: Sebastian Wołosz,

Andrzej Szkocki

Skład magazynu: MOTIF studio

Druk: F.H.U. „ZETA”

Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o.

ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa

Prezes: Tomasz Przybek

Dołącz do nas na

www.facebook.com/

MagazynMMTrendy

oraz Instagram.com/mm.trendy

#okładka:

NA OKŁADCE:

ZARZĄD ASSETHOME.PL:

MARIUSZ KIERMASZ, MICHAŁ WĄSIK,

MAREK OLEŚKÓW

ZDJĘCIE: ADAM SZURGOCIŃSKI

#07

P:06

Oficjalne otwarcie

nowej części salonu

BMW i MINI

Bońkowscy

na Prawobrzeżu

Początkująca projektantka wnętrz Aleksandra Waluk była bohaterką uroczystego otwarcia nowej części salonu BMW i MINI

Bońkowscy na Prawobrzeżu. Studentka II roku Akademii Sztuki

w Szczecinie nie tylko wygrała konkurs na aranżację przestrzeni

do wydawania aut, ale również wdrożyła ją w życie.

W otwarciu nowej części salonu wzięli udział Dominika i Dariusz

Bońkowscy, dr Dominika Zawojska-Kuriata z Akademii Sztuki,

Mariusz Dunda, przedstawiciel BMW Group Polska, odpowiedzialny za dział rozwoju sieci dealerskiej, a także przedstawiciele lokalnych mediów i zaproszeni goście. - To jeden z moich

pierwszych wygranych konkursów – przyznała Aleksandra Waluk, podczas oficjalnego wydarzenia. - Wzięłam w nim udział,

ponieważ zmierzenie się z marką o mocno określonej osobowości

wydawało mi się ciekawe. Do tego pomieszczenie do wydawania

samochodów nie jest najbardziej oczywistym miejscem, w końcu

nie odwiedzamy go na co dzień.

Ogólnopolski konkurs odbył się pod hasłem LOOK&FEEL. Jego

celem było wyłonienie i promocja początkujących osób, niewykonujących jeszcze zawodu architekta w sposób profesjonalny.

Równocześnie była to szansa na sprawdzenie się we współpracy

z inwestorem. - Chcemy wspierać młodych ludzi – podkreśliła

Dominika Bońkowska. - Zależy nam na łączeniu świata biznesu z ludźmi, którzy dopiero stają u progu swojego wymarzonego

zawodu. Mamy możliwość pokazywania im realnych wyzwań,

które czekają na nich po wejściu na rynek i chętnie tą możliwością się dzielimy. Początkująca architektka wnętrz rzeczywiście

przyznała, że zadanie było wymagające i pierwszy raz miała

możliwość pracy z inwestorem. - Po drodze pojawiły się błędy

projektowe - wyznaje. - Choć myślę, że w pewnym sensie były

nieuniknione. Na szczęście z pomocą zespołu realizatorskiego

poradziliśmy sobie. Otrzymałam tu bardzo dużo wsparcia i była

to dla mnie ważna lekcja.

W rezultacie powstało miejsce jednocześnie przytulne i eleganckie, nawiązujące do kolorystyki marki. Aranżacja przywołuje na

myśl domowy salon z wygodnymi fotelami, minimalistyczną

zabudową i telewizorem. Nowoczesne lampy wizualnie obniżyły wysoki sufit, zmieniając charakter pomieszczenia. Wyróżniającym się akcentem były też miękkie obicia ścienne w kolorach

trzech pasów BMW. (am)

fot. Materiały prasowe

6

| NEWSROOM |

P:07

TARG RYBNY

Oferujemy świeże ryby

z Morza Bałtyckiego

WĘDZARNIA

Tradycyjna wędzarnia

otwarta cały rok

SMAŻALNIA

Nasze ryby filetujemy

na miejscu

Centrum Rybne Belona położone jest w urokliwym i spokojnym miejscu przy porcie rybackim Belony.

Malowniczy widok na rzekę uzupełniamy starannie przyrządzanymi smakowitościami naszych potraw z ryb.

Jesteśmy rodzinną firmą z wieloletnim doświadczeniem w poławianiu ryb i ich znakomitym przyrządzaniu.

CENTRYM RYBNE BELONA - DZIWNÓW SŁOWACKIEGO 21D

#reklama

P:08

| NEWSROOM |

8

Inspirujące spotkania, warsztaty i rozmowy o przemyśle

kreatywnym - to cel już szóstej odsłony międzynarodowego

kongresu Design Plus w Szczecinie. Chcąc go zrealizować,

organizatorzy zaplanowali dla uczestników naprawdę intensywny czas. Wśród zaplanowanych działań znalazł się m.in. wykład

Krzysztofa Mirucia, architekta i gwiazdy telewizyjnych show

czy też spotkanie z duetem projektantów mody Paprocki

& Brzozowski. W ciągu wydarzenia na scenie pojawili się

również dizajnerzy, artyści i aktywiści działający w Szczecinie.

Można tu wymienić m.in. Rafała Bajenę, Przemysława Kazanieckiego czy Gosię Dziembaj. Całe wydarzenie objęło dwa

dni. (am)

Kongresu Design

Plus 2022 w Szczecinie

Po raz pierwszy w historii Teatr Lalek Pleciuga celebrował

Święto Pleciugi. Do świętowania zaprosił dzieci ze szczecińskich przedszkoli i szkół oraz zaprzyjaźnione instytucje.

Wydarzenie rozpoczęło się na Jasnych Błoniach od krótkiego, rozśpiewanego spektaklu. Stamtąd uczestnicy na czele

z orkiestrą wyruszyli barwnym korowodem do teatru, po

drodze zatrzymując się na przystankach przygotowanych

przez aktorów. Pierwszy z nich zlokalizowany był przy

urzędzie miasta. Przed Pleciugą została otwarta scena zewnętrzna, na której były występy, a wokół budynku Pleciugi

przygotowano szereg atrakcji dla dzieci - gry i zabawy

podwórkowe, warsztaty plastyczne i poczęstunek. Święto

Pleciugi ma być co roku obchodzone 22 czerwca. (mk)

Pierwsze oficjalne

Święto Pleciugi

fot. Andrzej Szkocki

fot. Andrzej Szkocki

Za nami huczna rocznica Jam Session w Klubie Jazzment.

Właśnie minął rok, odkąd Generator Sztuki zorganizował

pierwsze Jam Session. Wydarzenie odbywało się regularnie

i za każdym razem gromadziło coraz większe rzesze fanów jazzu

i muzyki na żywo. Co jednak ważniejsze, koncerty był szansą

dla szczecińskich muzyków, którzy spotykali się, by wspólnie

grać, rozwijać swój repertuar i warsztat. Jak mówią organizatorzy - za artystami niemal 40 koncertów i ponad 90 godzin

muzyki na żywo, którą wykonało łącznie prawie 100 muzyków.

We wszystkich wydarzeniach wzięło udział prawie 3 000 osób.

Podczas urodzinowego koncertu wystąpili: Tomasz Licak - saksofon, Michał Starkiewicz - gitara, Patryk Matwiejczuk - piano,

Bartek Świątek - kontrabas, Maciek Wróbel - perkusja. (red)

Pierwsze urodziny

szczecińskiego Jam Session

fot. materiały prasowe

P:09

#reklama

P:10

10

| NEWSROOM |

Wystartowało Kino na leżakach. Przypomnimy, że inicjatywa pozwala bezpłatnie obejrzeć znane i lubiane filmy pod

chmurką w kilkunastu lokalizacjach na terenie Szczecina.

W tym roku Kino proponuje 11 tytułów. Tematyka filmów

krąży wokół emocji, przyjaźni i miłości. Jak zapewniają

organizatorzy - nie zabraknie momentów wzruszeń, śmiechu

oraz dobrego nastroju. Na uczestników standardowo czeka

100 leżaków oraz koce. W razie deszczu można skorzystać

z peleryn przeciwdeszczowych. Wstęp jest bezpłatny.

Sezon filmowy rozpoczął seans przy Jeziorku Słonecznym

filmu „Kot Bob i ja”. Seanse wyświetlane będą w prawie

każdy czwartek do 8 września włącznie. (red)

Filmowy rozkład jazdy na lipiec:

07 lipca - 21:30

Wyspa Grodzka - „Last Vegas” (USA, 2013)

14 lipca - 21:30

Park (ul. Fryderyka Chopina) - „Zielona mila” (USA, 1999)

21 lipca - 21:30

Deptak Bogusława - „Green book” (USA, 2018)

28 lipca - 21:30

Psie pole przy ul. Zawadzkiego - „Najlepszy” (Polska, 2017)

Wraca kino na leżakach.

Jakie filmy obejrzymy

w tym roku?

fot. archiwum

Słynna Dorrey Lin Lyles, laureatka nagrody McDonald`s

Gospel Fest Best Director Award wystąpiła w Szczecinie

wspólnie z formacją Sylwestra Ostrowskiego. Długo wyczekiwany koncert przyciągnął tłumy na widownię, a nawet

poderwał publiczność do tańca.

To nie pierwszy raz, gdy w Szczecinie gościmy Dorrey Lin

Lyles, jednak pierwszy raz oczekiwaniu na występ artystki

towarzyszyło tyle emocji. Koncert pierwotnie miał odbyć się

w marcu, jednak ze względu na wybuch wojny na Ukrainie,

organizatorzy podjęli decyzję o zmianie terminu. Fani musieli

uzbroić się w cierpliwość. Dziś wiadomo już, że było warto.

Artystka, która łączy gospel z bluesem, soulem i jazzem, dała

fenomenalny koncert, dzieląc scenę z formacją szczecińskiego

jazzmana Sylwestra Ostrowskiego. Zespół w składzie: Owen

Hart Jr, Jakub Mizeracki, Adam Tadel, Michał Szkil, a także

Sławek Ostrowski i Zuzanna Ciszewska zaprezentował utwory

z repertuaru Lyles, ale także kompozycje Sylwestra Ostrowskiego. Nie zabrakło niespodzianek dla publiczności. Pierwszą

z nich był występ wokalny Sławka Ostrowskiego, syna

Sylwestra, co przy okazji dnia ojca miało szczególny wymiar,

drugą energiczne podsumowanie występu, które poderwało

publiczność do tańca. Koncert odbył się na kameralnej

scenie w hotelu Courtyard by Marriott na Bramie Portowej

w Szczecinie. Mecenas kulturalny nad wydarzeniem sprawowało Miasto Szczecin. (am)

Gwiazdy jazzu spotkały się

na scenie w Szczecinie

fot. Sebastian Wołosz

P:11

Nowy włosko-japoński

koncept, czyli

Sushi & Pizza House

zaskakuje smakiem

Decyzja o stworzeniu miejsca takiego jak Sushi & Pizza House

jest efektem marzeń o własnym lokalu gastronomicznym.

Właściciele Michał Baszak i Piotr Czapliński nie są tylko przedsiębiorcami, ponieważ, jak mówią, mają bogate doświadczenie

kulinarne. Pomysł na stworzenie restauracji, która serwuje dania

z dwóch różnych zakątków świata, wydawał się bardzo ciekawy

jednak trudny do zrealizowania. Zdecydowali stworzyć dwie

osobne kuchnie pod dwoma różnymi dowództwami szefów

kuchni.

Otwarcie restauracji, która serwuje sushi oraz pizze, daje możliwość wyboru. Dzięki temu możemy przyjść większą grupą, nie

tracąc przy tym na jakości, ponieważ za kuchnie japońską oraz

włoską odpowiedzialne są dwa różne teamy.

Największym powodzeniem cieszą się zestawy sushi. Dragon

rolls z krewetką w tempurze, greenknife rolls z tatarem z łososia

i krewetką w tempurze, która zawinięta jest w omlet tamago

z dodatkiem dresingu z rzodkiewki marynowanej, sashimi rolls

z tuńczykiem togarashi i warzywami — te egzotycznie brzmiące

potrawy cieszą się największym powodzeniem. Restauracja

oferuje również pozycje deserowe z zachowanym japońskim

sznytem, znaleźć tutaj można lody w tempurze podane z owocami i sosem teriyaki — bardzo ciekawe i niespotykane nigdzie

indziej słodkie zwieńczenie posiłku. W naszej karcie znaleźć

można również pizze, sałatki i zupy.

Sushi & Pizza House jest idealnym miejscem na randkę czy

spotkanie biznesowe, elegancki nieco surowy klimat wnętrza,

nastrojowa muzyka, dbająca o każdy detal obsługa i w końcu

najważniejsze — bardzo dobre propozycje kulinarne to recepta

na owocne spotkanie.

Bolesława Krzywoustego 14, Szczecin

Mail: [email protected] | Tel. 786826693

FB: @SushiPizzahouseSzczecin

IG: @sushipizza_house

#materiał partnerski | NEWSROOM |

P:12

12

| NEWSROOM |

Żagle 2022 już

w sierpniu. To będą

trzy dni żeglarskich

atrakcji nad Odrą

Już w dniach 19 - 21 sierpnia odbędzie się

największe żeglarskie święto tego roku

Żagle 2022. Trzydniowe wydarzenie,

które łączy w sobie tradycje żeglarskie,

duże wydarzenia plenerowe, regaty, koncerty

i regionalną kuchnie.

To już pewne, dwa brzegi Odry w sierpniu wypełnią się żaglowcami oraz atrakcjami dla każdego. Jak zapewnia organizator -

będzie żeglarsko, kolorowo, muzycznie i wesoło. U stóp Wałów

Chrobrego zacumują jednostki, które przypłyną do Szczecina

z gościnną wizytą. Według zapowiedzi pojawi się kilkadziesiąt

jednostek, a wśród nich perełki, których do tej pory nie było

w stolicy Pomorza Zachodniego. Podobnie jak w poprzednich

latach do Szczecina wpłyną także okręty wojskowe oraz jednostki portowe Urzędu Morskiego w Szczecinie. Żagle to także wydarzenie dla rodzin z dziećmi. Po dwóch stronach Odry

pojawią się strefy aktywności, animacje oraz muzyczne sceny.

Na chętnych będzie czekać Strefa Dziecięcą, Jarmark pod Żaglami, Food Port, Craft Beer Zone czy wesołe miasteczka. Dla

usprawnienia komunikacji brzegi Odry zostaną połączone mostem pontonowym.

Na uczestników Żagli czeka też kilka muzycznych scen. Będzie

zarówno scena szantowa zlokalizowana na tarasie widokowym

Wałów Chrobrego, Wyspie Grodzkiej, na placu Solidarności

i w amfiteatrze, a także na głównej scenie, która pojawi się

na Łasztowni w pobliżu zejścia z mostu pontonowego. Przez

trzy dni będzie można brać udział w koncertach, podczas których wybrzmi jedna z najbardziej topowych polskich artystek.

W piątek dla szczecińskiej publiczności zaśpiewa Patrycja Markowska wraz ze swoim zespołem, a w niedzielę gwiazdą wieczoru będzie Grzegorz Hyży. Koncerty będą darmowe i dostępne dla każdego. Na pozostałych scenach wybrzmią szanty oraz

V Festiwal Orkiestr Dętych Szczecin 2022 o Puchar Prezydenta

Miasta Szczecin. (red)

fot. Materiały prasowe

P:13

#materiał partnerski | NEWSROOM |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 13

Nowe Warzymice –

Nowe Możliwości

RONSON Development

Nowe Warzymice to realizowana na

przedmieściach Szczecina inwestycja RONSON

Development. Zaprojektowana na kilka etapów,

stanowi kontynuację obecności dewelopera

w stolicy województwa zachodniopomorskiego

i jej okolicach. Na ponad 8-hektarowym terenie

inwestycyjnym budowane jest wieloetapowe

osiedle, gdzie łącznie powstanie ponad 500 lokali,

w niskiej zabudowie jedno– i wielorodzinnej.

Nowe Warzymice – oaza zieleni –

ekologiczna przystań

Nowe Warzymice powstają w zielonej, podmiejskiej gminie Kołbaskowo. Pierwsze skrzypce w inwestycji gra przyroda, która

wyróżnia wszystkie projekty dewelopera. W Nowych Warzymicach wskaźnik zabudowy wynosi jedynie 20%, a w etapach II i III

projektu, powierzchnia biologicznie czynna zajmuje ponad 45%

terenu. W drugim i trzecim etapie zostały zaprojektowane łąki

kwietne, które w porównaniu do tradycyjnych trawników wymagają mniejszych nakładów finansowych na utrzymanie (rzadsze

koszenie, mniej podlewania, nawożenia) i pomagają zachować

bioróżnorodność, zapewniając schronienie owadom. Na terenie

inwestycji stanęły też domki dla owadów – efekt zaangażowania

RONSON w akcję Polskiego Związku Firm Deweloperskich na

rzecz ekologii i różnorodności biologicznej. W II i III etapie deweloper stworzył zbiorniki na wodę opadową, która jest odzyskiwana i służy do podlewania zielonych części wspólnych. Dzięki

takim rozwiązaniom woda jest retencjonowana, zmniejsza się jej

zrzut do kanalizacji, a woda pitna nie jest marnowana. W każdym

z dotychczas realizowanych etapów montowane jest wewnętrzne i zewnętrzne oświetlenie LED, które ogranicza koszty zużycia energii elektrycznej, zmniejsza ślad węglowy, a dla klientów

oznacza niższe rachunki. Deweloper wspiera trend eko-mobilności. Promuje poruszanie się transportem niskoemisyjnym. W każdym z etapów inwestycji powstają stojaki na rowery, a w trzecim

etapie dodatkowo wiata.

Inwestycja skrojona na miarę czasów

Nowe Warzymice doskonale wpisują się w trend wybierania

mieszkań na terenach poza ścisłym centrum miasta, a jednocześnie

dobrze z nim skomunikowanych. W bliskiej odległości od osiedla

znajdują się przystanki autobusowe, dzięki czemu w kwadrans

można dostać się do placu Kościuszki w centrum Szczecina oraz

stacja kolejowa PKP Szczecin Gumieńce, która daje możliwość

podróży pociągiem do Berlina. Oprócz standardowych mieszkań,

przewidziano także dostępność apartamentów dwupoziomowych.

