a s s e t h o m e . p l
LIPIEC 2022 NUMER 07 (109) / WYDANIE BEZPŁATNE
nowy poziom sprzedaży
#reklama
szczecin.yasumi.pl | tel. 733 338 675 | ul. Staromłyńska 19
stargard.yasumi.pl | tel. 733 338 669 | ul. 11 Listopada 41/U1
choszczno.yasumi.pl | tel. 733 338 661 | ul. Władysława Jagiełły 7/2
#07
#06 Newsroom
Wydarzenia, podsumowania,
inwestycje, sukcesy, nowości
#16 Temat z okładki
Rynek nieruchomości luksusowych
wchodzi na nowy poziom sprzedaży
z Real Estate Investor’s Club
szczecińskiej spółki assethome.pl
#22 Edytorial
Jak z bajki. Sesja Dagmary Porazińskiej
#28 Temat wydania
Marcin Meller - w pisaniu
najgorsze jest pisanie
#32 Podróże
Śladami alternatywnego
przewodnika po Berlinie
#34 Film
Aleksander Mackiewicz -
od Teatru Polskiego po produkcje
Netflix i „Peaky Blinders”
#36/37 Książka i komiks
#38 Muzyka
- Borys Sawaszkiewicz, każdy dzień
to wypad na inną muzyczną planetę
- Marakuja, owoc współpracy kolegów
ze studiów
- Legenda brytyjskiej muzyki zagrała
w filharmonii w Szczecinie
#46 Nasza akcja
Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego 2022
#48 Miasto
Szczecin Paryżem Północy.
Miasto inspiruje młodych twórców
#62 Wydarzenia i relacje
#spis
treści
lipiec/22
28
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 3
Szczecin się zmienia i to zmienia na lepsze. Coraz trudniej narzekać, że nic się tu nie
dzieje. Pojawiają się nowe inwestycje i inicjatywy. Od osiedli, przez restauracje, po punkty
rekreacyjne. Od ekskluzywnych jazzowych koncertów międzynarodowych gwiazd, przez
występy lokalnych artystów, aż po wielkie trasy koncertowe. Oczywiście, jest jeszcze
wiele do zrobienia. I doskonale rozumiemy, że zamknięte ulice, tak samo, jak niektóre
decyzje polityczne, mogą budzić niezadowolenie. Jednak my wolimy skupiać się na tym,
co dobre, a od polityki trzymamy się z daleka. Szczególnie, gdy na horyzoncie pojawiają
się nowe projekty, którymi warto się zainteresować.
Jednym z nich jest Real Estate Investor’s Club, który stał się naszym tematem
z okładki. To profesjonalna platforma dająca dostęp do przedpremierowych ofert z zakresu
obrotu nieruchomości. Klub ma skupiać osoby, które regularnie śledzą aktualne trendy
w branży oraz sukcesywnie powiększają swój portfel inwestycyjny. Pomysł zalicza się
to tych z kategorii ekskluzywne, a jego inicjatorem jest szczecińska spółka assethome.pl.
Więcej dowiecie się zaglądając na nasze łamy.
A jeśli znajdziecie chwilkę więcej to zachęcamy do przeczytania rozmowy z Marcinem
Mellerem, który po latach pracy dziennikarskiej i redaktorskiej postanowił zostać
pisarzem. Mieliśmy okazję spotkać się z nim w Szczecinie i nieskromnie przyznamy,
że było to spotkanie owocne. Zupełnie, jak rozmowa z Borysem Sawaszkiewiczem,
którego w ostatnim czasie, wcale nie tak łatwo złapać. Borys jest kojarzony przede
wszystkim z zespołem Big Fat Mama i kolektywem CHANGO, ale obecnie występuje
z formacją Piotra Cugowskiego. My poznaliśmy go przez studio nagraniowe Stobno
Records, które założył kilka lat temu. Zostając przy muzyce, mamy jeszcze dla Was
rozmowę z formacją Red Box oraz rozmowę Tytusem Łajdeckim, który opowiada
o nowym zespole Marakuja. Nie zapomnieliśmy też uzbroić się w pakiet zachwycających
zdjęć i dosłownie filmowe emocje.
Na koniec proponujemy wypad do Berlina ścieżkami wydeptanymi przez Marka Defee.
Szczecinianin odwiedza to miasto regularnie i pragnie pokazywać je innym przez pryzmat
swoich emocji. Podziwiając Berlin nie zapomnijcie tylko o Szczecinie. Tu również jest
sporo do odkrycia. Udanej lektury!
4
FOTO Ella Estrella Photography / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta
Agata
Maksymiuk
redaktor naczelna
#redakcja
Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin
tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342
www.mmtrendy.szczecin.pl
Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk
Product manager: Ewa Żelazko
tel. 500 324 240
Reklama:
tel. 697 770 133, 697 770 202
Redakcja:
Paula Dąbrowska, Monika Piątas,
Małgorzata Klimczak, Ewelina Żuberek
Prezes oddziału: Piotr Grabowski
Marketing: Monika Latkowska
Dział foto: Sebastian Wołosz,
Andrzej Szkocki
Skład magazynu: MOTIF studio
Druk: F.H.U. „ZETA”
Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o.
ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa
Prezes: Tomasz Przybek
Dołącz do nas na
www.facebook.com/
MagazynMMTrendy
oraz Instagram.com/mm.trendy
#okładka:
NA OKŁADCE:
ZARZĄD ASSETHOME.PL:
MARIUSZ KIERMASZ, MICHAŁ WĄSIK,
MAREK OLEŚKÓW
ZDJĘCIE: ADAM SZURGOCIŃSKI
#07
Oficjalne otwarcie
nowej części salonu
BMW i MINI
Bońkowscy
na Prawobrzeżu
Początkująca projektantka wnętrz Aleksandra Waluk była bohaterką uroczystego otwarcia nowej części salonu BMW i MINI
Bońkowscy na Prawobrzeżu. Studentka II roku Akademii Sztuki
w Szczecinie nie tylko wygrała konkurs na aranżację przestrzeni
do wydawania aut, ale również wdrożyła ją w życie.