Powstaną też mieszkania z tarasami, balkonami oraz ogrodami.

Aktualnie trwa sprzedaż 4 etapów inwestycji, z których dwa są

gotowe do odbioru. RONSON Development planuje także wkrótce uruchomienie kolejnego projektu, zlokalizowanego w zielonej,

północnej części Szczecina.

Nowe Warzymice Warzymice

Szczecin, skrzyżowanie ul. Do Rajkowa

i al. Śliwkowej | tel. 91 3075005

Warzymice, ul. Spacerowa 4/1, 72-005 Rajkowo

Zapraszamy 6 dni w tygodni: pon-pt: 9-17 | sobota: 10-14

Kontakt Bezpośredni

+48 604 940 200 | Daniel Hof

+48 605 831 366 | Ewa Grodzka

+48 538 617 972 | Patryk Petrusewicz

P:14

14

Fusion pojawił się w latach 80. ubiegłego wieku i po trzech dekadach stał się

niezwykle popularny. Inną nazwą tego

stylu jest Movement 8. Nazwa wywodzi

się od architekta wnętrz Antonio „Budji”

Layuga, który postanowił zjednoczyć

się ze swoimi kolegami i pracować nad

nowym trendem w projektowaniu mebli

w stylu, który miał być kombinacją elementów wielu innych stylów. I tak metalowa rama stołu otrzymała leżący na niej

drewniany blat i dekorację z masy perłowej. Tak powstało oblicze bogactwa

wynikającego z umiejętnego łączenia

nowoczesności z tradycją i elementami

zaczerpniętymi z wielu kultur. Fusion

z designu rozprzestrzenił się na aranżację wnętrz. Pomysł kontrastowego łączenia rzeczy jest z pewnością uniwersalny,

ale, co najistotniejsze, przynosi odkrywcze efekty.

- W ostatnich miesiącach najważniejszym projektem dla naszej pracowni jest

projekt restauracji KOI sushi w Odense w Danii – opowiada Paulina Olbrychowska. - Nowa restauracja znajduje się

w najpiękniejszej, centralnej części miasta. Oferować będzie kuchnię fusion,

składającą się z połączenia kuchni azjatyckiej i południowoamerykańskiej.

Każdy, nawet najbardziej wymagający

gość znajdzie tu coś, co zaskoczy go na

poziomie obsługi, doznań estetycznych

i smaku. Jak mówią właściciele restauracji - misją miejsca jest niesienie wyjątkowej obsługi, realizowanej z dbałością

o każdy detal. Każdy gość ma czuć się doceniony i zaopiekowany od samego wejścia aż do momentu opuszczenia lokalu.

Właściciele lokalu przyznają, że sami są

bardzo wymagającymi klientami, dlatego chcą zapewnić gościom odpowiedni

standard. Olbrzymią inspiracją były dla

nich liczne podróże, które odzwierciedla

właśnie koncept architektoniczny Fusion.

Do realizacji wizji projektu restauracji KOI wybrana została pracownia

projektowania wnętrz IDSGN Pauliny

Olbrychowskiej z siedzibą w Szczecinie. Prezentowany w artykule projekt

stanowił zarówno wyzwanie, jak i pole

do popisu. Jak mówi sama architektka

- wraz z mężem od wielu lat zafascynowani jesteśmy kulturą i sztuką japońską,

a w szczególności zen. Szymon wielokrotnie wyjeżdżał do Japonii, ucząc się

medytacji w buddyjskich klasztorach, organizował wydarzenia kulturalne związane z japońską kaligrafią i zen w Szczecinie, przy współpracy z Filharmonią

Szczecińską, Teatrem Kana, Szkołą Jogi

Jurka Jaguckiego i Galerią 111. Japonia,

jej sztuka, filozofia i kuchnia obecna jest

w naszej codzienności, zaczynając od

komorebi w parku, przez sztukę japońskiej kaligrafii shodo, kończąc na czarce

Styl Fusion jest uważany za styl wystroju wnętrz z kategorii – odważne. Najczęściej oparty

jest na kontrastach, łączy w sobie rzeczy, które na pierwszy rzut oka są przeciwstawne.

FUSION

fuzja designu i dobrego smaku

# m a t e r i a ł p a r t n e r s k i

P:15

#materiał partnerski | NEWSROOM |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 15

herbaty matcha. Sami zatem jesteśmy

swoistego rodzaju fuzją europejskiej

nowoczesności z jej wartościami i japońskiej tradycji. Każdy projekt zaczyna

się od marzeń, a już pierwsza rozmowa

z inwestorami dała nam przestrzeń do ich

realizacji. Punktem wyjścia była kuchnia

i kultura japońska, jednak w wydaniu

Fusion. Cała zabawa polegała więc na

oderwaniu się od schematycznego myślenia i swobodnej ekspresji nadającej

nowe oblicze japońskiej estetyce.

Projekt oparty jest na ciemnym tle

i świetle wydobywającym błyszczące

i metaliczne detale. W centralnej części

wejściowej znajduje się zielona ściana

osadzona symetrycznie pomiędzy filarami, wykończonymi mosiężną industrialną siatką cięto-ciągnioną. To miejsce

wraz z kamiennym marmurowym cocktail barem stanowi przestrzeń lounge,

oferującą bogactwo drinków. Ta centralna część dzieli restaurację na bardziej

oficjalną salę z większymi stołami, nad

którymi unoszą się subtelne, biżuteryjne

wręcz lampy Flock firmy Moooi. Ściany sali są wykończone łupkiem Airslate

od GrupaMo-Więcej niż wnętrza. Jest

to nawiązanie do surowości japońskich

kamiennych ogrodów, wraz wykonywanymi indywidualnie podświetlanymi panelami szklanymi, inspirowanymi japońskimi parawanami shoji. Głębszą cześć

restauracji stanowi przestrzeń przy barze

sushi, pozwalająca zarówno spokojnie

spożywać posiłek, jak i dająca możliwość oglądania procesu przygotowywania części dań. Nad cocktail barem oraz

barem sushi nadwieszona została rzeźba,

wykonana na indywidualne zamówienie

według projektu Pauliny Olbrychowskiej, zrealizowana przez pracownię Izabeli Kołwzan ze Szczecina. Dwie kompozycje ze 150 szklanych pozłacanych

elementów, każda podwieszona przestrzennie nad barami to w rzeczywistości

lampy inspirowane ławicami ryb. Część

restauracji rozświetlona została podświetloną złotą ścianą, wykończoną czarną

siatką cięto-ciągnioną, przypominającą

łuskę karpia. W ten sposób uchwycone

zostało nawiązanie do nazwy restauracji,

gdyż KOI po japońsku znaczy karp.

Oficjalne otwarcie restauracji już

w sierpniu 2022 roku. Zapraszamy

do odwiedzenia Odense i restauracji

KOI sushi oraz do współpracy z pracownią projektową IDSGN Pauliny

Olbrychowskiej w Szczecinie.

Projektowanie wnętrz

Projekt/ Realizacja/Doradztwo

Zapraszam do współpracy - Paulina Olbrychowska

[email protected] | 500 745 855

Centralna część wejściowa

Centralna sala

Bar sushi

Sala ze ścianą imitującą łuskę karpia

P:16

| TEMAT Z OKŁADKI | #materiał partnerski

16

P:17

#materiał partnerski | TEMAT Z OKŁADKI |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 17

Real Estate

Investor’s Club

P:18

| TEMAT Z OKŁADKI | #materiał partnerski

18

Rynek nieruchomości luksusowych wchodzi na nowy poziom sprzedaży. Apartamenty

przy samej plaży nabywane są przez wybraną pulę inwestorów. Przybliżamy wam,

jak szczecińska spółka stworzyła Real Estate Investor’s Club. A czym jest Real

Estate Investor’s Club? Wyjaśniamy! - To profesjonalna platforma dająca dostęp

do przedpremierowych ofert nieruchomości. Odpowiada na potrzeby inwestorów

i to od nich wywodzi się pomysł powstania tego klubu. Dzięki niemu powstaje

środowisko, w którym nabywcy nieruchomości mogą wymieniać się doświadczeniami.

P:19

#materiał partnerski | TEMAT Z OKŁADKI |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 19

P:20

| TEMAT Z OKŁADKI | #materiał partnerski

20

W jakim celu powstał Real Estate Investor’s Club?

Michał Wąsik, CEO - Real Estate Investor’s Club powstał w odpowiedzi na potrzeby osób, które zajmują się inwestowaniem

w rynek nieruchomości. Sam pomysł powstania klubu podpowiedzieli nam klienci, którzy wskazywali na brak profesjonalnej

platformy z dostępem do nieruchomości oferowanych przedpremierowo. Klub to miejsce wymiany doświadczeń pomiędzy nabywcami, inwestorami, projektantami oraz operatorami.

Klub skupia się przede wszystkim wokół osób, które regularnie

śledzą aktualne trendy w branży oraz sukcesywnie powiększają

swój portfel nieruchomości.

Wokół Real Estate Investor’s Club skupiamy ludzi, którzy

rozumieją, że nieruchomości to inwestycja długoterminowa,

a od szybkiego zysku ważniejsze jest bezpieczeństwo, stopniowy

wzrost wartości rezydualnej oraz dochód pasywny z inwestycji.

Kto może zostać członkiem Real Estate Investor’s Club?

M.W. - Do Real Estate Investor’s Club może przystąpić każdy,

kto zakupił minimum dwa apartamenty od assethome.pl oraz

może przeznaczyć na kolejne inwestycje kwotę sześciocyfrową.

Ponadto klubowiczami zostają inwestorzy i architekci, którzy

mogą się pochwalić zakończonymi z sukcesem realizacjami.

Do klubu chętnie zapraszamy osoby rekomendowane przez obecnych członków. Na tym etapie nie skupiamy się na osobach z zewnątrz, których nie znamy.

Obecnie w ramach podejścia do nieruchomości, jakie prezentuje

Real Estate Investor’s Club, skupionych jest około stu osób. Nie

ma co ukrywać, że są to najlepsi klienci assethome.pl.

Co daje przynależność do Real Estate Investor’s Club?

Marek Oleśków, CFO - W Real Estate Investor’s Club skupiamy

się na kilku filarach. Pierwszy z nich to bezpieczeństwo. Naszym

klubowiczom rekomendujemy tylko sprawdzone nieruchomości.

Sprawdzone, czyli takie, w których nad projektem czuwa doświadczony inwestor, silny kapitałowo i doświadczony w branży,

z zakończonymi realizacjami na swoim koncie. Ważnym czynnikiem jest odpowiednie biuro projektowe i generalny wykonawca,

którzy już wielokrotnie mierzyli się z wyzwaniami przy projektach podobnej skali.

Drugi filar to wzrost wartości nieruchomości. W dzisiejszych warunkach gospodarczych nie liczy się tylko to, aby nieruchomość

powstała. Kluczowe jest to, jaką będzie przedstawiała wartość

w czasie za pięć, dziesięć czy piętnaście lat. Aby uprawdopodobnić jej systematyczny wzrost należy szczególną uwagę zwrócić na

jej położenie, bowiem w czasie prosperity wzrasta wartość większości nieruchomości, ale w czasie kryzysu utrzymują lub zyskują

na wartości tylko te w wyjątkowych lokalizacjach.

Trzeci filar opiera się na zarządzaniu. Sposób administrowania

przez zarządcę nieruchomości, jak i przez operatora ma ogromny wpływ na profity uzyskiwane z nieruchomości. Niezależnie

od tego, czy nieruchomość ma przechować wartość pieniądza,

zapewnić dochód pasywny, czy po prostu ma być sprzedana z zyskami w zaplanowanym przez właściciela czasie warto trzymać

się zasady, że każdą nieruchomość należy utrzymać w nienagannym stanie technicznym, co jest zadaniem zarządcy nieruchomości, oraz mieć zapewnioną odpowiednią liczbę gości przyjeżdżających na wypoczynek - o to z kolei musi zadbać sprawny

i renomowany operator. Brak któregokolwiek z tych elementów

może spowodować, że nieruchomość nie osiągnie zakładanych

celów inwestycyjnych.

Ostatni, czwarty filar to przywilej pierwszeństwa. Każdemu

z klubowiczów Real Estate Investor’s Club przyświecają indywidualne cele i oczekiwania odnośnie nieruchomości. Dzięki

informacjom o ofercie w przedpremierze z Real Estate Investor’s Club można zrealizować zakup tego jedynego, wyjątkowego

apartamentu, który nie ma sobie równych, jest niepowtarzalny

w wybranej inwestycji czy nawet w regionie lub uzupełnić portfel

nieruchomości o te, co do których można się spodziewać najwyższej stopy zwrotu. Niezależnie od wymienionych celów przywilej

pierwszeństwa ma tu kluczowe znaczenie.

Co się wydarzy w najbliższej przyszłości?

Mariusz Kiermasz, CIO - W najbliższych tygodniach planowane

są dwa wydarzenia. Pierwsze z nich to uroczysta premiera zarówno projektu Baltic Jet w Ustroniu Morskim, która spełnia wszystkie kryteria Real Estate Investor’s Club oraz pierwsze inauguracyjne spotkanie klubowiczów.

Spotkanie odbędzie się na początku lipca

w reprezentacyjnej kamienicy w centrum

Poznania przy ulicy Młyńskiej 12.

Zgodnie z założeniami Real Estate Investor’s Club event będzie

okazją do poznania szczegółów wyjątkowego projektu, jakim jest

Baltic Jet oraz do rozmowy z kluczowymi osobami związanymi

z tą inwestycją, w szczególności z pomysłodawcą i inwestorem,

projektantami, operatorem oraz zespołem assethome.pl. Kolejne

wydarzenie zaplanowane jest niebawem we Wrocławiu. Uroczystość odbędzie się w najlepszym możliwym miejscu, czyli

w hotelu AC Hotel by Marriott Wrocław. Tam też zostanie zaprezentowana nowa, wyjątkowa inwestycja, a konwencja spotkania

pozostanie niezmienna.

ul. Młyńska 12, Poznań

P:21

Manager Oddziału Międzyzdroje

Magdalena Zaborska

T: (+48) 508 662 610

E: [email protected]

Manager Oddziału Świnoujście

Agnieszka Wiśniewska

T: (+48) 888 678 679

E: [email protected]

# m a t e r i a ł p a r t n e r s k i

P:22

Jak z

Bajki

Fotograf Złota Godzina Fotografia Dagmara Porazińska (instagram @zlota_godzina)

Modelka Oliwia Leszczyńska (instagram @oliwia_le)

Makijaż Klaudia Wańczurowska (instagram @klaudiamakeupartist_)

Miejsce Centrum Konferencyjno-Wypoczynkowe SZAFIR

P:24

| EDYTORIAL |

24

P:28

| TEMAT WYDANIA |

28 Meller

P:29

| TEMAT WYDANIA |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 29

Marcin Meller

- w pisaniu najgorsze jest pisanie

Jako dziennikarz zajmował się pan krótkimi formami, bo

w porównaniu z pisarzami dziennikarze piszą krótkie formy, i nagle pojawia się długa forma. Do tego wszystko trzeba samemu wymyślić. Nagle poczuł pan potrzebę napisania

powieści?

- Potrzeba się pojawiła, ale nie nagle, bo pomijając pisarskie próby

dziecięco-szkolne, pierwszą powieść tak na serio zacząłem pisać

przed trzydziestką. Potem nawet podpisałem umowę wydawniczą na powieść, ale odpuściłem i pozostała gdzieś w komputerze, więc ta potrzeba była naprawdę duża. Zawsze lubiłem czytać

i czytałem różne rzeczy, ale podobnie jak w sporcie, w którym

jest zawsze jakaś koronna dyscyplina, w pisaniu taką dyscypliną

jest dla mnie powieść. I to jest pierwszy powód, dla którego ją napisałem. Drugi jest taki, że kilka lat temu przyszedł mi do głowy

pomysł na historię ojca i syna. Ojca, który zostawił żonę i syna,

i po latach próbuje coś odbudować, a tu nagle dzieje się coś złego.

To był punkt wyjścia. Potem zastanawiałem się, co może się wydarzyć złego. Wymyśliłem, że syn jedzie śladami ojca do Afryki,

gdzie znika, a ojciec musi go odnaleźć. W Afryce spędziłem dwa

lata, więc poruszałem się po znanym sobie terenie. Pomysł już

był, ale nie mogłem się zebrać do pisania. Dużo o tym mówiłem

i w końcu podjąłem decyzję, że wrócę do Ugandy po 24 latach,

podobnie jak mój bohater, żeby mieć dodatkowy wymiar autentyczności. Miałem dużo szczęścia, bo poleciałem do Afryki tuż

przed pandemią. Bez paru zbiegów okoliczności nie skończyłbym

tego. Ale szczęściu należy pomagać.

Często jest tak, że pierwsza powieść pisarza jest bardzo

autobiograficzna, ale pan nie ma syna w wieku dwudziestu

paru lat.

- Nie. Moja żona się śmiała, kiedy opowiedziałem jej mój pierwszy pomysł. Mówiła: „Zobaczysz, zaraz jakiś portal plotkarski

napisze, że masz nieślubnego syna na studiach”. Ale to jest zupełna fikcja, bo mój syn ma 10 lat, a córka 8. Zostałem ojcem

późno - miałem 44 lata, w związku z tym zdążyłem się w życiu

wyszaleć i jak się rodziło moje pierwsze dziecko, wszystko odbywało się bardzo świadomie. Dlatego zastanawiałem się, co

by było, gdybym zaliczył tak zwaną wpadkę, mając dwadzieścia parę lat. Pamiętam siebie z tamtego czasu i wiem, że nie

byłem gotowy na takie wydarzenie. Ale tak sobie myślałem, co

by było, gdyby. To też napędzało tę książkową historię. Istotne

jest też to, że powieść dzieje się w dwóch planach czasowych

- w 1996 i 2020 roku. Ta część z 1996 to jest to, co sam przeżyłem, widziałem, więc wykorzystałem wiele wątków autobiograficznych, żeby to wyszło realnie i przekonująco dla czytelnika.

Jako dziennikarz pracuje pan na faktach, więc z tłem powieści nie miał pan problemu, ale jak było z postaciami,

z psychologią? Nawet Żeromskiemu zarzucano, że jego postaci wypadają słabo psychologicznie.

- Tego się najbardziej bałem. Dla mnie kluczowe jest pięć postaci - ojciec, syn i trzy kobiety. Każda z tych postaci składa

się z cech osób, które znałem, nie nadawałem im cech wziętych

z kosmosu. Ponadto, kiedy już miałem wyklarowane postaci,

dałem do przeczytania tekst paru osobom, których zdanie szanuję. Jeżeli jakieś uwagi się powtarzały, zastosowałem się do nich.

Chciałem też, żeby niektóre rzeczy były niedopowiedziane,

a czytelnik zastanawiał się, co dalej. Pisałem dialogi tak, żeby

czasami nie do końca było wiadomo, co bohaterowie mają na

myśli. Żeby czytelnik sam sobie dopowiadał, kierując się własnymi emocjami, przeczuciami.

W trakcie pisania wątki zaczęły żyć własnym życiem i rozchodzić się kierunkach, których się pan nie spodziewał?

- Bardzo. Na przykład plan czasowy 1996 roku miał być tylPo latach pracy dziennikarskiej i redaktorskiej postanowił zostać pisarzem.

Z całkiem niezłym skutkiem, co pokazują reakcje czytelników.

Marcin Meller opowiada nam, jak to jest być pisarzem i jak walczył

z wewnętrznym „dziadersem”, który czasami dawał o sobie znać.

ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO BARTEK SYTA

P:30

30

| TEMAT WYDANIA |

ko tłem, a kluczowa postać kobieca, czyli Florence, miała być

bohaterką drugoplanową. Na początku się śmiałem, że to tylko

takie gadanie, że bohaterowie książek zaczynają żyć własnym

życiem, ale moi naprawdę zaczęli. Zwłaszcza Florence mi się

wysforowała i musiałem więcej o niej napisać. Kilka razy było

tak, że jakąś scenę miałem napisać inaczej, a „napisało mi się”

inaczej i potem zmieniała mi się sekwencja wydarzeń.

Wielu pisarzy twierdzi, że w pisaniu najgorsze jest pisanie.

- Zgadam się. Nigdy nie lubiłem pisania jako takiego. Pisać lubię sms-y ze znajomymi i korespondencje z przyjaciółmi. Jak

byłem w Afryce, potrafiłem pisać do znajomych listy na 50 tys.

znaków sztuka. Natomiast pisanie użytkowe dla pieniędzy to nie

jest coś, co lubię. Oczywiście bardzo lubię oglądać efekt - reportaże czy felietony w gazecie, ale samo pisanie to masakra.

A pisanie powieści było o wiele gorsze niż pisanie felietonu czy

reportażu. W przypadku felietonu, nawet jeśli wymyślałem temat przez kilka dni, w końcu siadałem przed migającym kursorem, godzina czy trzy pisania, wysyłałem do redakcji i koniec.

A tutaj ile bym nie napisał, końca nie było widać. Wyrzucałem do symbolicznego kosza wiele fragmentów. Na wstępnym

etapie miałem 4 plany czasowe i mój przyjaciel Zygmunt Miłoszewski powiedział, że to jest za dużo. Wyrzucałem sporo rzeczy, a najgorsza była perspektywa, że to będzie jeszcze trwać

miesiącami. Teraz się cieszę, bo książka wyszła, jeżdżę sobie,

promuję ją, spotykam się z ludźmi. A do tego reakcje ludzi są

fajne, pytają kiedy będzie następna książka. Odpowiadam, że po

wakacjach zacznę pisać, a potem sobie myślę, że trzeba będzie

znowu siąść do komputera i nie jest mi do śmiechu.

To, że pracował pan w wydawnictwie, pomagało w pracy

czy utrudniało ją?

- Wszystko mi pomagało. Chciałem napisać czytadło, które

w moim języku jest pozytywnym określeniem. Chciałem napisać książkę, która ludzi wciągnie w pociągu, na plaży. W związku z tym miałem bardzo pragmatyczne podejście do tak zwanego procesu twórczego, ponieważ jako były wydawca książek

widziałem, ile błędów popełniają autorzy, którzy zbyt wierzą

w swoją nieomylność czy swój geniusz. Kluczowa sprawa to

redaktorzy. W świecie anglosaskim redaktor jest często niemal współtwórcą książki. Natomiast w Polsce jest tak, że autor

często uważa, że to, co wychodzi spod jego pióra, jest dziełem

skończonym i wara redaktorkom od dzieła, które stworzył. Sam

sobie wybrałem dwójkę redaktorów. Jedna to bardzo doświadczona redaktorka, specjalistka od literatury ambitniejszej niż

moja. Pracowałem z nią i wiem, że jest świetna w tym, co robi.

Dodatkowo wybrałem sobie młodego redaktora, który mógłby

być moim synem. Mam tyle lat, ile mam, świat się zmienia,

zmieniają się wrażliwości, więc chciałem, żeby ktoś młodszy

wychwycił mojego wewnętrznego dziadersa, gdyby ten dał o sobie znać. Dzięki temu parę rzeczy wyleciało z książki. Ta dwójka przekazywała mi uwagi na tym etapie, kiedy mogłem jeszcze

różne rzeczy zmieniać. To dzięki ich uwagom skróciłem rozdziały, żeby podkręcić akcję. Niektóre uwagi były bardzo szczegółowe. Na przykład wiosną 1996 roku bohaterowie rozmawiali

o filmie „Mission Impossible”, a premiera była dopiero w lipcu

1996 roku. A ja to oglądałem w sierpniu 1996 w Kenii. Dzięki

pracy w wydawnictwie widziałem też, co ludzie lubią czytać.

Ale cała ta wiedza i tak nie ma znaczenia wobec produktu końcowego. Można zrobić wszystko zgodnie z zasadami sztuki,

a i tak ludzie nie sięgną po książkę.

Jakie były pierwsze reakcje na „Czerwoną ziemię”?

- Jest lepiej, niż przewidywałem w najlepszym możliwym wariancie.

Bał się pan momentu ukazania się książki?

- Strasznie. Bałem się, że się nie spodoba, że nudne. Widziałem w swoim życiu wydawcy sytuacje, kiedy wydawało się,

że powinno być dobrze, a było niedobrze. Teraz już zaczynam

się śmiać z tego mojego strachu. Żona się pyta, czy już cieszę

się, czy jeszcze panikuję.

A spodobało się panu bycie pisarzem?

- Zależy który aspekt. Poza pisaniem jest fajnie.

A kiedy będzie następna książka?

- Przyjąłem takie założenie, że jak się z pierwszą nie uda, to daję

spokój, a jeżeli się uda, to piszę następną. No i widać, że się udało, więc po wakacjach siadam do roboty i jak wszystko pójdzie

dobrze, czytelnicy dostaną ją jesienią 2023 roku.

Marcin Meller

Jeden z najbardziej uznanych polskich dziennikarzy, wieloletni

redaktor naczelny „Playboya” i reporter „Polityki”, gospodarz

Drugiego Śniadania Mistrzów w TVN24. Razem z żoną Anną

Dziewit-Meller napisał bestsellerowe „Gaumardżos! Opowieści

z Gruzji”. Autor zbioru reportaży „Między wariatami. Opowieści

terenowo-przygodowe” (2013) oraz zbiorów felietonów „Sprzedawca arbuzów” (2016) i „Nietoperz i suszone cytryny” (2019).

P:31

#reklama

Sienna 10, SZCZECIN | tel. 91 432 92 53 | FB / brasileirinhoszczecin | www.brasileirinho.pl

M A Ł A B R A Z Y L I A W S E R C U S Z C Z E C I N A

Z m a r z e ń p o w s t a ł o m i e j s c e , w k t ó r y m s p r ó b u j e s z p r a w d z i w e j b r a z y l i j s k i e j k u c h n i ,

a w s z y s t k i e d a n i a , k t ó r y c h s k o s z t u j e s z , t o p o ł ą c z e n i e w s p o m n i e ń , ż y c i o w y c h d o s w i a d c z e ń

i pragnień, połączonych z nowoczesnymi technikami i estetyką.

P:32

32

| PODRÓŻE |

Jak to się stało, że zakochał się pan

w Berlinie? - To uczucie jest we mnie od

dawna. Zacząłem odwiedzać Berlin wiele

lat temu, kiedy jeszcze był podzielony na

Berlin Wschodni i Berlin Zachodni. W połowie lat 80. po raz pierwszy odwiedziłem

Berlin Zachodni, bo we Wschodnim bywałem wcześniej jako dziecko z rodzicami. Berlin Zachodni na nas, przyjezdnych

z szarej Polski, robił wtedy ogromne wrażenie. Był postrzegany jako miasto ładne,

bogate, co niekoniecznie było prawdą, ale

z naszej perspektywy tak to wyglądało.

Idealizowaliśmy wtedy miasta zachodnie. - Tak. Te początki były bardzo nieświadome. Nie miałem świadomości,

jaki ten Berlin naprawdę jest. Nie znałem

offowego oblicza tego miasta. W Berlinie Wschodnim za offową dzielnicę był

uważany Prenzlauer Berg, który był inną

dzielnicą niż reszta, szczególnie blokowiska albo ścisłe centrum. Kiedy zacząłem

być bardziej świadomy Berlina i lepiej go

poznawać, dotarło do mnie, że w Prenzlauer Berg tworzyły się różne subkultury, muzyczne czy opozycyjne pod koniec

lat 80., które sprawiały, że ta dzielnica

była inna niż oficjalny Berlin Wschodni.

Również ze względu na architekturę. Potem Prenzlauer Berg zmienił się z miejsca,

w którym były secesyjne kamienice,

w dzielnicę dla bogatych. To są częste zjawiska w dużych miastach.

Dla nas, szczecinian, Berlin też jest innym miastem niż dla reszty Polski. Polacy z innych części kraju często tego

nie rozumieją. - Jest dokładnie tak, jak

pani mówi, ale też z drugiej strony dla

wielu szczecinian Berlin jest ciągle miastem z dużym potencjałem, jeszcze mało

odkrytym. Jeśli spojrzeć na rolę usługową

Berlina, jak koncerty, zakupy czy inne

atrakcje – to zawsze przyciągało ludzi.

Ale oni za chwilę wracają. Naturalnie korzystają z lotnisk, czasami też odwiedzają

muzea. To jest podstawa naszych wizyt

w Berlinie. Natomiast mało osób zdaje

sobie sprawę z tego, że Berlin ma w sobie miejsca niezwykle klimatyczne. Berlin

ma ponad 1700 mostów i mostków. To

jest dużo więcej niż w słynnej Wenecji.

Śmiało mógłby też konkurować z niektórymi miejscami w Paryżu. Berlin z racji

tego, że jest niedaleko, daje szansę szybkiego przemieszczenia się ze Szczecina

i tam można jeździć i odkrywać to miasto

po swojemu. Ja w swojej książce nie pokazywałem najbardziej popularnych miejsc,

ale takie, z którymi związane są moje prywatne emocje.

Każdy może też szukać w wybranej

przez siebie dziedzinie. - Tak. Jeżeli chodzi na przykład o sztukę graffiti, to Berlin

jest jednym z najciekawszych miejsc na

świecie. W mojej książce namawiam do

tego, żeby jak najwięcej szukać na własną

rękę. Dotyczy to także knajpek, gastronomii czy innych miejsc tego typu. Każdy

może w tym mieście znaleźć to, co jest mu

bliskie.

Ja kiedyś jeździłam do Berlina kupować

płyty i miałam swój ulubiony sklepik

w bocznej uliczce przy Alexanderplatz.

- Płyty rzeczywiście można było kupić

w kilku miejscach w małych sklepikach.

Jak pan wyznacza swoje ścieżki?- Czasami wymieniam się informacjami z innymi osobami, ale zazwyczaj spaceruję

i sam odnajduję różne miejsca. Bardzo

lubię ryneczki, ale niekoniecznie pchle

targi, bo to jest odrębna kategoria. Mam

na myśli raczej Wochenmarkt, czyli nietypowe rynki, w których można przysiąść,

coś zjeść, obejrzeć rękodzieła. A jeśli chodzi o płyty, to często można je znaleźć

w specjalnych miejscach. Oprócz Prenzlauer Berg lubię też Kreuzberg. Tam jest

ładna ulica ze sklepikami. Okolice buntowniczej Oranienstrasse, gdzie odbywają

się różne demonstracje i jest wielki misz-

-masz. Polecam też dzielnicę Köpenick,

co prawda nie offową, ale to fajne miejsce

na niedzielny chillout po sobotnich imprezach. W zasadzie jest inne miasto. Nie ma

tam odrapanych miejsc, jest bardziej drobnomieszczańsko, ale jest offem w offie.

Jest trochę nowych apartamentowców.

Kiedy panu przyszło do głowy, żeby się

dzielić swoją wiedzą z innymi? - Mój kolega, który też bardzo lubi Berlin, powiedział mi kiedyś, że mógłbym zacząć prowadzić blog czy napisać książkę. Książka

jest dzisiaj trudną formą, ale zacząłem sobie to składać w głowie. Zacząłem pisać

w 2015 roku i w ubiegłym roku we wrześniu książka ujrzała światło dzienne.

Gdzie można kupić tę książkę?- Można

ją kupić online przez stronę www.offberlin.pl, ale jest też do kupienia w kilku miejscach w Szczecinie. W Berlinie też można

ją nabyć w jednym miejscu. Jest większe

zainteresowanie, niż się spodziewałem.

Ma pan nowe pomysły, żeby ludziom

ten Berlin przybliżać?- Jeżeli miałbym

przybliżyć Berlin, to na pewno warto by

było uzupełnić wydanie książki o nowe

miejsca. Może lepszą formą niż książka byłyby jakieś formy multimedialne.

Na razie spontanicznie wrzucam różne

zdjęcia i filmy na facebooka. Jest krócej,

- Berlin jest miastem wciąż nie odkrytym – uważa Marek Defee, szczecinianin, który regularnie

odwiedza to miasto i pokazuje je innym przez pryzmat swoich emocji. Niedawno wydał książkę

„OffBerlin. Przewodnik alternatywny”, a my skorzystaliśmy z okazji, aby przejść się jego śladami.

ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI (PORTRET), ARCHIWUM MARKA DEFEE (ZDJĘCIA Z BERLINA)

Śladami alternatywnego

przewodnika po Berlinie

P:33

| PODRÓŻE |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 33

ale bardziej aktualnie. A wszystko jest

przefiltrowane przez własne emocje.

Może w przyszłości jakiś komiks. Taki

pomysł mi chodzi po głowie. Ja ten Berlin naprawdę kocham, więc jestem wobec

niego bezkrytyczny, co nie oznacza, że nie

dostrzegam jego negatywnych stron. Ale

wszystko ma swój urok. Na pewno warto

się zainteresować sceną klubową, bo Berlin z tego słynie i ma już 100 - letnią tradycję w tej dziedzinie. Zawsze był miastem

wyzwolonym, dla niektórych obrazoburczym i takim pozostaje do dziś.

W latach 20. ubiegłego wieku Berlin

słynął z klubów i wtedy też był dla niektórych obrazoburczy. - Tak, dzisiejszy

Berlin jest kontynuacją tamtego. Wiele

osób odwiedza to miasto właśnie z tego

powodu. Podobnie wiele osób odwiedza

Berlin ze względu na clubbing. Dużo klubów w Berlinie ma to do siebie, że mają

słynne trudne do przejścia bramki. Nie jest

do nich łatwo wejść i nie ma klucza, jak

do nich wejść.

Jak w słynnym klubie Studio 54

w Nowym Jorku. - No tak. Podobno Elon

Musk nie został wpuszczony do najsłynniejszego klubu w Berlinie. Tam nie ma

jasno określonego dress codu. Albo się

spodobasz, albo nie. Ale ogólnie jest fajnie, bo jednak to miasto, w którym słychać

różne języki i wszyscy się tu dobrze czują.

Berlin jest miastem, w którym możemy

znaleźć wszystko, czego potrzebujemy.

P:34

34

| FILM |

Zaczynał od Teatru Polskiego

w Szczecinie. Prowadził nawet

program randkowy. Wiele

osób zna go z polskich produkcji telewizyjnych. Jednak od

niedawna można go oglądać

również w serialowym hicie

BBC „Peaky Blinders” streamingowanym na Netflixie.

Przedstawiamy Aleksandra

Mackiewicza.

ROZMAWIAŁA PAULA DĄBROWSKA /

FOTO ARCHIWUM PRYWATNE

Jak wspominasz swoją pracę na planie

„Peaky Blinders”? - W serialu grałem

rolę epizodyczną. Zanim wszedłem na

plan, musiałem podpisać papiery, które

świadczyły o tym, że jestem wobec nich

lojalny. Nawet nie dostałem całego scenariusza, tylko fragment ze swoją sceną.

W takim razie, jak wyglądał plan? -

Wchodzisz i są dwie strefy, w jednej odtwórcy głównych ról, a w drugiej – role

epizodyczne. Jednego dnia mieliśmy treningi, próby z aktorami, którzy są wynajmowani specjalnie na plan do ćwiczenia

tekstu. Drugiego dnia wchodzisz na plan

zdjęciowy. I to właśnie wtedy poznałem

aktorów właściwych. Moja rola nie była

duża, ale bardzo się cieszę z udziału

w serialu, dla mnie to niezapomniane

przeżycie. To, że mogłem poznać reżysera, zobaczyć, jak w ogóle wygląda taki

plan zdjęciowy zagranicą - to jest coś!

A jak dostałeś rolę? Słyszałam, że wiąże się z tym ciekawa historia. - Pod koniec 2007 roku wyjechałem do Irlandii,

żeby pracować za barem. Wtedy wielu

Polaków wyjeżdżało zagranicę w celach zarobkowych. Zawsze też chciałem

pracować w teatrze. W Szczecinie wiedziałem, że może być trudno się przebić.