W otwarciu nowej części salonu wzięli udział Dominika i Dariusz
Bońkowscy, dr Dominika Zawojska-Kuriata z Akademii Sztuki,
Mariusz Dunda, przedstawiciel BMW Group Polska, odpowiedzialny za dział rozwoju sieci dealerskiej, a także przedstawiciele lokalnych mediów i zaproszeni goście. - To jeden z moich
pierwszych wygranych konkursów – przyznała Aleksandra Waluk, podczas oficjalnego wydarzenia. - Wzięłam w nim udział,
ponieważ zmierzenie się z marką o mocno określonej osobowości
wydawało mi się ciekawe. Do tego pomieszczenie do wydawania
samochodów nie jest najbardziej oczywistym miejscem, w końcu
nie odwiedzamy go na co dzień.
Ogólnopolski konkurs odbył się pod hasłem LOOK&FEEL. Jego
celem było wyłonienie i promocja początkujących osób, niewykonujących jeszcze zawodu architekta w sposób profesjonalny.
Równocześnie była to szansa na sprawdzenie się we współpracy
z inwestorem. - Chcemy wspierać młodych ludzi – podkreśliła
Dominika Bońkowska. - Zależy nam na łączeniu świata biznesu z ludźmi, którzy dopiero stają u progu swojego wymarzonego
zawodu. Mamy możliwość pokazywania im realnych wyzwań,
które czekają na nich po wejściu na rynek i chętnie tą możliwością się dzielimy. Początkująca architektka wnętrz rzeczywiście
przyznała, że zadanie było wymagające i pierwszy raz miała
możliwość pracy z inwestorem. - Po drodze pojawiły się błędy
projektowe - wyznaje. - Choć myślę, że w pewnym sensie były
nieuniknione. Na szczęście z pomocą zespołu realizatorskiego
poradziliśmy sobie. Otrzymałam tu bardzo dużo wsparcia i była
to dla mnie ważna lekcja.
W rezultacie powstało miejsce jednocześnie przytulne i eleganckie, nawiązujące do kolorystyki marki. Aranżacja przywołuje na
myśl domowy salon z wygodnymi fotelami, minimalistyczną
zabudową i telewizorem. Nowoczesne lampy wizualnie obniżyły wysoki sufit, zmieniając charakter pomieszczenia. Wyróżniającym się akcentem były też miękkie obicia ścienne w kolorach
trzech pasów BMW. (am)
fot. Materiały prasowe
6
| NEWSROOM |
TARG RYBNY
Oferujemy świeże ryby
z Morza Bałtyckiego
WĘDZARNIA
Tradycyjna wędzarnia
otwarta cały rok
SMAŻALNIA
Nasze ryby filetujemy
na miejscu
Centrum Rybne Belona położone jest w urokliwym i spokojnym miejscu przy porcie rybackim Belony.
Malowniczy widok na rzekę uzupełniamy starannie przyrządzanymi smakowitościami naszych potraw z ryb.
Jesteśmy rodzinną firmą z wieloletnim doświadczeniem w poławianiu ryb i ich znakomitym przyrządzaniu.
CENTRYM RYBNE BELONA - DZIWNÓW SŁOWACKIEGO 21D
#reklama
| NEWSROOM |
8
Inspirujące spotkania, warsztaty i rozmowy o przemyśle
kreatywnym - to cel już szóstej odsłony międzynarodowego
kongresu Design Plus w Szczecinie. Chcąc go zrealizować,
organizatorzy zaplanowali dla uczestników naprawdę intensywny czas. Wśród zaplanowanych działań znalazł się m.in. wykład
Krzysztofa Mirucia, architekta i gwiazdy telewizyjnych show
czy też spotkanie z duetem projektantów mody Paprocki
& Brzozowski. W ciągu wydarzenia na scenie pojawili się
również dizajnerzy, artyści i aktywiści działający w Szczecinie.
Można tu wymienić m.in. Rafała Bajenę, Przemysława Kazanieckiego czy Gosię Dziembaj. Całe wydarzenie objęło dwa
dni. (am)
Kongresu Design
Plus 2022 w Szczecinie
Po raz pierwszy w historii Teatr Lalek Pleciuga celebrował
Święto Pleciugi. Do świętowania zaprosił dzieci ze szczecińskich przedszkoli i szkół oraz zaprzyjaźnione instytucje.
Wydarzenie rozpoczęło się na Jasnych Błoniach od krótkiego, rozśpiewanego spektaklu. Stamtąd uczestnicy na czele
z orkiestrą wyruszyli barwnym korowodem do teatru, po
drodze zatrzymując się na przystankach przygotowanych
przez aktorów. Pierwszy z nich zlokalizowany był przy
urzędzie miasta. Przed Pleciugą została otwarta scena zewnętrzna, na której były występy, a wokół budynku Pleciugi
przygotowano szereg atrakcji dla dzieci - gry i zabawy
podwórkowe, warsztaty plastyczne i poczęstunek. Święto
Pleciugi ma być co roku obchodzone 22 czerwca. (mk)
Pierwsze oficjalne
Święto Pleciugi
fot. Andrzej Szkocki
fot. Andrzej Szkocki
Za nami huczna rocznica Jam Session w Klubie Jazzment.
Właśnie minął rok, odkąd Generator Sztuki zorganizował
pierwsze Jam Session. Wydarzenie odbywało się regularnie
i za każdym razem gromadziło coraz większe rzesze fanów jazzu
i muzyki na żywo. Co jednak ważniejsze, koncerty był szansą
dla szczecińskich muzyków, którzy spotykali się, by wspólnie
grać, rozwijać swój repertuar i warsztat. Jak mówią organizatorzy - za artystami niemal 40 koncertów i ponad 90 godzin
muzyki na żywo, którą wykonało łącznie prawie 100 muzyków.
We wszystkich wydarzeniach wzięło udział prawie 3 000 osób.
Podczas urodzinowego koncertu wystąpili: Tomasz Licak - saksofon, Michał Starkiewicz - gitara, Patryk Matwiejczuk - piano,
Bartek Świątek - kontrabas, Maciek Wróbel - perkusja. (red)
Pierwsze urodziny
szczecińskiego Jam Session
fot. materiały prasowe
#reklama
10
| NEWSROOM |
Wystartowało Kino na leżakach. Przypomnimy, że inicjatywa pozwala bezpłatnie obejrzeć znane i lubiane filmy pod
chmurką w kilkunastu lokalizacjach na terenie Szczecina.
W tym roku Kino proponuje 11 tytułów. Tematyka filmów
krąży wokół emocji, przyjaźni i miłości. Jak zapewniają
organizatorzy - nie zabraknie momentów wzruszeń, śmiechu
oraz dobrego nastroju. Na uczestników standardowo czeka
100 leżaków oraz koce. W razie deszczu można skorzystać
z peleryn przeciwdeszczowych. Wstęp jest bezpłatny.