Pojechałem pracować w gastronomii,

ale nie zamierzałem rezygnować z marzeń. Między pracą a czasem wolnym

brałem udział w zajęciach w studium

aktorskim, udzielałem się w teatrze.

W Irlandii poznałem ludzi, którzy są odpowiedzialni za castingi. Nawet zagrałem w irlandzkim sitcomie rolę „Polaczka dresa”. Ponoć dobrze się nadawałem

do odwzorowania tej postaci: uśmiechnięty, lekko podchmielony (śmiech).

Kontakt został. Wróciłem po pięciu latach do Polski, jeździłem na castingi do

Warszawy. Dalej pracowałem w gastronomii, bo jednak musiałem za coś żyć.

Utrzymywałem kontakt z ludźmi z Wysp

i przed pandemią odezwał się do mnie

jeden ze znajomych, że szukają kogoś,

kto „zagra Cygana ze Wschodu”, ale nie

zapłacą mi za przelot i nocleg.

Czyli finansowo było… po prostu słabo? - Stwierdziłem, że nie ma problemu,

Aleksander

Mackiewicz –

od Teatru

Polskiego po

produkcje Netflix

i „Peaky Blinders”

P:35

| FILM |

opłacę ten przelot. Później wynagrodzenie pokryło to wszystko. Na początku,

jak nagrywałem, to miałem małą nadzieję, że wyniknie z tego coś fajnego. Potem myślałem, że nic z tego nie będzie.

W międzyczasie moja pozycja aktorska

się ustabilizowała w Polsce. Zapomniałem nawet, że wziąłem udział w tym

przesłuchaniu (śmiech). Ale w końcu dostałem telefon - jesteśmy zainteresowani.

I wtedy wszystko się zaczęło. Wiemy

już, jak wyglądał plan, a charakteryzacja i przygotowanie? - No właśnie,

tu pojawił się drobny problem, bo mam

tatuaże, które zrobiłem wcześniej, nie

myśląc, że będę zawodowo zajmował

się aktorstwem. Skąd mogłem wiedzieć?

Zrobiłem sobie taki tatuaż jak George

Clooney, trzeba było go przykrywać

(śmiech). Musiałem też zapuścić zarost.

Byłem zaskoczony, że dla takiej postaci

jak moja przykładano tak wiele uwagi.

Aktorzy, którzy pojawiali się nawet na

chwilę w serialu, mieli specjalnie szyte

buty czy ubrania.

Podczas zdjęć wydarzyło się coś,

co mocno zapadło ci w pamięć? - Dostałem swoją scenę, łącznie trzy zdania (uśmiech). Początkowo mówiłem

z polskim akcentem, ale chciałem bardzo

zaimponować realizatorom, więc uczyłem się takiego czystego, brytyjskiego

akcentu. Jestem na planie, zaczynam

mówić tym swoim pięknym angielskim,

a oni do mnie „Dlaczego tak mówisz?”.

Zapytałem, czy mówię źle, a oni mi na

to „Brzmisz jak chłopak z Liverpoolu.

A miałeś jak Polak” (śmiech). Wiedziałem już, że chcą mój stary akcent.

W Internecie pojawiają się informacje, że powstanie film o „Peaky Blinders”. Dostałeś już jakiś telefon w tej

sprawie?

- Jeżeli będzie oficjalna informacja, to

oczywiście, że wezmę udział w castingu.

Zdaję sobie też sprawę, że nie do roli wiodącej, tylko zapewne do epizodycznej.

Na koncie masz jednak znacznie więcej niż epizody w zagranicznych superprodukcjach. Przykład Adam

z „Gliniarzy”. - (śmiech).

Mam ogromny sentyment

do tej postaci i bardzo lubię ją

tworzyć. Od samego początku

mogłem „robić ją” tak, jak chciałem. Producenci powiedzieli,

że to ma być pozytywny policjant, ale odróżniający się od

reszty tych „ładnych”. Oni tacy

z żurnala, a ja – mordeczka.

Wychowywałem się w centrum Szczecina, chodziłem do jednej szkoły z majorem SPZ. Towarzystwo miało ogromny

wpływ na mnie i chciałem, żeby takim

człowiekiem też był Adam Bogusz.

Człowiek ulicy, ze skazami.

A jakie masz plany na przyszłość?

Oprócz castingu do filmu „Peaky Blinders” (uśmiech). - Powiem szczerze,

że ostatnio dzieje się bardzo dużo. Gdy

pracowałem przy programie „Pierwsza

randka” (program randkowy, który był

emitowany w TVP w 2017 roku – przyp.

red.), poznałem Michała Węgrzyna. To

on mnie wciągnął do kolejnych produkcji i do dziś często razem współpracujemy. Nie tylko przed kamerą, ale również

za. Zrobiliśmy „Gierka”, „Krime Story. Love Story”, więc trochę tego było.

Jeszcze w tym roku będzie film, ale na

razie nie ustalono tytułu. Zagram jedną

z głównych ról obok Antka Królikowskiego, Mateusza Damięckiego, Małgorzaty Sochy oraz Michała Żebrowskiego.

Szykuje się ciekawa komedia. Kolejne

scenariusze leżą też u mnie na biurku.

Teraz właśnie ćwiczę do serialu Netflixa.

Miniserial sensacyjno-kryminalny związany z motoryzacją, coś jak „Szybcy

i wściekli”. Ćwiczę sztuki walki, żeby

się przygotować do roli. Schudłem nawet 10 kg (śmiech). Ale o tym serialu za

bardzo jeszcze nie można mówić, tylko

trochę, bo jak wiemy, są umowy i kary

za złamanie tajemnicy.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 35

P:36

36

| KSIĄŻKA |

„Moda Vintage”

Nicky Albrechtsen

Wydawnictwo Arkady

Kompletny, najobszerniejszy

w historii, przewodnik po modzie

vintage - nie jest kolejną zwykłą

historią mody, ale próbą ukazania,

jak przeszłość mody aktywnie

kształtuje jej teraźniejszość – co

wyraźnie widać na ulicy, wybiegach i w stylizacjach wpływowych

wielbicielek mody vintage takich,

jak Kate Moss czy Sienna Miller.

W książce zamieszczono prace

wybitnych projektantów światowej

sławy oraz projekty artystów mniej

znanych, ale uwielbianych przez

kolekcjonerów, jak chociażby

Lilli Ann i Horrockses Fashions.

To prawdziwe i pięknie wydane

kompedium wiedzy o modzie

vintage do lat 80. XX wieku. Może

posłużyć paniom do tworzenia

współczesnych stylizacji na bazie

tamtych ubrań. Wiele z nich można

dziś uznać na współczesne i spokojnie wyjść w nich na ulicę.

„Zdradziecka

Osiecka”

Piotr Derlatka, Instytut

Wydawniczy Latarnik

Piotr Derlatka, młody badacz,

podążył śladami Agnieszki Osieckiej, nie uwierzył, że piosenki to

tylko rymowane słowa, ułożone

do melodii, aby łatwiej wpadała

w ucho. Potraktował je poważniej

i zobaczył w nich zapis najintymniejszych zwierzeń Osieckiej. Połączył biografię z jej twórczością

i bez ogródek opowiedział nam

o jej życiowych rolach. O wszystkim, co było dla niej ważne, choć

nie od razu to sobie uświadomiła.

Agnieszka Osiecka z łatwością

rozkochiwała w sobie zarówno

tych mężczyzn, którzy stali się ikonami swego czasu – Marka Hłaskę,

Jerzego Giedroycia, Jeremiego

Przyborę, Daniela Passenta – jak

i tych, którzy tylko pretendowali

do tych tytułów. Była dla nich

wszystkich jak jej piosenki –

zdradziecko przystępna i niespodziewanie gorzka zarazem. W tej

książce przyglądamy się wielu

aspektom życia pisarki i poetki.

„Basia: szczęśliwą

się bywa”

Beata Nowicka, Barbara Stuhr,

W.A.B. - Grupa Wydawnicza

Foksal

Barbara Stuhr - artystka, żona,

matka. W tej rodzinie popularność

zdobyli mężczyźni, ale gdyby nie

Barbara, wiele rzeczy przychodziłoby panom trudniej. Ta książka

to osobista opowieść kobiety, żony

i matki, która stała za błyskotliwymi karierami Jerzego i Macieja

Stuhrów. Kobiety niezwykłej,

wybitnie uzdolnionej skrzypaczki,

w młodości koncertującej na całym

świecie, która po chorobie męża i

córki całkowicie poświęciła się rodzinie oraz działalności społecznej.

Książka opowiada o jej życiu trudnych relacjach w domu rodzinnym,

wielkiej miłości, wielkich dramatach, rozpaczy, depresji, wreszcie

akceptacji życia, którego centrum

stanowią kochający, ale trudni

charakterologicznie najbliżsi.

W książce pojawiają się też głosy

jej bliskich, rodziny, przyjaciół

oraz wielu znajomych. Nie brakuje

tu zabawnych anegdot ze świata

artystycznego Krakowa. Wielka

wartością są też zdjęcia, szczególnie te z życia prywatnego rodziny

Stuhrów.

„Narzeczone

Chopina”

Magda Knedler,

Wydawnictwo WAM

Fryderyk Chopin – blady, chudy,

z charakterystycznym nosem,

ale ma w sobie coś, co sprawia,

że kobiety nie mogą mu się oprzeć.

Skandalizująca George Sand,

uwodzicielska Maria Wodzińska,

młodziutka śpiewaczka Konstancja Gładkowska i bogata Jane

Stirling. Każda szaleńczo w nim

zakochana. Każda oddałaby za

niego serce. Pasjonująca powieść

o poplątanych ścieżkach miłości,

płomiennych namiętnościach,

salonowych plotkach i uczuciach,

które nie dają o sobie zapomnieć.

Cztery niezwykłe kobiety i jeden

mężczyzna, Fryderyk Chopin. Za

co go kochały? A on – kogo kochał

naprawdę? Książka jest napisana

w ciekawy sposób, bo punktem

wyjścia jest materiał dziennikarza,

który wspomina spotkania z kobietami Chopina. Obraz wielkiego

artysty wyłania się tutaj z opowiadań kobiet, jest to obraz mężczyzny widziany oczami kobiet, więc

mocno subiektywny.

„Berlin: metropolia

Fausta”

Tom I, Alexandra Richie,

Wydawnictwo W.A.B. -

Grupa Wydawnicza Foksal

Berlin to miasto, które po każdym upadku rodzi się na nowo,

niepodobne do żadnej innej z europejskich stolic. Choć monumentalnych rozmiarów, ale napisana

lekko i przystępnie, książka Richie

to nie tylko historia w wymiarze

lokalnym - to historia Niemiec,

ale i całej Europy widzianej przez

pryzmat tego niezwykłego miasta.

Alexandra Richie z dużą dozą

erudycji, ale i lekkości prowadzi

czytelnika przez zawiłe meandry

historii Berlina, od jego średniowiecznych, słowiańskich początków, przez zdobycze oświeconych

władców okresu nowożytnego –

przede wszystkim Fryderyka Wielkiego – z dynastii Hohenzollernów,

po epokę Bismarcka i XXI wiek.

Książka napisana jest sprawnie jak

na tak obszerny temat, nie gubimy

się tu w gąszczu informacji za to

mamy syntetyczny obraz rozwoju

miasta od niewiele znaczącego,

prowincjonalnego miasteczka

do stolicy Prus, a później całych

Niemiec. Bardzo ciekawie opisany

jest też problem relacji władzy ze

światem sztuki oraz postępowymi

środowiskami opiniotwórczymi.

P:37

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 37

| KOMIKS |

Niewidzialni,

tom 1

Scenariusz: Grant Morrison /

Rysunki: Steve Yeowell, Jill

Thompson, Dennis Cramer i inni

Legendarna seria Granta Morrisona, jednego z brytyjskich twórców,

którzy pod koniec XX wieku

zmienili oblicze komiksu

amerykańskiego. Młody bohater

umieszczony w ośrodku resocjalizacyjnym szybko się orientuje,

że dzieje się tam coś dziwnego,

a nawet złowieszczego. Z pomocą

przychodzi mu tajemniczy mężczyzna, który proponuje chłopakowi

wstąpienie do grona Niewidzialnych. Kim są członkowie tej grupy

i o co walczą? I czy prawdą jest to,

co mówią niektórzy, że światem

rządzą okrutne stwory z innego

wymiaru? Odpowiedzi poznamy

stopniowo, wraz z kolejnymi

krwawymi i niewiarygodnymi

przygodami grupy bohaterów.

Marvel Classic.

Deadpool i Cable,

tom 2

Scenariusz: Fabian Nicieza /

Rysunki: Reilly Brown, Ron Lim,

Lan Medina

Czy dwaj uzbrojeni po zęby

kumple – dodajmy, że jeden jest

podróżnikiem w czasie, a drugi

cynglem do wynajęcia – mogą

wytrzymać ze sobą dłużej niż

godzinę i nie doprowadzić się

nawzajem do szaleństwa? I przy

okazji – wszystkich innych? W tym

tomie Deadpool mierzy się ze Spider-Manem, Cable staje naprzeciw

Kapitana Ameryki, a potem obaj

próbują zapobiec wskrzeszeniu

Apocalypse’a… a może wręcz

przeciwnie? Jaką rolę odegra w tej

drace Domino? I po czyjej stronie

opowiedzą się nasi antybohaterowie podczas niesławnej wojny

domowej?

Marvel Classic.

Ultimate Spider-Man,

tom 11

Scenariusz: Brian Michael Bendis /

Rysunki: Stuart Immonen, Mark

Bagley

Tom 11. cyklu Ultimate Spider-

-Man. Walka symbiontów i Ultimates na ulicach Nowego Jorku!

Po ataku Carnage’a na Venoma

Spider-Manowi grozi śmierć!

We wszystko zamieszani są

również SHIELD, Ultimates, Silver

Sable i jej Wild Pack. Także życie

Gwen Stacy wisi na włosku. Tymczasem wojnę Nowemu Jorkowi

wypowiada Magneto. Spider-Man

stara się ocalić miasto przed Hulkiem i Nightmare’em. Czy policja

aresztuje ciocię May? Na łamach

Ultimate Spider-Man debiutują

Beetle i Mysterio, a gościnnie występują też Daredevil, Nick Fury,

Spider-Woman, Ludzka Pochodnia

i Doktor Strange. Album zawiera

materiały opublikowane pierwotnie

w zeszytach #123–133 i Annual

#3 serii Ultimate Spider-Man oraz

w zeszytach miniserii Ultimatum:

Spider-Man. Requiem #1–2.

DC Black Label.

Batman Biały

Rycerz przedstawia

Harley Quinn

Scenariusz: Katana Collins /

Rysunki: Matteo Scalera

Dwa lata po tym, jak w historii

„Batman - Klątwa Białego Rycerza” Azrael starł w proch najgroźniejszych przestępców Gotham,

scena jest gotowa na pojawienie się

ich następców. Tajemniczy demiurg

zwany Producentem po kryjomu

kompletuje barwną obsadę

nowych złoczyńców, główną rolę

powierzając ponętnej Gwiazdce,

niegdyś aktorce, dziś seryjnej

morderczyni, mszczącej się na

gothamskich gwiazdach filmowych

złotego wieku kina. Makabryczne

zbrodnie Gwiazdki mogą kojarzyć

się z dawnymi postępkami Jokera,

dlatego gothamska policja, którą

wspomaga w śledztwie młody,

gorliwy agent FBI Hector Quimby,

zwraca się do Harley Quinn z prośbą o pomoc w rozwikłaniu zagadki.

Sęk w tym, że Harley wciąż usiłuje

odnaleźć się w nowej roli: samotnej

matki wychowującej dzieci Jacka

Napiera. Powrót do przestępczego

świata Gotham – mimo że tym

razem po stronie tych dobrych – to

nie tylko igranie z ogniem, a także

konieczność konfrontacji z najgorszymi instynktami. Udowadniając,

że potrafi zachować zdrową równowagę, Harley przyjmuje pomocną

dłoń Bruce’a Wayne’a i krok po

kroku zbliża się do morderczyni.

Star Trek – Rok piąty.

Nic słabszego

od człowieka

Scenariusz: Scott Tipton, David

Tipton / Rysunki: David Messina,

Sylvia Califano

Kolejny, piąty już tom komiksowej

wersji kultowego serialu „Star

Trek”! Album, będący kontynuacją tomu „Star Trek – Rok

Piąty” przedstawia finał ostatniej,

pięcioletniej misji załogi statku

kosmicznego U.S.S. Enterprise.

Po odwiedzeniu obcych planet

i rozwiązaniu niezwykłych,

kosmicznych problemów załoga

kapitana Jamesa T. Kirka wreszcie

powróciła na terytorium Federacji.

Ale nie jest to już ta Federacja,

którą opuścili przed pięcioma laty.

Kirk, Spock, Bones, Uhura, Sulu,

Scotty i Chekov ujawnią straszliwe

tajemnice i zmierzą się z wyzwaniem zagrażającym powodzeniu

ich całej pięcioletniej misji! Album

zawiera zeszyty „Star Trek: Year

Five” #13–25 oraz „Star Trek: Year

Five: Valentine’s Day Special”.

P:38

38

| MUZYKA |

Borys Sawaszkiewicz,

każdy dzień

to wypad na inną

muzyczną planetę

P:39

Borys Sawaszkiewicz kojarzony jest przede

wszystkim z zespołem Big Fat Mama,

kolektywem CHANGO czy obecnie formacją

Piotra Cugowskiego. Jak mówi, jest ogromnym

szczecińskim patriotą i ma co do miasta wiele

planów. Póki co założył studio nagraniowe

Stobno Records, które wpływa na rodzimą scenę

muzyczną i jednocześnie współpracuje z największymi artystami z całego kraju. Więcej dowiecie

się z naszego wywiadu.

ROZMAWIAŁA MONIKA PIĄTAS / FOTO HUBERT GRYGIELEWICZ

Zacznijmy od początku. Od zawsze ciągnęło cię ku muzyce? - Pochodzę z rodziny o głębokich muzycznych tradycjach.