Sezon filmowy rozpoczął seans przy Jeziorku Słonecznym
filmu „Kot Bob i ja”. Seanse wyświetlane będą w prawie
każdy czwartek do 8 września włącznie. (red)
Filmowy rozkład jazdy na lipiec:
07 lipca - 21:30
Wyspa Grodzka - „Last Vegas” (USA, 2013)
14 lipca - 21:30
Park (ul. Fryderyka Chopina) - „Zielona mila” (USA, 1999)
21 lipca - 21:30
Deptak Bogusława - „Green book” (USA, 2018)
28 lipca - 21:30
Psie pole przy ul. Zawadzkiego - „Najlepszy” (Polska, 2017)
Wraca kino na leżakach.
Jakie filmy obejrzymy
w tym roku?
fot. archiwum
Słynna Dorrey Lin Lyles, laureatka nagrody McDonald`s
Gospel Fest Best Director Award wystąpiła w Szczecinie
wspólnie z formacją Sylwestra Ostrowskiego. Długo wyczekiwany koncert przyciągnął tłumy na widownię, a nawet
poderwał publiczność do tańca.
To nie pierwszy raz, gdy w Szczecinie gościmy Dorrey Lin
Lyles, jednak pierwszy raz oczekiwaniu na występ artystki
towarzyszyło tyle emocji. Koncert pierwotnie miał odbyć się
w marcu, jednak ze względu na wybuch wojny na Ukrainie,
organizatorzy podjęli decyzję o zmianie terminu. Fani musieli
uzbroić się w cierpliwość. Dziś wiadomo już, że było warto.
Artystka, która łączy gospel z bluesem, soulem i jazzem, dała
fenomenalny koncert, dzieląc scenę z formacją szczecińskiego
jazzmana Sylwestra Ostrowskiego. Zespół w składzie: Owen
Hart Jr, Jakub Mizeracki, Adam Tadel, Michał Szkil, a także
Sławek Ostrowski i Zuzanna Ciszewska zaprezentował utwory
z repertuaru Lyles, ale także kompozycje Sylwestra Ostrowskiego. Nie zabrakło niespodzianek dla publiczności. Pierwszą
z nich był występ wokalny Sławka Ostrowskiego, syna
Sylwestra, co przy okazji dnia ojca miało szczególny wymiar,
drugą energiczne podsumowanie występu, które poderwało
publiczność do tańca. Koncert odbył się na kameralnej
scenie w hotelu Courtyard by Marriott na Bramie Portowej
w Szczecinie. Mecenas kulturalny nad wydarzeniem sprawowało Miasto Szczecin. (am)
Gwiazdy jazzu spotkały się
na scenie w Szczecinie
fot. Sebastian Wołosz
Nowy włosko-japoński
koncept, czyli
Sushi & Pizza House
zaskakuje smakiem
Decyzja o stworzeniu miejsca takiego jak Sushi & Pizza House
jest efektem marzeń o własnym lokalu gastronomicznym.
Właściciele Michał Baszak i Piotr Czapliński nie są tylko przedsiębiorcami, ponieważ, jak mówią, mają bogate doświadczenie
kulinarne. Pomysł na stworzenie restauracji, która serwuje dania
z dwóch różnych zakątków świata, wydawał się bardzo ciekawy
jednak trudny do zrealizowania. Zdecydowali stworzyć dwie
osobne kuchnie pod dwoma różnymi dowództwami szefów
kuchni.
Otwarcie restauracji, która serwuje sushi oraz pizze, daje możliwość wyboru. Dzięki temu możemy przyjść większą grupą, nie
tracąc przy tym na jakości, ponieważ za kuchnie japońską oraz
włoską odpowiedzialne są dwa różne teamy.
Największym powodzeniem cieszą się zestawy sushi. Dragon
rolls z krewetką w tempurze, greenknife rolls z tatarem z łososia
i krewetką w tempurze, która zawinięta jest w omlet tamago
z dodatkiem dresingu z rzodkiewki marynowanej, sashimi rolls
z tuńczykiem togarashi i warzywami — te egzotycznie brzmiące
potrawy cieszą się największym powodzeniem. Restauracja
oferuje również pozycje deserowe z zachowanym japońskim
sznytem, znaleźć tutaj można lody w tempurze podane z owocami i sosem teriyaki — bardzo ciekawe i niespotykane nigdzie
indziej słodkie zwieńczenie posiłku. W naszej karcie znaleźć
można również pizze, sałatki i zupy.
Sushi & Pizza House jest idealnym miejscem na randkę czy
spotkanie biznesowe, elegancki nieco surowy klimat wnętrza,
nastrojowa muzyka, dbająca o każdy detal obsługa i w końcu
najważniejsze — bardzo dobre propozycje kulinarne to recepta
na owocne spotkanie.
Bolesława Krzywoustego 14, Szczecin
Mail: [email protected] | Tel. 786826693
FB: @SushiPizzahouseSzczecin
IG: @sushipizza_house
#materiał partnerski | NEWSROOM |
12
| NEWSROOM |
Żagle 2022 już
w sierpniu. To będą
trzy dni żeglarskich
atrakcji nad Odrą
Już w dniach 19 - 21 sierpnia odbędzie się
największe żeglarskie święto tego roku
Żagle 2022. Trzydniowe wydarzenie,
które łączy w sobie tradycje żeglarskie,
duże wydarzenia plenerowe, regaty, koncerty
i regionalną kuchnie.
To już pewne, dwa brzegi Odry w sierpniu wypełnią się żaglowcami oraz atrakcjami dla każdego. Jak zapewnia organizator -
będzie żeglarsko, kolorowo, muzycznie i wesoło. U stóp Wałów
Chrobrego zacumują jednostki, które przypłyną do Szczecina
z gościnną wizytą. Według zapowiedzi pojawi się kilkadziesiąt
jednostek, a wśród nich perełki, których do tej pory nie było
w stolicy Pomorza Zachodniego. Podobnie jak w poprzednich
latach do Szczecina wpłyną także okręty wojskowe oraz jednostki portowe Urzędu Morskiego w Szczecinie. Żagle to także wydarzenie dla rodzin z dziećmi. Po dwóch stronach Odry
pojawią się strefy aktywności, animacje oraz muzyczne sceny.
Na chętnych będzie czekać Strefa Dziecięcą, Jarmark pod Żaglami, Food Port, Craft Beer Zone czy wesołe miasteczka. Dla
usprawnienia komunikacji brzegi Odry zostaną połączone mostem pontonowym.
Na uczestników Żagli czeka też kilka muzycznych scen. Będzie
zarówno scena szantowa zlokalizowana na tarasie widokowym
Wałów Chrobrego, Wyspie Grodzkiej, na placu Solidarności
i w amfiteatrze, a także na głównej scenie, która pojawi się
na Łasztowni w pobliżu zejścia z mostu pontonowego. Przez
trzy dni będzie można brać udział w koncertach, podczas których wybrzmi jedna z najbardziej topowych polskich artystek.
W piątek dla szczecińskiej publiczności zaśpiewa Patrycja Markowska wraz ze swoim zespołem, a w niedzielę gwiazdą wieczoru będzie Grzegorz Hyży. Koncerty będą darmowe i dostępne dla każdego. Na pozostałych scenach wybrzmią szanty oraz
V Festiwal Orkiestr Dętych Szczecin 2022 o Puchar Prezydenta
Miasta Szczecin. (red)
fot. Materiały prasowe
#materiał partnerski | NEWSROOM |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 13
Nowe Warzymice –
Nowe Możliwości
RONSON Development
Nowe Warzymice to realizowana na
przedmieściach Szczecina inwestycja RONSON
Development. Zaprojektowana na kilka etapów,
stanowi kontynuację obecności dewelopera
w stolicy województwa zachodniopomorskiego
i jej okolicach. Na ponad 8-hektarowym terenie
inwestycyjnym budowane jest wieloetapowe
osiedle, gdzie łącznie powstanie ponad 500 lokali,
w niskiej zabudowie jedno– i wielorodzinnej.
Nowe Warzymice – oaza zieleni –
ekologiczna przystań
Nowe Warzymice powstają w zielonej, podmiejskiej gminie Kołbaskowo. Pierwsze skrzypce w inwestycji gra przyroda, która
wyróżnia wszystkie projekty dewelopera. W Nowych Warzymicach wskaźnik zabudowy wynosi jedynie 20%, a w etapach II i III
projektu, powierzchnia biologicznie czynna zajmuje ponad 45%
terenu. W drugim i trzecim etapie zostały zaprojektowane łąki
kwietne, które w porównaniu do tradycyjnych trawników wymagają mniejszych nakładów finansowych na utrzymanie (rzadsze
koszenie, mniej podlewania, nawożenia) i pomagają zachować
bioróżnorodność, zapewniając schronienie owadom. Na terenie
inwestycji stanęły też domki dla owadów – efekt zaangażowania
RONSON w akcję Polskiego Związku Firm Deweloperskich na
rzecz ekologii i różnorodności biologicznej. W II i III etapie deweloper stworzył zbiorniki na wodę opadową, która jest odzyskiwana i służy do podlewania zielonych części wspólnych. Dzięki
takim rozwiązaniom woda jest retencjonowana, zmniejsza się jej
zrzut do kanalizacji, a woda pitna nie jest marnowana. W każdym
z dotychczas realizowanych etapów montowane jest wewnętrzne i zewnętrzne oświetlenie LED, które ogranicza koszty zużycia energii elektrycznej, zmniejsza ślad węglowy, a dla klientów
oznacza niższe rachunki. Deweloper wspiera trend eko-mobilności. Promuje poruszanie się transportem niskoemisyjnym. W każdym z etapów inwestycji powstają stojaki na rowery, a w trzecim
etapie dodatkowo wiata.
Inwestycja skrojona na miarę czasów
Nowe Warzymice doskonale wpisują się w trend wybierania
mieszkań na terenach poza ścisłym centrum miasta, a jednocześnie
dobrze z nim skomunikowanych. W bliskiej odległości od osiedla
znajdują się przystanki autobusowe, dzięki czemu w kwadrans
można dostać się do placu Kościuszki w centrum Szczecina oraz
stacja kolejowa PKP Szczecin Gumieńce, która daje możliwość
podróży pociągiem do Berlina. Oprócz standardowych mieszkań,
przewidziano także dostępność apartamentów dwupoziomowych.
Powstaną też mieszkania z tarasami, balkonami oraz ogrodami.
Aktualnie trwa sprzedaż 4 etapów inwestycji, z których dwa są
gotowe do odbioru. RONSON Development planuje także wkrótce uruchomienie kolejnego projektu, zlokalizowanego w zielonej,
północnej części Szczecina.
Nowe Warzymice Warzymice
Szczecin, skrzyżowanie ul. Do Rajkowa
i al. Śliwkowej | tel. 91 3075005
Warzymice, ul. Spacerowa 4/1, 72-005 Rajkowo
Zapraszamy 6 dni w tygodni: pon-pt: 9-17 | sobota: 10-14
Kontakt Bezpośredni
+48 604 940 200 | Daniel Hof
+48 605 831 366 | Ewa Grodzka
+48 538 617 972 | Patryk Petrusewicz
14
Fusion pojawił się w latach 80. ubiegłego wieku i po trzech dekadach stał się
niezwykle popularny. Inną nazwą tego
stylu jest Movement 8. Nazwa wywodzi
się od architekta wnętrz Antonio „Budji”
Layuga, który postanowił zjednoczyć
się ze swoimi kolegami i pracować nad
nowym trendem w projektowaniu mebli
w stylu, który miał być kombinacją elementów wielu innych stylów. I tak metalowa rama stołu otrzymała leżący na niej
drewniany blat i dekorację z masy perłowej. Tak powstało oblicze bogactwa
wynikającego z umiejętnego łączenia
nowoczesności z tradycją i elementami
zaczerpniętymi z wielu kultur. Fusion
z designu rozprzestrzenił się na aranżację wnętrz. Pomysł kontrastowego łączenia rzeczy jest z pewnością uniwersalny,
ale, co najistotniejsze, przynosi odkrywcze efekty.
- W ostatnich miesiącach najważniejszym projektem dla naszej pracowni jest
projekt restauracji KOI sushi w Odense w Danii – opowiada Paulina Olbrychowska. - Nowa restauracja znajduje się
w najpiękniejszej, centralnej części miasta. Oferować będzie kuchnię fusion,
składającą się z połączenia kuchni azjatyckiej i południowoamerykańskiej.