Babcia Zofia Tokarzewska przed wojną była primadonną Opery

Warszawskiej, później do emerytury była związana z Operetką

Szczecińską. Dziadek Witold Sawaszkiewicz – wiolonczelista/filharmonik, ojciec Wojciech Sawaszkiewicz jest laureatem legendarnego szczecińskiego festiwalu Młodych Talentów - big beat

do dziś płynie w jego żyłach (uśmiech). Na co dzień w naszym

rodzinnym domu przesiadywali m.in Irena Brodzińska, Jan Waraczewski czy Jacek Nierzychowski. Trochę nie miałem wyjścia

i musiałam zostać muzykiem (śmiech). Rodzice mocno się starali, abyśmy razem z siostrą Sawą kontynuowali tradycję rodzinną.

Nasza mama Mirosława Sawaszkiewicz poświęcała nam ogrom

czasu, pilnując systematycznych ćwiczeń i nieustannie dopingując nasze postępy.

Sięgając do czasów Big Fat Mama? Jak to się zaczęło?

– Na pierwszym roku studiów zostałem zaproszony na próbę

BFM. Z tego co pamiętam był to rok 2006, po pierwszych wspólnie zagranych dźwiękach poczuliśmy do siebie miętę. Gruba

Mama grała już z 5 lat, odnosząc pierwsze ogólnopolskie sukcesy. Było to dla mnie zupełne nowe doświadczenie. Dotychczas

grywałem z muzykami po szkołach. Gruba natomiast składała

się z samych naturszczyków, wolnych od zasad stosowanych

w muzyce i szalenie kreatywnych. Skłonny jestem stwierdzić,

że to BFM obudziła we mnie ducha rock&rolla i na wielu płaszczyznach ukierunkowała dalszą drogę.

Jak zareagowałeś na propozycję dołączenia do zespołu? – Nie

byłem specjalnie zaskoczony (śmiech). Serio nie wiedziałem czego mam się po nich spodziewać. Byli z innej bajki, w dodatku

ja nie planowałem angażować się na sto procent w jeden zespół.

Zespół był zdeterminowany, celowali wysoko, nie zwracali uwagi na przeszkody. Bardzo szybko zaraziłem się tym podejściem,

nie było odwrotu. Po kilku wspólnych miesiącach staliśmy się tytanami pracy. Spędzaliśmy razem czas cztery, a nawet pięć razy

w tygodniu po pięć godzin na próbach, chodziliśmy systematycznie na zajęcia ze śpiewu, bezustannie dopracowywaliśmy kwestie

wizerunkowe. To wszystko podpowiadało, że Big Fat Mama stanie się czymś zjawiskowym i niepowtarzalnym na polskiej scenie

muzycznej. Rzeczywiście tak się stało. W końcu zaczęliśmy być

zapraszani na praktycznie każdy znaczący festiwal od RAWY

BLUES po Festiwal w Opolu. Później przyszedł czas na koncerty

poza Polską.

No właśnie, fluorescencyjność, żywiołowość, szalone stroje, koncerty w Polsce i w Europie. Jak wspominasz te

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 39

P:40

czasy? – Byliśmy hipisami (uśmiech). Nie różniliśmy się niczym

od opowieści o latach 60. i 70. Emanowaliśmy uśmiechem na

wszystkie możliwe strony, przyjaźniliśmy się do tego stopnia,

że nawet nasi rodzice się polubili (śmiech). Wspomnień z tego

okresu jest ogrom. Dostawaliśmy olbrzymi feedback od fanów,

którzy z czasem stawali się również naszymi przyjaciółmi. Do

dziś utrzymuję kontakty z wieloma ludźmi poznanymi na koncertach BFM. Gdzie się pojawiliśmy, wzbudzaliśmy zaskoczenie.

Pytania w stylu: „skąd wyście się wzięli?” towarzyszyły nam na

co dzień. Stąd też wygraliśmy pierwsze eliminacje na Woodstock,

mieliśmy przyjemność zagrać na dużej scenie Jubileuszowego 15.

Przystanku Woodstock. Oglądał nas Michael Lang, twórca pierwszego słynnego Woodstock 1969, to było dla nas niesamowite

przeżycie. W zasadzie przeżyliśmy dużo niecodziennych zdarzeń.

Teraz grasz z Piotrem Cugowskim. To całkowicie coś innego. – Kariera muzyka to droga przez najróżniejsze style. Jeżeli

uprawiasz zawód muzyka z powołania i nie męczy cię ten wybór,

każdego dnia jesteś na innej muzycznej planecie (uśmiech). Te

podróże wspomagają kreatywność i piekielnie szybko rozwijają wyobraźnię. Nie wyobrażam sobie na chwilę obecną oddania

się jednemu gatunkowi. Współpraca z Piotrem Cugowskim jest

wielkim wyróżnieniem. Jest to jeden z najważniejszych polskich głosów. To kolejny etap mojej edukacji. Koncertowanie na

ogromnych scenach, wyjazdy w duże trasy, które nie kończą się

jedynie na Europie. W sierpniu jedziemy z koncertami do Stanów

Zjednoczonych. To zupełnie inny wymiar kariery. Nie zmieniłem

gustu, sięgam po nowe. Praca z najlepszymi pomaga mi w pracy

z młodymi muzykami, którym staram się rzetelnie przybliżać tajniki branży muzycznej.

Wcześniej grałeś jeszcze w innych zespołach? – Tak i nadal

gram (śmiech). Chwilę po BFM zaangażowałem się w Fat Belly

Family, ciężki rockowy zespół. Na początku wokalistą był Łukasz Drapała, później dołączył do nas Damian Ukeje. Kolejnym

i jednym z najważniejszych dla mnie zespołów jest CHANGO.

Początkowo mieliśmy jedynie jamować, eksperymentować

i pozwalać sobie na to, co często w muzyce nie jest dozwolone.

Nie wiązaliśmy z tym żadnych planów, ale oczywiście wszyło

jak zwykle….nagraliśmy album i ruszyliśmy w trasę (śmiech).

Naprawdę kocham chłopaków! Szykujemy właśnie nową płytę.

W międzyczasie za sprawą wybitnego skrzypka i od niedawana

mieszkańca Szczecina Jana Gałacha zacząłem mocno udzielać się

na scenie bluesowej. Wraz z Jan Gałach Band zagraliśmy setki

koncertów w Europie, reprezentowaliśmy Polskę na największym

na świecie festiwalu bluesowym w Memphis w USA. Dwukrotnie zdobyliśmy nagrodę BLUES TOP.

Założyłeś też studio muzyczne. To twoje spełnienie jako muzyka? – Tak. To jedno z pierwszych zawodowych marzeń. Dzięki

pomocy Karola Majtasa, mojego przyjaciela i wspólnika, udało

nam się otworzyć Stobno Records. Od samego początku swojej

aktywności muzycznej miałem olbrzymi niedosyt z grania jedynie koncertów. Pozostają po nich jedynie wspomnienia i strzępy

towarzyszących im wrażeń, a ja się pytam: „Gdzie mogę tego

posłuchać jeszcze raz?” Chciałem rejestrować. Potrzeba zapisywania muzyki w formie nagrań i archiwizacja jej, jest dla mnie

nieodłącznym elementem pracy twórczej. Dzięki zapisowi mogę

iść dalej. Ponadto ubóstwiam pracę z ludźmi, a studio daje mi

możliwość pracy praktycznie codziennie z kimś innym. Nowy

dzień to nowe piosenki, inne gatunki, nowe brzmienia. Czad

(uśmiech). W studio realizuję się również jako pedagog. Moja

rola jako producenta muzycznego często wiąże się z ogromem

czasu spędzonego nad poprawą warsztatu danego artysty czy kreacją jego brzmienia. Wraz z Karolem i Adamem Partyką tworzymy w studio świetny team.

– Z kim najlepiej wspominasz pracę? – Szczególnie będę wspominał Jacka „Budynia” Szymkiewicza. Nieustanie mnie zaskakiwał, wskazywał drogi niewidzialne. Współpraca z nim była ciągłą, bardzo intensywną podróżą. Chwilami nawet krucjatą w imię

wartości intelektualnej. Ogromem dzieł, jakimi wzbogacił polską

literaturę i muzykę, chciałoby się obdarować każdego, kto potrafi

czytać. Wielka strata.

Od niedawna intensywnie pracuję z Konradem Słoką. Znamy się

chyba od podstawówki. Niedawno trafiliśmy na siebie po latach.

Konrad niedawno wrócił do Szczecina założył nowy zespół i za

sprawą Szymona Drabkowskiego i Maćka Kałki, czyli Changersów (uśmiech), trafił do Stobna i tym samym do mnie, w celu

nagrania płyty. Dodatkowo powierzona została mi produkcja muzyczna. Przyznam szczerze, że jestem zachwycony, ta współpraca

ma świetne tempo. Kolejny raz udowadnia mi, jak zdolnych artystów mamy na miejscu. Konrad jest wykształconym muzykiem

z niesamowitą wyobraźnią muzyczną. Multiinstrumentalista, gra

na trąbce, gitarze, basie, bardzo osobliwie śpiewa i na dodatek

świetnie posługuje się słowem. Współpraca z nim to diament. Na

jesieni pojawi się longplay.

Czyli Szczecin jest dobry dla muzyków. – Ubóstwiam Szczecin

właśnie za to, jakie daje możliwości. Doceniłem to dopiero po

latach pracy w innych miastach, pełnych karier po trupach i ludzi

z branży celujących jedynie w zysk. Szczecin nadal jest wolny

od tej pogoni. Daje bardzo dużo przestrzeni i narzędzi do zrealizowania praktycznie każdego pomysłu. Często spotykam się

z opiniami, że brakuje tu ludzi kompetentnych, profesjonalistów

przez co wiele rzeczy kuleje... to ich tu zapraszajmy! Nie musimy

emigrować, żeby czerpać, możemy budować tu na miejscu. Niech

poznają to naprawdę warte uwagi miasto.

A co planujesz w najbliższym czasie? – 29 lipca odbędzie się

długo wyczekiwane otwarcie wyremontowanego Teatru Letniego w Szczecinie. Wraz z Olkiem Rożankiem przygotowujemy specjalny inauguracyjny koncert „Lorem Ipsum Show”. Na

scenie pojawi się wielu zdolnych szczecińskich artystów. Jest to

dla mnie olbrzymia nobilitacja. Po pierwsze, bo powierzono mi

kierownictwo muzyczne, a po drugie, dlatego, że pracuję nad tym

z Olkiem, którego niebywale cenię za talent, odwagę i punkt widzenia. Zapraszam serdecznie (uśmiech)!

40

| MUZYKA |

P:41

#reklama

Studiuj praktyczniewww.wseit.edu.pl

P:42

42

| MUZYKA |

Jacy artyści wchodzą w skład zespołu Marakuja, jak się poznaliście? - W skład Marakui wchodzą moi koledzy z roku ze

studiów muzycznych. Poznaliśmy się na Akademii Muzycznej

w Bydgoszczy. Razem studiujemy jazz, razem ćwiczymy i rozwijamy swoje umiejętności. Na fortepianie gra Michał Modrzyński, na kontrabasie i gitarze basowej Tymoteusz Wójtewicz, na

perkusji Norbert Itrich Junior. Ja gram oczywiście na saksofonie.

Od początku czas spędzony na poznawaniu się i zgłębianiu muzyki przebiegał nam bardzo owocnie, co przełożyło się na relację w zespole. Formacja Marakuja jest nie tyle owocem chwili,

co naszej sympatii do siebie.

Czy styl waszego jazzu będzie podobny do tego, który mogliśmy usłyszeć w jazzduo.szcz? - Zdecydowanie nie. Oczywiście

będzie to muzyka akustyczna, grana na prawdziwych instrumentach, przez żywych ludzi, tak samo jak robimy to w projekcie jazzduo.szcz. Jednak muzyka, którą piszemy i aranżujemy

w zespole Marakuja, na pewno będzie inna, bo jest tworzona

przez inny zestaw osobowości. W jazzie, żadne wykonanie, nawet najbardziej znanego standardu, nie jest takie samo jak poprzednie. Marakuja ma dostarczać muzykę, przy której można

się odprężyć, zamyślić i miło spędzić czas. Chcemy, żeby nasz

projekt nie naśladował utartych schematów, również wizerunkowych. Nie oznacza to jednak, że nie będziemy grali standardów muzyki jazzowej, owszem będziemy, ale chcemy to robić

na zasadzie dawania czegoś od siebie, pamiętając o szacunku

do autorów.

Rynek polskiego jazzu na pewno jest ci dobrze znany,

ale wiem, że planujesz też podbić Hiszpanię? - Podbić Hiszpanię, to dosyć duże słowa (uśmiech). W każdym razie kierunek wydaje nam się naturalny z racji tego, że nasz perkusista

Norbert Itrich Junior pochodzi właśnie z Hiszpanii. Mimo,

że na co dzień uczymy się i gramy w Polsce, jeśli nadarzy się

Marakuja,

owoc współpracy

kolegów ze studiów

Kilka miesięcy temu mieliśmy przyjemność przedstawić sylwetkę młodego jazzmana,

który otworzył przed nami świat muzyki, szyku i elegancji. Okazja do ponownego spotkania

nadarzyła się szybciej, niż mogliśmy się spodziewać. Tytus Łajdecki, bo o nim mowa, właśnie

powołał do życia nowy zespół, który, jak mówi, jest wypadkową koleżeństwa zawiązanego

na studiach muzycznych i ciężkiej pracy. Formacja zaistniała pod nazwą Marakuja.

ROZMAWIAŁ DARIUSZ ZYMON / FOTO ARCHIWUM TYTUSA ŁAJDECKIEGO

P:43

| MUZYKA |

sposobność do zagrania w ojczyźnie naszego bębniarza, na pewno ją wykorzystamy. Od początku uruchomienia naszych fanpagy zauważamy wyraźną aktywność grupy zainteresowanych

osób z tamtej części Europy. Mamy zamiar rozwijać się również

dla tej grupy odbiorców po to, żeby w niedalekiej przyszłości

zagrać parę koncertów w ojczyźnie Norberta.

Wracając do Marakui, wasz pierwszy singiel „Atomic Leaves” jest rearanżacją „Autumn Leaves”, czy zmiana pierwszego członu tytułu jest przypadkowa, czy może nawiązuje do

aktualnych, niespokojnych czasów? - Rzeczywiście moment

nagrywania naszej aranżacji standardu zbiegł się z działaniami

wojennymi za wschodnią granicą, jednak sam człon Atomic nie

nawiązuje stricte do tego tragicznego wydarzenia. Nie było to

naszym założeniem, żeby podpinać się pod tę wielką tragedię.

Cieszy nas jednak to, że zinterpretowałeś ten zabieg w ten sposób. To jest właśnie rzecz, która bardzo podoba mi się w muzyce,

różnorodność możliwych interpretacji. Chcieliśmy wyróżnić nasze nagranie za pomocą zmiany w tytule. „Autumn Leaves” jest

dosyć popularnym standardem i w internecie jest dużo jego wersji. Człon Atomic ma korespondować z charakterem i konceptem na nasz zespół. Jednak zmiana nazwy nie jest jedyną formą

wyrazu, jaką zastosowaliśmy w tym utworze. Postanowiliśmy

dodać takie zmiany w strukturze utworu, jak zmiana metrum,

czy wydłużenie poszczególnych części oraz dodania łączników.

Cały utwór wyszedł dosyć dynamicznie, dzięki bardzo ważnej

roli korespondencji z perkusją.

Jaka jest najbliższa przyszłość zespołu Marakuja, gdzie będzie można was usłyszeć. - Zagraliśmy już na festiwalu filmowym w Bydgoszczy, a teraz przygotowujemy się do koncertów zaplanowanych na lato. Pod koniec lipca przyjedziemy do

Szczecina, gdzie zagramy koncert, podczas którego wykonamy

nasze autorskie kompozycje oraz aranżacje standardów. Więcej

informacji pojawi się wraz z ogłoszeniem organizatora. Planujemy zagrać kilka koncertów w Szczecinie i okolicy. Cały czas pracujemy nad materiałem, który regularnie planujemy nagrywać

i publikować w internecie. Na pewno będzie można usłyszeć nas

nie tylko na żywo, ale również online. Rozumiemy, jak wielką

rolę odgrywają dzisiaj YouTube i inne platformy streamingowe,

dlatego przykuwamy do tego również odpowiednią uwagę.

Ale koncerty i autorskie kompozycje to nie jedyne sukcesy,

o które chciałem zapytać. Za jakie osiągnięcia udało ci się

dostać stypendium artystyczne Marszałka Pomorza Zachodniego? - Stypendium Artystyczne Marszałka Województwa

Zachodniopomorskiego otrzymałem za działalność artystyczną,

w tym przedsięwzięcia artystyczne, w których brałem udział.

Jestem bardzo szczęśliwy, że mimo mojego młodego wieku

komisja przyznała mi tę nagrodę. Dzięki niej będę mógł zrealizować wydarzenie, które planowałem i po części realizuję już

od jakiegoś czasu. Na początku pandemii, zauważając deficyt

inicjatyw jazzowych, założyłem grupę na Facebooku, na której

do dnia dzisiejszego zebrało się ponad 300 młodych muzyków

z różnych części Polski. Zebraliśmy ich za pomocą „wyzwania”

na instagramie #lajdeckimusicchallange. Była to gra na instastory, podczas której muzycy prezentowali swoje umiejętności

i oznaczali swoich znajomych do wzięcia w niej udziału. Dzięki

temu wiedzieliśmy, kogo zapraszać do grupy, którą nazwałem

Młoda Siła Jazzu. Chcę, żeby to stypendium było dla mnie motorem do dalszej pracy i zintensyfikowanego rozwoju. Mam nadzieję, że wydarzenie - koncert, które planuję, będzie inspirujące

dla innych młodych muzyków i będziemy je mogli w przyszłości

kontynuować ze znacznie większą siłą.