Każdy, nawet najbardziej wymagający
gość znajdzie tu coś, co zaskoczy go na
poziomie obsługi, doznań estetycznych
i smaku. Jak mówią właściciele restauracji - misją miejsca jest niesienie wyjątkowej obsługi, realizowanej z dbałością
o każdy detal. Każdy gość ma czuć się doceniony i zaopiekowany od samego wejścia aż do momentu opuszczenia lokalu.
Właściciele lokalu przyznają, że sami są
bardzo wymagającymi klientami, dlatego chcą zapewnić gościom odpowiedni
standard. Olbrzymią inspiracją były dla
nich liczne podróże, które odzwierciedla
właśnie koncept architektoniczny Fusion.
Do realizacji wizji projektu restauracji KOI wybrana została pracownia
projektowania wnętrz IDSGN Pauliny
Olbrychowskiej z siedzibą w Szczecinie. Prezentowany w artykule projekt
stanowił zarówno wyzwanie, jak i pole
do popisu. Jak mówi sama architektka
- wraz z mężem od wielu lat zafascynowani jesteśmy kulturą i sztuką japońską,
a w szczególności zen. Szymon wielokrotnie wyjeżdżał do Japonii, ucząc się
medytacji w buddyjskich klasztorach, organizował wydarzenia kulturalne związane z japońską kaligrafią i zen w Szczecinie, przy współpracy z Filharmonią
Szczecińską, Teatrem Kana, Szkołą Jogi
Jurka Jaguckiego i Galerią 111. Japonia,
jej sztuka, filozofia i kuchnia obecna jest
w naszej codzienności, zaczynając od
komorebi w parku, przez sztukę japońskiej kaligrafii shodo, kończąc na czarce
Styl Fusion jest uważany za styl wystroju wnętrz z kategorii – odważne. Najczęściej oparty
jest na kontrastach, łączy w sobie rzeczy, które na pierwszy rzut oka są przeciwstawne.
FUSION
fuzja designu i dobrego smaku
# m a t e r i a ł p a r t n e r s k i
#materiał partnerski | NEWSROOM |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 15
herbaty matcha. Sami zatem jesteśmy
swoistego rodzaju fuzją europejskiej
nowoczesności z jej wartościami i japońskiej tradycji. Każdy projekt zaczyna
się od marzeń, a już pierwsza rozmowa
z inwestorami dała nam przestrzeń do ich
realizacji. Punktem wyjścia była kuchnia
i kultura japońska, jednak w wydaniu
Fusion. Cała zabawa polegała więc na
oderwaniu się od schematycznego myślenia i swobodnej ekspresji nadającej
nowe oblicze japońskiej estetyce.
Projekt oparty jest na ciemnym tle
i świetle wydobywającym błyszczące
i metaliczne detale. W centralnej części
wejściowej znajduje się zielona ściana
osadzona symetrycznie pomiędzy filarami, wykończonymi mosiężną industrialną siatką cięto-ciągnioną. To miejsce
wraz z kamiennym marmurowym cocktail barem stanowi przestrzeń lounge,
oferującą bogactwo drinków. Ta centralna część dzieli restaurację na bardziej
oficjalną salę z większymi stołami, nad
którymi unoszą się subtelne, biżuteryjne
wręcz lampy Flock firmy Moooi. Ściany sali są wykończone łupkiem Airslate
od GrupaMo-Więcej niż wnętrza. Jest
to nawiązanie do surowości japońskich
kamiennych ogrodów, wraz wykonywanymi indywidualnie podświetlanymi panelami szklanymi, inspirowanymi japońskimi parawanami shoji. Głębszą cześć
restauracji stanowi przestrzeń przy barze
sushi, pozwalająca zarówno spokojnie
spożywać posiłek, jak i dająca możliwość oglądania procesu przygotowywania części dań. Nad cocktail barem oraz
barem sushi nadwieszona została rzeźba,
wykonana na indywidualne zamówienie
według projektu Pauliny Olbrychowskiej, zrealizowana przez pracownię Izabeli Kołwzan ze Szczecina. Dwie kompozycje ze 150 szklanych pozłacanych
elementów, każda podwieszona przestrzennie nad barami to w rzeczywistości
lampy inspirowane ławicami ryb. Część
restauracji rozświetlona została podświetloną złotą ścianą, wykończoną czarną
siatką cięto-ciągnioną, przypominającą
łuskę karpia. W ten sposób uchwycone
zostało nawiązanie do nazwy restauracji,
gdyż KOI po japońsku znaczy karp.
Oficjalne otwarcie restauracji już
w sierpniu 2022 roku. Zapraszamy
do odwiedzenia Odense i restauracji
KOI sushi oraz do współpracy z pracownią projektową IDSGN Pauliny
Olbrychowskiej w Szczecinie.
Projektowanie wnętrz
Projekt/ Realizacja/Doradztwo
Zapraszam do współpracy - Paulina Olbrychowska
[email protected] | 500 745 855
Centralna część wejściowa
Centralna sala
Bar sushi
Sala ze ścianą imitującą łuskę karpia
| TEMAT Z OKŁADKI | #materiał partnerski
16
#materiał partnerski | TEMAT Z OKŁADKI |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 17
Real Estate
Investor’s Club
| TEMAT Z OKŁADKI | #materiał partnerski
18
Rynek nieruchomości luksusowych wchodzi na nowy poziom sprzedaży. Apartamenty
przy samej plaży nabywane są przez wybraną pulę inwestorów. Przybliżamy wam,
jak szczecińska spółka stworzyła Real Estate Investor’s Club. A czym jest Real
Estate Investor’s Club? Wyjaśniamy! - To profesjonalna platforma dająca dostęp
do przedpremierowych ofert nieruchomości. Odpowiada na potrzeby inwestorów
i to od nich wywodzi się pomysł powstania tego klubu. Dzięki niemu powstaje
środowisko, w którym nabywcy nieruchomości mogą wymieniać się doświadczeniami.
#materiał partnerski | TEMAT Z OKŁADKI |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 19
| TEMAT Z OKŁADKI | #materiał partnerski
20
W jakim celu powstał Real Estate Investor’s Club?
Michał Wąsik, CEO - Real Estate Investor’s Club powstał w odpowiedzi na potrzeby osób, które zajmują się inwestowaniem
w rynek nieruchomości. Sam pomysł powstania klubu podpowiedzieli nam klienci, którzy wskazywali na brak profesjonalnej
platformy z dostępem do nieruchomości oferowanych przedpremierowo. Klub to miejsce wymiany doświadczeń pomiędzy nabywcami, inwestorami, projektantami oraz operatorami.
Klub skupia się przede wszystkim wokół osób, które regularnie
śledzą aktualne trendy w branży oraz sukcesywnie powiększają
swój portfel nieruchomości.
Wokół Real Estate Investor’s Club skupiamy ludzi, którzy
rozumieją, że nieruchomości to inwestycja długoterminowa,
a od szybkiego zysku ważniejsze jest bezpieczeństwo, stopniowy
wzrost wartości rezydualnej oraz dochód pasywny z inwestycji.
Kto może zostać członkiem Real Estate Investor’s Club?
M.W. - Do Real Estate Investor’s Club może przystąpić każdy,
kto zakupił minimum dwa apartamenty od assethome.pl oraz
może przeznaczyć na kolejne inwestycje kwotę sześciocyfrową.
Ponadto klubowiczami zostają inwestorzy i architekci, którzy
mogą się pochwalić zakończonymi z sukcesem realizacjami.
Do klubu chętnie zapraszamy osoby rekomendowane przez obecnych członków. Na tym etapie nie skupiamy się na osobach z zewnątrz, których nie znamy.
Obecnie w ramach podejścia do nieruchomości, jakie prezentuje
Real Estate Investor’s Club, skupionych jest około stu osób. Nie
ma co ukrywać, że są to najlepsi klienci assethome.pl.
Co daje przynależność do Real Estate Investor’s Club?
Marek Oleśków, CFO - W Real Estate Investor’s Club skupiamy
się na kilku filarach. Pierwszy z nich to bezpieczeństwo. Naszym
klubowiczom rekomendujemy tylko sprawdzone nieruchomości.
Sprawdzone, czyli takie, w których nad projektem czuwa doświadczony inwestor, silny kapitałowo i doświadczony w branży,
z zakończonymi realizacjami na swoim koncie. Ważnym czynnikiem jest odpowiednie biuro projektowe i generalny wykonawca,
którzy już wielokrotnie mierzyli się z wyzwaniami przy projektach podobnej skali.
Drugi filar to wzrost wartości nieruchomości. W dzisiejszych warunkach gospodarczych nie liczy się tylko to, aby nieruchomość
powstała. Kluczowe jest to, jaką będzie przedstawiała wartość
w czasie za pięć, dziesięć czy piętnaście lat. Aby uprawdopodobnić jej systematyczny wzrost należy szczególną uwagę zwrócić na
jej położenie, bowiem w czasie prosperity wzrasta wartość większości nieruchomości, ale w czasie kryzysu utrzymują lub zyskują
na wartości tylko te w wyjątkowych lokalizacjach.
Trzeci filar opiera się na zarządzaniu. Sposób administrowania
przez zarządcę nieruchomości, jak i przez operatora ma ogromny wpływ na profity uzyskiwane z nieruchomości. Niezależnie
od tego, czy nieruchomość ma przechować wartość pieniądza,
zapewnić dochód pasywny, czy po prostu ma być sprzedana z zyskami w zaplanowanym przez właściciela czasie warto trzymać
się zasady, że każdą nieruchomość należy utrzymać w nienagannym stanie technicznym, co jest zadaniem zarządcy nieruchomości, oraz mieć zapewnioną odpowiednią liczbę gości przyjeżdżających na wypoczynek - o to z kolei musi zadbać sprawny
i renomowany operator. Brak któregokolwiek z tych elementów
może spowodować, że nieruchomość nie osiągnie zakładanych
celów inwestycyjnych.
Ostatni, czwarty filar to przywilej pierwszeństwa. Każdemu
z klubowiczów Real Estate Investor’s Club przyświecają indywidualne cele i oczekiwania odnośnie nieruchomości. Dzięki
informacjom o ofercie w przedpremierze z Real Estate Investor’s Club można zrealizować zakup tego jedynego, wyjątkowego
apartamentu, który nie ma sobie równych, jest niepowtarzalny
w wybranej inwestycji czy nawet w regionie lub uzupełnić portfel
nieruchomości o te, co do których można się spodziewać najwyższej stopy zwrotu. Niezależnie od wymienionych celów przywilej
pierwszeństwa ma tu kluczowe znaczenie.
Co się wydarzy w najbliższej przyszłości?
Mariusz Kiermasz, CIO - W najbliższych tygodniach planowane
są dwa wydarzenia. Pierwsze z nich to uroczysta premiera zarówno projektu Baltic Jet w Ustroniu Morskim, która spełnia wszystkie kryteria Real Estate Investor’s Club oraz pierwsze inauguracyjne spotkanie klubowiczów.
Spotkanie odbędzie się na początku lipca
w reprezentacyjnej kamienicy w centrum
Poznania przy ulicy Młyńskiej 12.
Zgodnie z założeniami Real Estate Investor’s Club event będzie
okazją do poznania szczegółów wyjątkowego projektu, jakim jest
Baltic Jet oraz do rozmowy z kluczowymi osobami związanymi
z tą inwestycją, w szczególności z pomysłodawcą i inwestorem,
projektantami, operatorem oraz zespołem assethome.pl. Kolejne
wydarzenie zaplanowane jest niebawem we Wrocławiu. Uroczystość odbędzie się w najlepszym możliwym miejscu, czyli
w hotelu AC Hotel by Marriott Wrocław. Tam też zostanie zaprezentowana nowa, wyjątkowa inwestycja, a konwencja spotkania
pozostanie niezmienna.
ul. Młyńska 12, Poznań
Manager Oddziału Międzyzdroje
Magdalena Zaborska
T: (+48) 508 662 610
Manager Oddziału Świnoujście
Agnieszka Wiśniewska
T: (+48) 888 678 679
# m a t e r i a ł p a r t n e r s k i
Jak z
Bajki
Fotograf Złota Godzina Fotografia Dagmara Porazińska (instagram @zlota_godzina)
Modelka Oliwia Leszczyńska (instagram @oliwia_le)
Makijaż Klaudia Wańczurowska (instagram @klaudiamakeupartist_)
Miejsce Centrum Konferencyjno-Wypoczynkowe SZAFIR
| EDYTORIAL |
24
| TEMAT WYDANIA |
28 Meller
| TEMAT WYDANIA |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 29
Marcin Meller
- w pisaniu najgorsze jest pisanie
Jako dziennikarz zajmował się pan krótkimi formami, bo
w porównaniu z pisarzami dziennikarze piszą krótkie formy, i nagle pojawia się długa forma. Do tego wszystko trzeba samemu wymyślić. Nagle poczuł pan potrzebę napisania
powieści?