Głównym założeniem projektu jest wspieranie rozwoju scenicznego młodych muzyków jazzowych. Uważasz, że w Polsce jest z tym problem ? Czy ciężko jest się przebić ? - Uważam, że przebicie się powinno zależeć od muzyki, którą gramy,

jednak bardzo często jest to zbieżna wielu przypadków. Jestem

daleki, żeby myśleć, że w Polsce jest jakoś szczególnie trudniej

lub łatwiej. Jednak nie o to mi chodzi, mówiąc, że chcę działać na rzecz rozwoju scenicznego młodych muzyków. Uważam,

że podczas cyklu nauki zdecydowanie za mało uwagi poświęca

się tematyce zarządzania muzyką. Ja wiedzę na ten temat czerpię z książek, kursów i wydarzeń, w których brałem udział, oraz

z rozmów ze znajomymi muzykami, przy czym ich teorie na ten

temat są bardzo różne. Nie chcę prowadzić kampanii szkoleniowej, ponieważ nie czuję się odpowiednią osobą do tego. Chcę

natomiast najlepiej, jak pozwolą mi na to możliwości, zorganizować wydarzenie, o którym będzie można powiedzieć, że było

dobrze i profesjonalnie zaplanowane i wykonane, po to, żeby

moi koledzy zobaczyli na żywo, a nie tylko w teorii, że tak też

można pracować i nie musi być to jedynie „marzenie wielkich

scen”. Mam nadzieję, że uda nam się to zrealizować, najlepiej

jak to jest tylko możliwe.

P:44

44

| MUZYKA |

Grupa Red Box powstała na początku lat 80.

i wielokrotnie podbijała światowe listy przebojów,

w tym UK Top 10, m.in. utworami „Lean on Me”,

„Chenko” czy „For America”. W czerwcu wystąpiła

w Szczecinie i zupełnie porwała publiczność.

Przy tej okazji udało nam się porozmawiać

z liderem grupy Simonem Toulsonem-Clarkiem.

ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

Wróciliście do Polski po przerwie, w tym pandemicznej przerwie. Był to wymagający powrót czy przeciwnie? - To trochę

dziwne, ale jest w tym coś i wymagającego, i łatwego (uśmiech).

Na pewno to wspaniałe uczucie znów móc grać muzykę z moimi

najlepszymi przyjaciółmi. Każdy powrót na scenę jest niesamowitym doświadczeniem, jeśli zespół cieszy się swoim towarzystwem. A jeśli o nas chodzi, mamy niesamowite szczęście, że tak

właśnie jest. Chociaż dodam, że to było trochę „straszne” wystąpić

przed publicznością na żywo pierwszy raz po trzech latach. Myślę,

że jak tylko zaczniemy występować regularnie, ten strach minie.

Jak wygląda wasza trasa koncertowa? Albo inaczej - jak to

jest być członkiem waszego zespołu w trasie koncertowej? - To

bardzo radosny czas, ponieważ to świetna sprawa grać w zespole,

kiedy wszyscy są u szczytu swojej formy. Jednocześnie to ciężka praca i nigdy niewystarczająca ilość snu! Między występami

próbuję dać odpocząć strunom głosowym, choć to dość skomplikowane zadanie, gdy wszyscy chcą z tobą rozmawiać - w hotelu,

w busie, a nawet… w męskiej toalecie (śmiech).

Czy to z tych rozmów zbierasz inspiracje do tworzenia? Nie

tak dawno wydaliście kolejny album. - Inspiruje mnie po

prostu, dobra zabawa płynąca ze wspólnego tworzenia muzyki.

Składam album, dopiero kiedy napisane piosenki naprawdę mi

się spodobają. W innym wypadku czekam, aż tak się stanie. Nie

piszę piosenek, bo potrzebuję wydać kolejną płytę. Wydaję płytę,

bo mam nowe kawałki, które potrzebuję nagrać.

Michał, jeden z waszych muzyków, pochodzi z Polski. Nasz

kraj musi was przyciągać (uśmiech). Jak zaczęła się ta współpraca? - Michał to bardzo ważny członek zespołu, ponieważ

potrafi przetłumaczyć dla nas polskie menu (śmiech). Ale na poważnie, jest bardzo ważny dla Red Box, gra na gitarze, perkusji,

klawiszach - stał się głównym członkiem bandu. Spotkaliśmy się

kilka lat temu, kiedy przyjechał do Warszawy zrobić ze mną wywiad po wydaniu albumu „Plenty”. Polubiliśmy się, więc dołączył

do naszej trasy jako dziennikarz tworzący reportaż na nasz temat.

Tak skończył z nami na scenie z tamburynem w ręku przy jednej

piosence, następnej nocy przy dwóch piosenkach, a przy trzeciej

zagrał na perkusji i jakby nigdy już nie wrócił do domu (uśmiech).

W filharmonii w Szczecinie zaprezentowaliście kilka nowych

piosenek. Czy to oznacza, że myślicie już o nowym albumie?

Czy to jeszcze nie ten moment? - Nigdy nie przestanę pisać nowych piosenek, więc prawdopodobnie moglibyśmy wydać nową

płytę nawet jutro (uśmiech). Zobaczymy, co się wydarzy. Na pewno chcę przygotować album unplugged z naszymi najlepszymi

kawałkami. Myślimy o nagraniu go na żywo.

W takim razie zdradź, czego wam teraz życzyć? - Zdrowia,

spokoju, dobrych przyjaciół i szczęśliwej rodziny.

Legenda brytyjskiej muzyki zagrała

w filharmonii w Szczecinie

P:45

60 sekund do Neapolu

fb.com/pizzapastaibastaavpn

@pizzapastaibasta_838

fb.com/pizzapastaibasta

@pizzapastaibasta

Łukasińskiego 4, Szczecin

798 670 798

Klonowica 11a, Szczecin

91 439 50 00

#reklama

P:46

46

| NASZA AKCJA |

Zwyciężczyni

w kategorii Córki

Joanna Lis,

Szczecin

Podczas rozmów z plebiscytowym jury, zaskoczyła pani wszystkich, opowiadając o swoich zainteresowaniach i obranych kierunkach studiów. Jak

dobrze pamiętam, studiowała pani

bezpieczeństwo narodowe. - To prawda, najpierw zdecydowałam się podjąć

studia na kierunku bezpieczeństwo narodowe. Wtedy też zaczęłam interesować się kryminalistyką i kryminologią.

Przedmioty były realizowane przez komendanta miejskiej policji. Wciągnęłam

się. Na temat mojej pracy dyplomowej

wybrałam: handel ludźmi. Kolejnym krokiem były studia prawnicze. Na trzecim

roku wybieraliśmy specjalizacje (moduły) – wybrałam karny. Napisałam kilka

artykułów naukowych – hipnoza, handel

ludźmi… Ostatecznie jednak trafiłam za

biurko wyspecjalizowanej komórki Urzędu Skarbowego w Szczecinie. Nie żałuję,

dobrze czuję się w pracy. Mam kontakt

z prawem, a każda sprawa jest inna. Kto

wie, może za jakiś czas zdecyduję się zrobić aplikację adwokacką (uśmiech).

Nie myślała pani o pracy w terenie? -

Przez chwilę myślałam, by zatrudnić się

w służbach specjalnych. Agencja wywiadu czy kontrwywiadu. Przystąpiłam nawet do wypełnienia ankiety bezpieczeństwa osobowego. Z perspektywy czasu

nie wiem, czy dziś byłabym tak odważna. To specyficzna praca, na

pewno nie dla wszystkich.

Teoria to nie praktyka.

Miała pani jednak

w sobie tyle odwagi,

by wziąć udział w plebiscycie i zawalczyć

o tytuł Kobiecej Twarzy

Pomorza Zachodniego.

- Udział w tym wydarzeniu na

pewno był bardzo budujący i motywujący. Do plebiscytu przystąpiłam bez

większych oczekiwań. Pierwszy etap to

głosowanie online. Wiadomo, jak poprosi

się brata czy siostrę, to na pewno oddadzą głos (uśmiech). Ale im bliżej finału,

tym większe emocje. Ostatni etap, czyli

rozmowy z jury, wymagał przygotowania. Kiedy okazało się,

że komisja wybrała mnie,

poczułam się bardzo

miło. Takie wyróżnienie

dodaje pewności siebie.

Nie chodzi nawet o spełnianie marzeń, bo to impuls zdecydował o moim

udziale w zabawie. Samo

poczucie, że się wygrało jest

wspaniałe. Na pewno było z kim

powalczyć o zwycięstwo. Dlatego tym

bardziej wyróżnienie cieszy.

Wzięła pani udział w kategorii Córka.

Co dla pani znaczy być córką? - Jestem

już żoną, ale jeszcze nie mamą i nie kobietą dojrzałą, dlatego zdecydowałam się

na kategorię Córki. Zresztą tak się identyfikuję. Moja mama jest moim autorytetem i jestem dumna, że jestem jej córką.

Córka to dla mnie uczeń. Mama to mistrz.

Gdyby miała pani podzielić się z innymi kobietami radą czy wskazówką,

jak spełniać marzenia, co to by było?

- Myślę, że pewność siebie jest podstawą.

Kiedyś rozmawiałam z moim mężem - na

co faceci zwracają uwagę w kobietach.

Powiedział bardzo fajną rzecz – kobieta może być zaniedbana, ale jeśli będzie

pewna siebie, to dla każdego faceta będzie seksowna. Pewność siebie zawsze

robi wrażenie. Dlatego myślę, że to ważna cecha do opanowania, bez względu na

wiek.

Zwyciężczyni w kategorii

Matki - Ewelina Tomaszewicz,

Gostyń

Kiedy widziałyśmy się ostatni raz, wspomniała pani

o studiach doktoranckich. Czy udało się

coś zdziałać w tym

kierunku? Szykuje

się powrót do szkoły?

- Bardzo bym chciała.

Na razie kompletuję

dokumenty. Nie ukrywam, że wiele zależy od

mojego syna (uśmiech). Chcielibyśmy studiować w tym samym czasie.

Czekamy na wyniki, czy dostanie się na

medycynę. Na pewno jestem zdeterminowana, aby się rozwijać. Czuję, że muszę.

Zresztą mam taki charakter, że jak coś

postanowię, to to zrobię. Tak mi się życie poukładało, że musiałam nauczyć się

wytrwałości. 10 lat temu zostałam sama

z dwójką malutkich dzieci. Jak sobie poradziłam? – Po prostu, poradziłam sobie.

Kiedy spotykam kobiety w podobnej

Inspirują do działania i nie boją się wyzwań – takie są laureatki plebiscytu

Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego 2022. Poznaliśmy je podczas II Forum Kobiet

w Szczecinie. Teraz mamy przyjemność przedstawić je wam.

ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

Kobieca Twarz

Pomorza Zachodniego 2022

P:47

| NASZA AKCJA |

sytuacji, staram się być dla nich przykładem. Skończyłam studia, znalazłam pracę, wychowałam dzieci.

Czy pani zainteresowania pokrywają

się z pani pracą? - Mam to szczęście,

że tak. Całkiem niedawno podjęłam nową

pracę w Uzdrowisku w Kamieniu Pomorskim. Można powiedzieć, że robię

to, co lubię. To praca typowo w moim

zawodzie. Zabiegi z zakresu fizjoterapii

czy rehabilitacji pojawiają się w hotelach

i spa, jednak to dla mnie za mało. Lubię

wyzwania, w uzdrowisku takie na mnie

czekają. Cieszę się, gdy mogę dzielić się

moją wiedzą i umiejętnościami z ludźmi,

którzy naprawdę tego potrzebują. Każdy

drobiazg – ćwiczenie, jak prawidłowo

wsiadać do samochodu, jak myć zęby –

przynoszą mi ogromną satysfakcję.

Wygrywając tytuł Kobiecej Twarzy

Pomorza Zachodniego, również czuła pani satysfakcję? Startowała pani

w kategorii Matki, a bycie mamą to

niełatwa sprawa. - Wracając z Forum

Kobiet, zabrałam ze sobą jedną z uczestniczek, dopiero podczas rozmowy z nią

uświadomiłam sobie, że naprawdę można

przyjąć, że bycie mamą to ciężka harówka, wspaniała, ale ciężka. Zwłaszcza gdy

jest się mamą samotną. Kiedy zostałam

sama, moja córka miała 4 lata, a syn 9.

Wyszłam z nimi z domu, mając pod pachą tylko niezbędne rzeczy i książki ze

szkoły. Zapisaliśmy się na spotkania do

psychologa. Dziś mogę z dumą powiedzieć, że udało się. Mój syn ma już 19

lat, jest dorosły. Niedawno poznał mamę

swojej dziewczyny, polubił ją, ale kiedy

wrócił do domu, powiedział, że ja i tak jestem najlepsza (uśmiech). Nie mogłabym

oczekiwać piękniejszej nagrody.

Jak udało się pani dojść do momentu,

że poczuła pani, że jest mamą spełnioną? - Byłam wychowywana w oparciu

o zakazy i nakazy. Nie chciałam przekładać tego na moje dzieci. Szukałam pomocy u psychologów, dużo czytałam. Uświadomiłam sobie, że nie ma czegoś takiego

jak idealna mama, idealne wychowanie.

Takie rzeczy istnieją tylko na Instagramie. Każdy sam musi znaleźć złoty środek. Dla mnie tym złotym środkiem było

zaszczepienie w dzieciach poczucia oparcia we mnie. Chciałam, aby w pełni mi

ufały i wiedziały, że bez względu na to,

czy mówimy o złamanym paznokciu, czy

poważnej depresji, pomogę im. A jeśli

sama nie będę w stanie, to znajdę osobę,

która to zrobi.

Zwyciężczyni w kategorii

Kobiety Dojrzałe -

Krystyna Michalska,

Połczyn Zdrój

Pani Krystyno, którego uczestnika Forum

Kobiet byśmy nie zapytali, każdy panią pamiętał. Jak pani to robi? - Taka

jestem, lubię ludzi (uśmiech).

Szybko nawiązuję relacje, chętnie rozmawiam. Szczególnie lubię młode osoby. Ich energia jest wspaniała. Poza tym

mamy wspólne tematy. Staram się iść

z duchem czasu, być na bieżąco z technologią. Nie zostaję w tyle. W tym wszystkim najważniejszy jest uśmiech. Uśmiech

zawsze przełamuje lody, sprawia, że jest

lżej nam i innym.

Spodziewała się pani otrzymania tytułu? Rywalizacja w pani kategorii była

naprawdę zacięta. Czy może wygrana

w ogóle nie była celem?

- Nie spodziewałam się, że wygram. To

była dla mnie niespodzianka. Z rankingu

w internecie zapamiętałam, że pani Łucja

jest laureatką i stawiałam na nią – to piękna i interesująca kobieta. Nie myślałam

o sobie jako o faworytce. Przyjechałam

do Szczecina, bo chciałam poznać uczestniczki plebiscytu. Pani Beatka ze Szczecinka zupełnie mnie urzekła. Nawiązałam

więź z Asią z Kołobrzegu, nawet razem

wracałyśmy do domu. Asia jest młodsza

ode mnie, ale to w niczym nie przeszkadza, to wspaniała osoba, z którą mam

wiele wspólnych tematów (uśmiech).

Pamiętam, że pani wielką pasją są

podróże. Niedawno odwiedziła pani

Islandię, jakie kierunek obrała pani

na wakacje? - Podróżuję w ciągu roku,

a latem zostaję w domu. Pod koniec czerwca goszczę u siebie moje dwie wnuczki,

cudowne dziewczynki Nigdy nie wiem

na jak długo zostaną, ale uwielbiam ich

pobyty. Spędzamy razem mnóstwo czasu

i świetnie się bawimy. Nowy kierunek podróży obiorę we wrześniu (uśmiech).

Można pozazdrościć pani tak dobrej organizacji i uporządkowania. - Myślę, że to kwestia charakteru. Zawsze

byłam odpowiedzialną

osobą. Już w podstawówce nauczyciele

powierzali mi ważne

zadania, a ja czułam,

że nie mogę ich zawieść.

Od tamtej pory zawsze

daję z siebie 100 procent. Co

za tym idzie, co jakiś czas potrzebuję się zresetować. Mam to szczęście, że

znalazłam miejsce, gdzie się wyciszam.

Czyli kluczem do szczęście jest równowaga? - Trzeba mieć w sobie sporo

pokory, słuchać ludzi, odpowiadać na ich

potrzeby. Nie można być samolubnym

i ciągnąć na siłę za sobą innych. Poczucie bycia kochanym jest w życiu najważniejsze. Miłość jest ważna. Miłość daje

szczęście. Widzę po sobie, kiedy jestem

szczęśliwa, to szczęście rozdaję innym.

Unikam ponuraków, ludzi, którzy próbują

odebrać pozytywną energię. Oczywiście,

tam, gdzie mogę, tam pomogę. Koleżanki

to doceniają. Ale cenię sobie równowagę.

Czuje się pani spełniona? - Zdecydowanie.

A jaki jest pani przepis na to spełnienie? - Do każdego etapu trzeba dojrzeć,

a później go przeżyć. Myślę, że najpiękniejszym etapem są dzieci. To, jak rosną, jak dojrzewają, to czas, którego nie

można przegapić. Wychowałam dwóch

cudownych synów, dziś mam wnuki. Jestem z nich naprawdę dumna. Nie mam

sobie nic do zarzucenia. Czy chciałabym

być młodsza? Nie! Nie chciałabym mieć

20 czy 30 lat. Cieszę się swoim wiekiem

i każdemu tego życzę.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 47

P:48

48

| MIASTO |

Gęsta zabudowa kamienic, małe kawiarenki,

ale przede wszystkim układ przestrzenny ulic

Śródmieścia wzorowany na paryskich placach,

w tym placu Charles’a de Gaulle’a, sprawiły, że

Szczecin doczekał się miana Paryża Północy.

Zainspirowana tym określeniem Maria Antonina Satława, młoda fotografka, zrealizowała

oryginalną sesję zdjęciową.