- Potrzeba się pojawiła, ale nie nagle, bo pomijając pisarskie próby
dziecięco-szkolne, pierwszą powieść tak na serio zacząłem pisać
przed trzydziestką. Potem nawet podpisałem umowę wydawniczą na powieść, ale odpuściłem i pozostała gdzieś w komputerze, więc ta potrzeba była naprawdę duża. Zawsze lubiłem czytać
i czytałem różne rzeczy, ale podobnie jak w sporcie, w którym
jest zawsze jakaś koronna dyscyplina, w pisaniu taką dyscypliną
jest dla mnie powieść. I to jest pierwszy powód, dla którego ją napisałem. Drugi jest taki, że kilka lat temu przyszedł mi do głowy
pomysł na historię ojca i syna. Ojca, który zostawił żonę i syna,
i po latach próbuje coś odbudować, a tu nagle dzieje się coś złego.
To był punkt wyjścia. Potem zastanawiałem się, co może się wydarzyć złego. Wymyśliłem, że syn jedzie śladami ojca do Afryki,
gdzie znika, a ojciec musi go odnaleźć. W Afryce spędziłem dwa
lata, więc poruszałem się po znanym sobie terenie. Pomysł już
był, ale nie mogłem się zebrać do pisania. Dużo o tym mówiłem
i w końcu podjąłem decyzję, że wrócę do Ugandy po 24 latach,
podobnie jak mój bohater, żeby mieć dodatkowy wymiar autentyczności. Miałem dużo szczęścia, bo poleciałem do Afryki tuż
przed pandemią. Bez paru zbiegów okoliczności nie skończyłbym
tego. Ale szczęściu należy pomagać.
Często jest tak, że pierwsza powieść pisarza jest bardzo
autobiograficzna, ale pan nie ma syna w wieku dwudziestu
paru lat.
- Nie. Moja żona się śmiała, kiedy opowiedziałem jej mój pierwszy pomysł. Mówiła: „Zobaczysz, zaraz jakiś portal plotkarski
napisze, że masz nieślubnego syna na studiach”. Ale to jest zupełna fikcja, bo mój syn ma 10 lat, a córka 8. Zostałem ojcem
późno - miałem 44 lata, w związku z tym zdążyłem się w życiu
wyszaleć i jak się rodziło moje pierwsze dziecko, wszystko odbywało się bardzo świadomie. Dlatego zastanawiałem się, co
by było, gdybym zaliczył tak zwaną wpadkę, mając dwadzieścia parę lat. Pamiętam siebie z tamtego czasu i wiem, że nie
byłem gotowy na takie wydarzenie. Ale tak sobie myślałem, co
by było, gdyby. To też napędzało tę książkową historię. Istotne
jest też to, że powieść dzieje się w dwóch planach czasowych
- w 1996 i 2020 roku. Ta część z 1996 to jest to, co sam przeżyłem, widziałem, więc wykorzystałem wiele wątków autobiograficznych, żeby to wyszło realnie i przekonująco dla czytelnika.
Jako dziennikarz pracuje pan na faktach, więc z tłem powieści nie miał pan problemu, ale jak było z postaciami,
z psychologią? Nawet Żeromskiemu zarzucano, że jego postaci wypadają słabo psychologicznie.
- Tego się najbardziej bałem. Dla mnie kluczowe jest pięć postaci - ojciec, syn i trzy kobiety. Każda z tych postaci składa
się z cech osób, które znałem, nie nadawałem im cech wziętych
z kosmosu. Ponadto, kiedy już miałem wyklarowane postaci,
dałem do przeczytania tekst paru osobom, których zdanie szanuję. Jeżeli jakieś uwagi się powtarzały, zastosowałem się do nich.
Chciałem też, żeby niektóre rzeczy były niedopowiedziane,
a czytelnik zastanawiał się, co dalej. Pisałem dialogi tak, żeby
czasami nie do końca było wiadomo, co bohaterowie mają na
myśli. Żeby czytelnik sam sobie dopowiadał, kierując się własnymi emocjami, przeczuciami.
W trakcie pisania wątki zaczęły żyć własnym życiem i rozchodzić się kierunkach, których się pan nie spodziewał?
- Bardzo. Na przykład plan czasowy 1996 roku miał być tylPo latach pracy dziennikarskiej i redaktorskiej postanowił zostać pisarzem.
Z całkiem niezłym skutkiem, co pokazują reakcje czytelników.
Marcin Meller opowiada nam, jak to jest być pisarzem i jak walczył
z wewnętrznym „dziadersem”, który czasami dawał o sobie znać.
ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO BARTEK SYTA
30
| TEMAT WYDANIA |
ko tłem, a kluczowa postać kobieca, czyli Florence, miała być
bohaterką drugoplanową. Na początku się śmiałem, że to tylko
takie gadanie, że bohaterowie książek zaczynają żyć własnym
życiem, ale moi naprawdę zaczęli. Zwłaszcza Florence mi się
wysforowała i musiałem więcej o niej napisać. Kilka razy było
tak, że jakąś scenę miałem napisać inaczej, a „napisało mi się”
inaczej i potem zmieniała mi się sekwencja wydarzeń.
Wielu pisarzy twierdzi, że w pisaniu najgorsze jest pisanie.
- Zgadam się. Nigdy nie lubiłem pisania jako takiego. Pisać lubię sms-y ze znajomymi i korespondencje z przyjaciółmi. Jak
byłem w Afryce, potrafiłem pisać do znajomych listy na 50 tys.
znaków sztuka. Natomiast pisanie użytkowe dla pieniędzy to nie
jest coś, co lubię. Oczywiście bardzo lubię oglądać efekt - reportaże czy felietony w gazecie, ale samo pisanie to masakra.
A pisanie powieści było o wiele gorsze niż pisanie felietonu czy
reportażu. W przypadku felietonu, nawet jeśli wymyślałem temat przez kilka dni, w końcu siadałem przed migającym kursorem, godzina czy trzy pisania, wysyłałem do redakcji i koniec.