Fotografka, jak sama przyznaje, chciała pokazać piękno Szczecina, które z łatwością może konkurować z pięknem francuskiej

stolicy. W końcu nie bez powodu miasto nazywane jest Paryżem

Północy. Poczynając od zachowanego do dziś śródmiejskiego

układu ulic, kończąc na architekturze zabytkowych secesyjnych

i neoklasycznych kamienic.

Sesja przedstawia młodą szczeciniankę w stylizacji przywodzącej na myśl francuski szyk. Beret na głowie, mocno podkreślone

usta, paczka bagietek pod pachą. Tłem jest miejska architektura

oraz przytulna przestrzeń lokalnej kawiarenki.

Zdjęcia po publikacji w sieci doczekały się wielu pochlebnych

komentarzy pod względem realizacji i stylizacji modelki. Choć

pojawili się też odbiorcy, dla których przestrzeń miasta powinna

być wyeksponowana bardziej. Kto wie, można sesja doczeka się

kolejnej odsłony? (am)

Szczecin

Paryżem

Północy.

Miasto

inspiruje

młodych

twórców

P:49

| MIASTO |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 49

Zdjęcia, makeup i stylizacja IG: @szukajcieaznajdziecie, Maria Antonina Satława

Włosy IG: @zaklina_hair, Żaklina Mrozek | Modelka IG: @:angelika_o_m, Angelika Ogryzek-Manikowska

P:50

#reklama

P:51

Bielizna, szczególnie ta zmysłowa, niezmiennie zajmuje pierwsze miejsca na

liście najbardziej pożądanych prezentów dla kobiet. Jednak czy w rzeczywistości potrafimy wybierać bieliznę

- po pierwsze dobrej jakości, po drugie,

trafiającą w gusta obdarowywanych? -

Wiele zależy od tego, jak jesteśmy przygotowani do takich zakupów. Wybierając

bieliznę na prezent, przede wszystkim

musimy znać rozmiar i określić sylwetkę. Inaczej szyte są modele „plus size”,

a inaczej te w przedziale S - L. Upodobania obdarowywanej osoby też na pewno

będą wartościowe przy wyborze. Pragnę

jednak podkreślić, że bielizna erotyczna to

nie tylko bielizna „do łóżka”. Panie coraz

częściej noszą ją na co dzień. To naprawdę

wiele pięknych i unikatowych propozycji.

Jeśli więc przyjmujemy, że bielizna to

dobry pomysł na prezent, to jaką rolę

powinniśmy jej przypisać? Czy to już

zamiennik kwiatów? - Zmysłową bieliznę wybieramy na prezent przy różnych

okazjach, nie tylko w walentynki. Nasi

klienci decydują się na nią z okazji urodzin, Dnia Kobiet, na święta lub tak po

prostu bez większej okazji, by zrobić dla

siebie coś miłego. Bielizna zdecydowanie poodnosi samoocenę i poprawia nastrój. Ale może też mieć znaczący wpływ

na ugruntowanie sytuacji seksualnej

w związku. Bardzo często zdarza się, że

bielizna w połączeniu z gadżetami erotycznymi stanowią alternatywę dla klasycznych kwiatów i czekoladek.

No właśnie, sklep stacjonarny, jak i internetowy oferują również całą gamę

gadżetów erotycznych. Jak często stanowią one uzupełnienie zakupu bielizny? - Gadżety erotyczne, obok bielizny,

stanowią równie ważną część naszego

asortymentu. Obecnie w ofercie naszego

sklepu internetowego w ciągłej sprzedaży

utrzymujemy ok. 2900 starannie wyselekcjonowanych produktów, z czego gadżety

stanowią ponad 50 proc. portfolio.

Wracając do bielizny, po jakie modele sięgają najczęściej państwa klienci?

Czy w ogóle da się te wybory skategoryzować? - Nie ma jasno sprecyzowanych modeli, które sprzedają się najlepiej.

Wszystko zależy od gustu i sylwetki. Często wybierane są koszulki i komplety –

biustonosz i figi. Ale wachlarz ich krojów

jest ogromny. Można się z nim zapoznać

stacjonarnie w naszym salonie, a także

w naszej ofercie on-line: www.redlove.

pl/produkty-bielizna-bieliznadamskaobsessive-koszulkidamskie i www.redlove.pl/produkty-bielizna-bieliznadamskaobsessive-figidamskie-komplety.

A kiedy panie przychodzą do sklepu

osobiście, czy na miejscu można liczyć

na doradztwo i możliwość przymiarek?

- Oczywiście. Dzięki naszemu, ponad 20-

letniemu, doświadczeniu w branży klienci

mogą zawsze liczyć na najwyższej jakości

doradztwo. Dotyczy to również działalności online. Na miejscu w sklepie klientki

zawsze mają możliwość przymiarki praktycznie każdego egzemplarza bielizny dostępnego w ofercie sklepu stacjonarnego,

a my chętnie odpowiadamy na wszystkie

pytania.

Mówimy głównie o kobietach, ale rynek

bielizny męskiej również jest dość bogaty. Jak wygląda to w państwa salonie?

- Zgadza się, natomiast nie ma co ukrywać, że rynek odzieży męskiej w każdym

aspekcie czy to codziennej, czy erotycznej

jest znacznie mniejszy od oferty dla kobiet. Niemniej u nas każdy pan również

znajdzie coś dla siebie. Polecamy zajrzeć

pod adres www.redlove.pl/produkty-bielizna-bieliznameska.

Czy dokonując zakupów w internecie,

w razie pytań, wątpliwości możemy odwiedzić punkt stacjonarny? Jak w tym

przypadku wygląda komunikacja? - Na

lokalnym, szczecińskim rynku jesteśmy

obecni już ponad 20 lat pod marką U Magdy Salon Bielizny Erotycznej. Nasz sklep

mieści się przy ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 16U (pomiędzy placem Grunwaldzkim i placem Odrodzenia). Można

go odwiedzić od poniedziałku do piątku

w godz. 10 – 18 oraz w soboty do godz.

15. Sklep on-line jest stosunkowo młodym projektem i pomysł na jego stworzenie zrodził się podczas lockdownu w 2020

roku. W tym przypadku biznes dzieje się

24/7, a w razie potrzeby konsultacji mamy

dostępny nasz czat bezpośrednio na stronie sklepu. Klienci mogą również kontaktować się z nami przez czat, telefonicznie,

mailowo, pisząc na adres kontakt@redlove.pl lub jeśli zajdzie potrzeba głębszej

konsultacji można odwiedzić nasz sklep

stacjonarny osobiście. Wszystkie dane

kontaktowe znajdą Państwo pod adresem

https://redlove.pl/kontakt.

W przypadku zakupów stacjonarnych

towar otrzymujemy od ręki. Jak wygląda to w przypadku zakupów online?

- Zamówienia ze sklepu internetowego

realizujemy bardzo sprawnie. Te złożone

do godz. 11 danego dnia najczęściej są dostarczane w następny dzień roboczy. Przy

zamówieniach powyżej 300 zł klient nie

płaci za przesyłkę. Bielizna oraz gadżety

erotyczne nie podlegają wymianie. Dla

stałych klientów, którzy regularnie zamawiają w sklepie redlove.pl mamy również

ciekawe oferty, jak na przykład okazjonalne rabaty. Na pewno warto być z nami na

bieżąco.

Jesteśmy również w obecni w mediach

społecznościowych na IG i FB

sklep internetowy: www.redlove.pl

sklep stacjonarny:

salon_bielizny_erotic_shop

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 51

#materiał partnerski | MODA |

Zmysłowa bielizna

alternatywą dla kwiatów

Pełna paleta krojów i kolorów, a także rozmiarów. U Magdy,

Salon Bielizny Erotycznej w Szczecinie oraz serwis redlove.pl oferują

jeden z największych w mieście wyborów zmysłowej bielizny dla

kobiet i mężczyzn. Czym kierować się przy wyborze i czy wybór musi

być poparty szczególną okazją? Na te pytania otrzymaliśmy odpowiedź

od właścicielki salonu Magdaleny Kuźmiczonek i współtwórcy sklepu

internetowego www.redlove.pl Łukasza Sotek.

P:52

52

| ZDROWIE | #materiał partnerski

Przezczaszkowa

stymulacja prądem

stałym. Innowacyjna

metoda leczenia bólu

dostępna w Mierzynie

Skuteczna metoda w walce z chronicznym

bólem, ale też wsparcie pacjentów powracających

do sprawności ruchowej. Przezczaszkowa

stymulacja prądem stałym, w skrócie tDCS,

to innowacyjna metoda wykorzystywana przez

profesjonalnych fizjoterapeutów. Zabieg jest już

dostępny w Szczecinie i można z niego skorzystać

w gabinetach Reha-Team w Mierzynie pod Szczecinem. O szczegółach opowiedział nam Adam

Michoński, współwłaściciel firmy.

Tematem rozmowy jest nowość w Państwa ofercie - przezczaszkowa stymulacja prądem stałym. Zacznijmy od wyjaśnienia, czym ta terapia jest. - Przezczaszkowa stymulacja

prądem galwanicznym (tDCS) to nieinwazyjna metoda neuromodulacji, służąca do zmiany pobudliwości kory mózgowej. Dzięki

zastosowaniu tDCS jesteśmy w stanie modulować aktywność

mózgu, przez co możemy wpływać m.in. na percepcję bólu lub

szybkość uczenia się funkcji ruchowych.

Czy metoda jest dedykowana dla każdego pacjenta, czy raczej

jest to specjalistyczna opcja dla osób, u których inne terapie

okazały się niewystarczające lub nieskuteczne? - Jako fizjoterapeuci wykorzystujemy tDCS głównie w walce z bólem chronicznym, czyli takim, który występuje powyżej trzech miesięcy.

U części z pacjentów pojawia się tzw. centralna sensytyzacja powodująca tzw. ból nocyplastyczny. Bodziec, który nie powinien

generować bólu, daje pacjentowi takowe odczucia i nie da się go

redukować za pomocą „klasycznej” fizjoterapii. Zjawisko występuje np. u pacjentów z reumatoidalnym zapaleniem stawów,

zmianami zwyrodnieniowymi stawów, migrenami, problemami

stawów skroniowo-żuchwowych i po zabiegach operacyjnych.

Przy czym metoda nie jest wykorzystana do leczenia bólu ostrego tj. bezpośrednio po urazie. Kolejnym obszarem, w którym

wykorzystujemy tDCS jest stymulacja w celu poprawy funkcji

ruchowych pacjentów po udarach mózgu. Dzięki wykonywaniu

ćwiczeń w trakcie trwania stymulacji pacjenci są w stanie szybciej odtwarzać utracone funkcje ruchowe. Innymi schorzeniami,

w których stosuje się tDCS, są np. chroniczne zmęczenie, mgła

covidowa, szumy uszne, zaburzenia koncentracji, choroba Parkinsona, fibromialgia, zespół Sudecka i depresja. TDCS stosowany jest również w celu poprawy szybkości reakcji, poprawy

koordynacji, szybszego uczenia się nowych wzorców ruchowych

np. w sporcie. Zastosowanie jest szerokie.

Proszę wyjaśnić, jak wygląda taki zabieg? Pacjent siedzi,

leży czy może pozostaje w znieczuleniu? - W trakcie zabiegu,

w celu prawidłowego pozycjonowania elektrod, pacjent zakłada

na głowę charakterystyczny czepek. Zawsze zalecamy wygodną pozycję leżącą, tak aby w czasie zabiegu pacjent mógł czytać

np. gazetę, używać telefonu, a nawet ćwiczyć z terapeutą, wykorzystując plecak z aparatem. Na głowie pacjenta układamy dwie

elektrody w zależności od schorzenia i wybranego przez terapeutę protokołu leczenia. Zabieg trwa 20 minut, znieczulenie nie jest

potrzebne.

Jak często powinniśmy korzystać ze stymulacji, aby była skuteczna? Od czego w ogóle zależy jej skuteczność? - Stymulacja powinna być wykonywana codziennie przez 2 - 3 tygodnie.

Skuteczność zabiegu zależy przede wszystkim od prawidłowego

rozmieszczenia elektrod oraz od woltażu urządzenia medycznego. Dzięki inteligentnemu doborowi napięcia aparat dostarcza

odpowiednią pożądaną dawkę terapeutyczną prądu.

Tam, gdzie pojawia się słowo „prąd”, tam też pojawia się pytanie o bezpieczeństwo. Czy każdy może skorzystać z terapii?

Jakie są przeciwskazania? - Zabieg jest w pełni bezpieczny, nie

powoduje powikłań. Aparat wykorzystywany przez nas posiada

odpowiednie certyfikaty bezpieczeństwa oraz zabezpieczenia

układu elektrycznego. Przeciwwskazaniem do zabiegu jest element metalowy w obrębie czaszki, padaczka, implant ślimakowy,

przerwana ciągłość skóry, epizody padów drgawkowych, zastawka komorowo-otrzewnowa, tętniak mózgu. Wszyscy pacjenci

przed zabiegiem muszą wypełnić długi formularz kwalifikacji

w celu wyłapania wszelkich przeciwwskazań do zabiegu.

Czy osoba prowadząca terapię potrzebuje specjalnych

uprawnień? Podobno to dość wyjątkowe urządzenie. - Wszyscy nasi terapeuci są certyfikowanymi terapeutami przezczaszkowej stymulacji prądem stałym tDCS. W naszej praktyce

stosujemy aparat EPTE Bipolar System, jedyny aparat, który

dzięki swojemu woltażowi jest w stanie dostosować dawkę prądu

do zwiększającego się oporu.

ul. Elżbiety 3, Mierzyn, kom. 690 833 744, www.reha-team.pl

P:53

Regaty o Puchar Gryfa

Pomorskiego powróciły

na bałtyckie wody!

Międzynarodowe Regaty o Puchar Gryfa

Pomorskiego zorganizowano w 1958 roku, jako

pierwsze po wojnie polskie regaty morskie. Były

one od końca lat 50. XX wieku największymi regatami

w Polsce i jednymi z największych regat południowego Bałtyku. Po latach przerwy, dzięki inicjatywie

Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku

Żeglarskiego, mieliśmy okazję ponownie zobaczyć

załogi walczące o wyjątkowy puchar.

Ostatnia edycja regat odbyła się w 2014 roku w ramach II Regat

Zachodniopomorskiego Szlaku Żeglarskiego Bakista Cup. Po

8 latach ZOZŻ podjął inicjatywę, aby przywrócić organizację

tych historycznych zawodów. W dniach 8-12 czerwca w trasę

300 mil morskich wyruszyli tegoroczni uczestnicy regat. Patronat honorowy nad imprezą objął Marszałek Województwa

Zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz, prywatnie żeglarz,

który również wziął udział w regatach. Do startu zgłosiło się

16 załóg, które wystartowały w 3 grupach: ORC FC, ORC DH

i OPEN. Żeglarze do pokonania mieli trasę Świnoujście - Arkona - Falsterborev - Christianso - Świnoujście. Wszystkie załogi

ukończyły szczęśliwie regaty, zaś historyczne trofeum, Puchar

Gryfa, wygrała załoga jachtu „Black Caravela” z kapitanem Tomaszem Odziobą. Tomasz wraz z co-skiperem Wojciechem Danowskim wygrał także kwalifikację w kategorii Double Handed.

W kategorii ORC pierwsze miejsce zajęła załoga jachtu „Bindi”

z kapitanem Władysławem Chmielewskim. Kategorię Open wygrał jacht „Fujimo 4” z kapitanem Stanisławem Lenkiewiczem,

ustanawiając jednocześnie rekord trasy i pokonując ją w 48 godzin i 55 minut.

Fachowa organizacja regat umożliwiła śledzenie zawodników

na life trackingu, zaś wsparcie partnerów pozwoliło załogom na

komfortowy udział w zawodach. Tegoroczna edycja regat doskonale pokazała, że duch walki wśród żeglarzy ma się dobrze, a oni

sami są głodni nowych wyzwań. Z pewnością nie będzie to więc

ostatnia edycja Regat o Puchar Gryfa Pomorskiego! (red.)

Więcej informacji na temat Regat – www.regatygryfa.pl

| SPORT |

P:54

54

| ZDROWIE | #materiał partnerski

Lipocontrast -

Kriolipoliza Kontrastowa,

czyli skuteczne

modelowanie sylwetki

Bezpieczny i efektowny, w dodatku nie wymagający

rekonwalescencji. Nowoczesny zabieg modelowania sylwetki urządzeniem LipoContrast to rynkowa

rewolucja, a zarazem gratka dla osób, które poszukują pewnego wsparcia w osiągnięciu wymarzonej

figury. Zabieg w Szczecinie jest dostępny

w Leszczenko Beauty Clinic, gdzie zaczerpnęliśmy

więcej informacji na jego temat.

LipoContrast to wciąż nowość na rynku, o której dużo się mówi.

Medyczne urządzenie hiszpańskiej firmy Clinipro, powstało

z myślą o nieinwazyjnym niszczeniu tkanki tłuszczowej oraz

redukcji cellulitu. Jego działanie opiera się na kriolipolizie kontrastowej. Co to jest? – To innowacyjna technologia służąca do

usuwania tkanki tłuszczowej z pomocą niskiej temperatury połączonej ze stymulacją termiczną – wyjaśnia Patrycja Leszczenko,

właścicielka gabinetu. - Zabiegi można wykonywać w obrębie

karku, ramion, pleców, brzucha, pośladków, ud i łydek, ale też

talii czy kolan. Podwójna kontrola temperatury zapewnia całkowite bezpieczeństwo pozostałych tkanek, nerwów, naczyń krwionośnych i narządów wewnętrznych. W dodatku nie wymaga

rekonwalescencji i umożliwia już tego samego dnia powrót do

codziennych czynności, w tym ćwiczeń na siłowni.

Badania wykazały, że rezultatem jednego zabiegu jest utrata do

30 proc. tłuszczu w miejscu jednego przyłożenia. Pierwsze efekty

są widoczne już po upływie dwóch tygodni. Pełnym rezultatem

można pochwalić się po ok 8 tygodniach od zabiegu. – Takie

wyniki są możliwe dzięki procedurze opartej na trójfazowym

szoku termicznym – mówi właścicielka Leszczenko Beauty Clinic. –Tkanka tłuszczowa zostaje zassana do głowicy i poddana

potrójnemu szokowi termicznemu (ciepło-zimno-ciepło) według

bardzo dokładnego czasu, prędkości, temperatury i natężenia.

Działanie powoduje szybszą i lepszą redukcję tkanki tłuszczowej w porównaniu z normalną kriolipolizą. Zabieg można łączyć

z innymi zabiegami dla spotęgowania efektów. Propozycją gabinetu jest rollmasaż i nowość na rynku, czyli HIFEM+EMS+RF.

Zabieg jest w pełni bezpieczny i bezbolesny. Całość trwa ok.

60 min. Możliwe odczucia podczas jego wykonywania to miejscowe zimno, napięcie czy chwilowe odrętwienie. Wrażenie

może utrzymywać się maksymalnie do kilku minut po wyjściu

z gabinetu, podobnie jak chwilowe opuchnięcie i zaczerwienienie. Przed przystąpieniem do zabiegu klienci otrzymują pełną

informację o przebiegu kriolipolizy kontrastowej, wraz z listą

przeciwskazań. Zabieg wykonuje profesjonalny zespół, w pełni

przygotowany do obsługi innowacyjnego urządzenia.

Leszczenko Beauty Clinic to gabinet cieszący się dużym zaufaniem klientów. Wśród najczęściej wykonywanych zabiegów

można wymienić: makijaż permanentny, karboksyterapię Criss

Carbo-Oxy, bezbolesne laserowe usuwanie owłosienia CrissCoolLaser, mezoterapię mikroigłową - Dermapen z wykorzystaniem

produktów estGen, a także stymulatory tkankowe, stylizację rzęs

i opisywaną kriolipolizę kontrastową. Na miejscu prowadzone są

również specjalistyczne szkolenia.

Na zabiegi można umawiać się za pośrednictwem strony www.

leszczenkobeautyclinic.pl, mailowo lub telefonicznie. Podczas

konsultacji specjaliści pomagają w doborze odpowiedniej usługi.

Jak mówi właścicielka gabinetu, satysfakcja klientów daje zespołowi największą energię do działania, dlatego tak ważne jest,

aby utrzymywać ją na najwyższym możliwym poziomie.

Więcej informacji w Leszczenko Beauty Clinic

ul. Malczewskiego 35, Szczecin (wejście od tyłu wieżowca)

+48 791 571 781, [email protected]

www.leszczenkobeautyclinic.pl

P:56

Kancelaria

Kiżuk&Michalska,

miejsce, w którym

rodzą się mądre

rozwiązania dla

przedsiębiorców

zagrożonych

niewypłacalnością.

Czym jest restrukturyzacja i na czym

polega? – To kluczowe pytanie tej rozmowy.

Odpowiedzieli na nie Katarzyna Rogoźnicka

i Filip Kiżuk, właściciele Kancelarii

Kiżuk&Michalska doradztwo gospodarcze.

Czym jest postępowanie restrukturyzacyjne? Jak wytłumaczyć prosto taki proces komuś kto ma problemy w firmie,

a nigdy o tym nie słyszał?

Katarzyna Rogoźnicka - Głównym celem sądowej restrukturyzacji jest ochrona przedsiębiorstwa przed upadłością. Chodzi

o to, aby zabezpieczyć interesy firmy tak, by prawidłowo funkcjonowała. Postępowanie takie pozwala na ochronę majątku

przedsiębiorstwa przy jednoczesnej redukcji zobowiązań.

Filip Kiżuk - Restrukturyzacja to także szereg działań w sferze

organizacyjnej przedsiębiorstwa. Ważnym elementem jest identyfikacja słabych stron przedsiębiorstwa i ich eliminacja przy

jednoczesnym nacisku na rozwój mocnych stron. Konieczna jest

również modernizacja przedsiębiorstwa w zakresie jego działaności operacyjnej. Restrukturyzacja to kompleksowe podejście

do uzdrowienia sytuacji firmy.

Jakie jeszcze korzyści zyska przedsiębiorca, decydując się

na restrukturyzację?

F.K Postępowanie restrukturyzacyjne pozwala na uchylenie zajęć komorniczych na czas prowadzenia postępowania. W trakcie postępowania dłużnik nie musi płacić swoich zobowiązań –

tych powstałych przed otwarciem postępowania. W tym okresie

dłużnik będzie chroniony przed wypowiedzeniem kluczowych

umów. Przedsiębiorca może porozumieć się z wierzycielami

i np. częściowo umorzyć swoje zobowiązania bądź odroczyć

płatności w czasie. Korzyści jest bardzo dużo.

Kiedy przedsiębiorca powinien zgłosić się do kancelarii specjalizującej się w tym zagadnieniu?

K.R. Głównym kryterium, jakim powinien kierować się przedsiębiorca, to stan zagrożenia niewypłacalnością. Jeśli zaburzona

jest płynność finansowa firmy i brakuje pieniędzy w kasie na

regulowanie bieżących zobowiązań, to jest to moment, kiedy

powinniśmy reagować i korzystać z ochrony przeciwegzekucyjnej, jaką jest otwarcie postępowania restrukturyzacyjnego.

Zdarza się, że przedsiębiorcy czekają z kluczowymi decyzjami,

bo myślą, że sprawy „jakoś się rozwiążą”, że „jakoś to będzie”,

a brakiem reakcji można doprowadzić firmę do upadłości…

lepiej korzystać z możliwości, jakie daje nam Ustawa prawa

restrukturyzacyjnego.

Czego oczekują Wasi Klienci od doradców restrukturyzacyjnych czy gospodarczych? Po co przychodzą do Waszej

kancelarii?

K.R. Szukają profesjonalnej obsługi prawnej, ekonomicznej i pomocy wyjścia z problemów. Przedsiębiorcy chcą także ochronić

swój majątek przed egzekucją komorniczą. Naszym klientom

zależy na bezpiecznym wyjściu z problemów. Restrukturyzacja

daje możliwość na spokojne poukładanie biznesu, porozumienie

się z wierzycielami.

F.K. Często podkreślamy, że z każdej sytuacji jest wyjście i zawsze można znaleźć mądre rozwiązanie. Dlatego zachęcamy do

kontaktu z naszą kancelarią. Na pewno znajdziemy mądre i sensowne wyjście z trudności finansowych.

ul. Grodzka 10/2, 70-560 Szczecin

Katarzyna Rogoźnicka (Michalska) - tel.: (+48) 693 110 250

Filip Kiżuk - tel.: (+48) 535 066 849

www.kizukmichalska.pl | www.centrumrestrukturyzacji.pl

56

| BIZNES | #materiał partnerski

P:57

#reklama

WIĘCEJ NIŻ

AGENCJA

PRACY

ZAWSZE

W USTALONYM

TERMINIE

ZAWSZE

POWYŻEJ

OCZEKIWAŃ

ZADANIEM naszego przedsiębiorstwa

jest wspieranie kontrahentów

w realizacji projektów, przy pomocy

wykwalifi kowanych i doświadczonych

współpracowników.

NASZA OFERTA TO MIĘDZY INNYMI:

• Przeprowadzanie rekrutacji

• Obsługa kadrowo-płacowa

• Całkowita obsługa HR

• Leasing pracowników

• Outsourcing usług

• Doradztwo i konsultacje

NOVA PRACA GROUP SP. Z O.O.

ul. Jagiellońska 88, Szczecin

tel.: 506 620 817

e-mail: [email protected]

P:58

ul. Kurza 7, Szczecin | tel. 513 578 217

FB CarDetailingSzczecin

FOLIE OCHRONNE

SAMOREGENERUJĄCE

Najlepsze zabezpieczenie lakieru

przed uszkodzeniami mechanicznymi

POWŁOKI CERAMICZNE

I KWARCOWE

Poprawa wyglądu, łatwiejsza pielęgnacja,

ochrona przed UV, wysoka twardość

Zabezpiecz

lakier

swojego auta!

DOGODNA FORMA KSZTAŁCENIA

= LEPSZA JAKOŚĆ ŻYCIA

STUDIA DZIENNE

I ZAOCZNE

PRAWO

studia 5-letnie jednolite magisterskie

ADMINISTRACJA

I i II stopnia – 8 specjalności

STUDIA PODYPLOMOWE

MBA

Master of Business Administration

ul. Siemiradzkiego 1A, Szczecin

[email protected]

tel. kom 796 308 468

www.wsap.szczecin.pl

IG @wsap_szczecin

FB @WSAPSzczecin

P:59

Szczecin zwraca się ku wodzie i jest to trend,

który widać od wielu lat – zarówno w sferze

kultury, rozrywki, gastronomii, jak i budownictwa. Victoria Apartments, czyli osiedle

położone nad samym jeziorem Dąbie to przykład inwestycji budowanej zgodnie z nurtem

Floating Garden 2050, który odwołuje się

do niesamowitego bogactwa natury wokół

Szczecina – lasów, puszczy oraz licznych kanałów, rzek i rozlewisk. Zgodnie z ideą pływającego ogrodu miasto odpowiedzialnie

podchodzi do gospodarowania zasobami naturalnymi, a dbałość o ochronę środowiska

i inwestycje podnoszące jakość życia stawia

jako priorytet.

Szczecin: miłość

od pierwszego wejrzenia

Tę ideę przyświecającą rozwojowi miasta,

a także jego niesamowite położenie oraz wyjątkowy, żeglarski charakter samego jeziora

Dąbie docenił kilka lat temu inwestor, firma

deweloperska PCG z Wrocławia. Wrażenie

na nim zrobiła dzika przyroda, latające nad

głowami żurawie i orły bieliki, a także niepowtarzalny widok na zacumowane żaglówki.

To wtedy jej prezes, Piotr Baran, wyobraził sobie osiedle, które wyrośnie tuż przy marinie.

– Cztery lata temu jako żeglarz, stanąłem

tutaj nad jeziorem Dąbie i zachwyciłem się

tym unikatowym na skalę Europy miejscem.

Bardzo chcieliśmy tu budować i włączyć się

w strategię i wizję miasta opartą o zieleń

i wodę. Z dumą pokazujemy dziś efekty naszych działań – mówił Piotr Baran, prezes

PCG S.A. podczas uroczystego zakończenia

pierwszego etapu budowy osiedla Victoria

Apartments.

Na evencie pojawili się m.in. przedstawiciele

władz miasta, miejskiego wydziału urbanistyki i architektury, szczecińskiego i zachodniopomorskiego biznesu oraz honorowi konsule. Obecny na wydarzeniu wiceprezydent

Daniel Wacinkiewicz przyznawał, że działania

firmy są wspólne z wizją obraną przez Szczecin, a długofalowa strategia dolnośląskiego

dewelopera robi wrażenie.

– Ujęła nas ta chęć firmy do zrozumienia idei

miasta w kontekście zagospodarowania terenów nad wodą. Floating Garden to jednak

nie tylko woda, ale także zieleń – mówił Daniel Wacinkiewicz podkreślając dbałość firmy

o naturę dookoła inwestycji i budowanie z jej

poszanowaniem.

W trakcie spotkania goście mieli okazję

zwiedzić osiedle – wejść i odpocząć na imponującym tarasie widokowym z rozległym

widokiem na marinę i żaglówki, a także odwiedzić eleganckie mieszkanie pokazowe

i poznać efekt wykończenia apartamentu

pod klucz, jaki proponuje deweloper. Wydarzenie uświetnił występ smyczkowej orkiestry kameralnej Baltic Neopolis Quartet,

która dała koncert na jednym z balkonów

inwestycji.

Dziesięć metrów

od jeziora Dąbie

Na osiedle Victoria Apartments składają się

cztery wysokiej klasy apartamentowce. Znajdują się w nich 83 apartamenty i 2 lokale

handlowo–usługowe. Metraże mieszkań zaczynają się od 40,47 m² i sięgają 69,87 m².

W ofercie do wyboru są funkcjonalne układy: 2–, 3–, 4–pokojowe, a każdy apartament

może zostać zaprojektowany pod klucz.

Inwestycja  zlokalizowana na Prawobrzeżu,

tuż przy Parku Krajobrazowym Doliny Dolnej

Odry i bezpośrednio nad jeziorem Dąbie, zachwyca żeglarskim klimatem i jednocześnie

tym, jak świetnie jest skomunikowana z resztą miasta – do centrum dojedziemy zaledwie

w kwadrans.

Goście docenili jakość i dbałość o części

wspólne. Uwagę przykuły także przestronne,

przeszklone balkony z dodatkowym miejscem na przechowywanie i inteligentne rozwiązania, jakie zastosował na osiedlu deweloper, czyli system smart home. Pozwala on

m.in. przy pomocy aplikacji w telefonie czy

tablecie na zdalne sterowanie oświetleniem

sufitowym i ogrzewaniem, a także zdalne połączenie telefonu z domofonem w przypadku

nieobecności w mieszkaniu.

Pierwsi mieszkańcy osiedla odebrali już klucze do swoich apartamentów. Wciąż jest

szansa, by zostać ich sąsiadami – w ofercie

znajdziemy jeszcze kilka mieszkań na sprzedaż. Oddanie drugiego etapu Victoria Apartments przewidziane jest na IV kw. 2022 r.

Jeszcze więcej mieszkań

nad wodą

PCG to inwestor wywodzący się z Dolnego

Śląska. Dotychczas od ponad 30 lat swoją działalność prowadził przede wszystkim

we Wrocławiu i Legnicy. Osiedlem Victoria

Apartments rozpoczął swoją przygodę ze

Szczecinem. Firma zapowiedziała następne

inwestycje mieszkaniowe na terenie Kępy

Parnickiej i Wyspy Zielonej. To kolejne projekty w portfolio PCG, które realizowane

będą nad wodą.

Świętowanie w Victoria Apartments

nad jeziorem Dąbie

Budowane z poszanowaniem natury, otulone dziką przyrodą, ulokowane tuż przy linii brzegowej jeziora Dąbie

– pierwsze osiedle z widokiem na wodę w Szczecinie już gotowe. Uroczyste zakończenie pierwszego etapu

inwestycji Victoria Apartments zgromadziło wyjątkowych gości.

#reklama

P:60

#reklama

P:61

ul. Kolumba 59

70-035 Szczecin

Godziny otwarcia:

poniedziałek - piątek www.gtaglass.pl 9.00 - 18.00

tel.: +48 607 786 105

e-mail: [email protected]

Ścianki

i zabudowy szklane

Balustrady

szklane

Drzwi

szklane

Kabiny

prysznicowe

Lacobel Lustra Daszki szklane Podłogi szklane

WYKOŃCZENIA ZE SZKŁA NA WYMIAR

P:62

62

| WYDARZENIA |

Już po raz 18. redakcja magazynu „Świat Biznesu” przyznała Perły Biznesu.

Wyróżnienia trafiły w ręce najlepszych przedsiębiorców Pomorza Zachodniego.

Zwycięzców poznaliśmy podczas uroczystej gali w Novotelu w Szczecinie.

Wydarzenie Gospodarcze 2021 i Osobowość Biznesu 2021 to kategorie główne

18. edycji prestiżowego konkursu. W tym roku laureatów wybrała kapituła, w skład

której weszli przedstawiciele świata nauki: ekonomiści i naukowcy reprezentujący

nauki techniczne i ścisłe oraz szczecińscy publicyści ekonomiczni. Przewidziano

również nagrodę specjalną Gwiazdę Świata Biznesu 2021. Wielkimi zwycięzcami

konkursu zostali obywatele Ukrainy. To właśnie im przypadła główna nagroda

w kategorii Wydarzenie Gospodarcze 2021. Konkursowe jury uargumentowało swoją

decyzję, podkreślając, że nie ma branży w naszym regionie, której dziś nie zasilaliby

i nie rozwijaliby obywatele Ukrainy.

Perły Biznesu

rozdane

fot. Sebastian Wołosz

P:63

Jeden z najpopularniejszych architektów i prowadzący programów telewizyjnych

o tematyce wnętrzarskiej był gościem showroomu AGD Prestige. Wydarzenie

przyciągnęło wielu gości. Była to okazja do zapoznania się z produktami uznanych

marek AGD, skorzystania z atrakcyjnych promocji, a także wymiany myśli i opinii

ze specjalistami. (red.)

#materiał partnerski | WYDARZENIA |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 63

fot. Andrzej Szkocki

Spotkanie

z architektem

Krzysztofem Miruciem

P:64

Wieczór w królewskim stylu, tak można podsumować pierwszy wernisaż Lucasa Lucaprio,

szczecińskiego artysty, na dziedzińcu nowej kamienicy na Starym Mieście w Szczecinie.

W wydarzeniu wzięli udział znani przedstawicie świata biznesu i sztuki Pomorza Zachodniego. Royal Ascot to właśnie pod tym hasłem odbyła się pierwsza prezentacja dzieł malarza Łukasza Czuba, działającego pod pseudonimem Lucas Lucaprio. Motyw przewodni

narzucał zaproszonym dress code inspirowany prestiżowymi spotkaniami członków i gości

brytyjskiej rodziny królewskiej podczas wyścigów konnych w miasteczku Ascot. Artysta

wystawił 13 dzieł. Prace utrzymane we współczesnym stylu przedstawiały konie, psy oraz

motywy florystyczne. Goście z zainteresowaniem przyglądali się obrazom, fotografując się

w ich otoczeniu. (am)

Bankiet

w królewskim stylu

fot. Andrzej Szkocki

64

| WYDARZENIA |

P:65

#reklama

#reklama

P:66

66

| WYDARZENIA |

Klub Tenisowy

świętował 75. urodziny

Najpierw specjalny piknik przy alei Wojska Polskiego z licznymi atrakcjami dla miłośników

tenisa i przyjaciół Klubu, a następnie wyjątkowa gala, w której wzięli udział uznani

szczecinianie w tym jeden z najlepszych polskich biegaczy, Marcin Lewandowski. (pd)

fot. Andrzej Szkocki

P:67

#reklama

P:68

#reklama

Create a Flipbook Now
Explore more