A tutaj ile bym nie napisał, końca nie było widać. Wyrzucałem do symbolicznego kosza wiele fragmentów. Na wstępnym
etapie miałem 4 plany czasowe i mój przyjaciel Zygmunt Miłoszewski powiedział, że to jest za dużo. Wyrzucałem sporo rzeczy, a najgorsza była perspektywa, że to będzie jeszcze trwać
miesiącami. Teraz się cieszę, bo książka wyszła, jeżdżę sobie,
promuję ją, spotykam się z ludźmi. A do tego reakcje ludzi są
fajne, pytają kiedy będzie następna książka. Odpowiadam, że po
wakacjach zacznę pisać, a potem sobie myślę, że trzeba będzie
znowu siąść do komputera i nie jest mi do śmiechu.
To, że pracował pan w wydawnictwie, pomagało w pracy
czy utrudniało ją?
- Wszystko mi pomagało. Chciałem napisać czytadło, które
w moim języku jest pozytywnym określeniem. Chciałem napisać książkę, która ludzi wciągnie w pociągu, na plaży. W związku z tym miałem bardzo pragmatyczne podejście do tak zwanego procesu twórczego, ponieważ jako były wydawca książek
widziałem, ile błędów popełniają autorzy, którzy zbyt wierzą
w swoją nieomylność czy swój geniusz. Kluczowa sprawa to
redaktorzy. W świecie anglosaskim redaktor jest często niemal współtwórcą książki. Natomiast w Polsce jest tak, że autor
często uważa, że to, co wychodzi spod jego pióra, jest dziełem
skończonym i wara redaktorkom od dzieła, które stworzył. Sam
sobie wybrałem dwójkę redaktorów. Jedna to bardzo doświadczona redaktorka, specjalistka od literatury ambitniejszej niż
moja. Pracowałem z nią i wiem, że jest świetna w tym, co robi.
Dodatkowo wybrałem sobie młodego redaktora, który mógłby
być moim synem. Mam tyle lat, ile mam, świat się zmienia,
zmieniają się wrażliwości, więc chciałem, żeby ktoś młodszy
wychwycił mojego wewnętrznego dziadersa, gdyby ten dał o sobie znać. Dzięki temu parę rzeczy wyleciało z książki. Ta dwójka przekazywała mi uwagi na tym etapie, kiedy mogłem jeszcze
różne rzeczy zmieniać. To dzięki ich uwagom skróciłem rozdziały, żeby podkręcić akcję. Niektóre uwagi były bardzo szczegółowe. Na przykład wiosną 1996 roku bohaterowie rozmawiali
o filmie „Mission Impossible”, a premiera była dopiero w lipcu
1996 roku. A ja to oglądałem w sierpniu 1996 w Kenii. Dzięki
pracy w wydawnictwie widziałem też, co ludzie lubią czytać.
Ale cała ta wiedza i tak nie ma znaczenia wobec produktu końcowego. Można zrobić wszystko zgodnie z zasadami sztuki,
a i tak ludzie nie sięgną po książkę.
Jakie były pierwsze reakcje na „Czerwoną ziemię”?
- Jest lepiej, niż przewidywałem w najlepszym możliwym wariancie.
Bał się pan momentu ukazania się książki?
- Strasznie. Bałem się, że się nie spodoba, że nudne. Widziałem w swoim życiu wydawcy sytuacje, kiedy wydawało się,
że powinno być dobrze, a było niedobrze. Teraz już zaczynam
się śmiać z tego mojego strachu. Żona się pyta, czy już cieszę
się, czy jeszcze panikuję.
A spodobało się panu bycie pisarzem?
- Zależy który aspekt. Poza pisaniem jest fajnie.
A kiedy będzie następna książka?
- Przyjąłem takie założenie, że jak się z pierwszą nie uda, to daję
spokój, a jeżeli się uda, to piszę następną. No i widać, że się udało, więc po wakacjach siadam do roboty i jak wszystko pójdzie
dobrze, czytelnicy dostaną ją jesienią 2023 roku.
Marcin Meller
Jeden z najbardziej uznanych polskich dziennikarzy, wieloletni
redaktor naczelny „Playboya” i reporter „Polityki”, gospodarz
Drugiego Śniadania Mistrzów w TVN24. Razem z żoną Anną
Dziewit-Meller napisał bestsellerowe „Gaumardżos! Opowieści
z Gruzji”. Autor zbioru reportaży „Między wariatami. Opowieści
terenowo-przygodowe” (2013) oraz zbiorów felietonów „Sprzedawca arbuzów” (2016) i „Nietoperz i suszone cytryny” (2019).
#reklama
Sienna 10, SZCZECIN | tel. 91 432 92 53 | FB / brasileirinhoszczecin | www.brasileirinho.pl
M A Ł A B R A Z Y L I A W S E R C U S Z C Z E C I N A
Z m a r z e ń p o w s t a ł o m i e j s c e , w k t ó r y m s p r ó b u j e s z p r a w d z i w e j b r a z y l i j s k i e j k u c h n i ,
a w s z y s t k i e d a n i a , k t ó r y c h s k o s z t u j e s z , t o p o ł ą c z e n i e w s p o m n i e ń , ż y c i o w y c h d o s w i a d c z e ń
i pragnień, połączonych z nowoczesnymi technikami i estetyką.
32
| PODRÓŻE |
Jak to się stało, że zakochał się pan
w Berlinie? - To uczucie jest we mnie od
dawna. Zacząłem odwiedzać Berlin wiele
lat temu, kiedy jeszcze był podzielony na
Berlin Wschodni i Berlin Zachodni. W połowie lat 80. po raz pierwszy odwiedziłem
Berlin Zachodni, bo we Wschodnim bywałem wcześniej jako dziecko z rodzicami. Berlin Zachodni na nas, przyjezdnych
z szarej Polski, robił wtedy ogromne wrażenie. Był postrzegany jako miasto ładne,
bogate, co niekoniecznie było prawdą, ale
z naszej perspektywy tak to wyglądało.
Idealizowaliśmy wtedy miasta zachodnie. - Tak. Te początki były bardzo nieświadome. Nie miałem świadomości,
jaki ten Berlin naprawdę jest. Nie znałem
offowego oblicza tego miasta. W Berlinie Wschodnim za offową dzielnicę był
uważany Prenzlauer Berg, który był inną
dzielnicą niż reszta, szczególnie blokowiska albo ścisłe centrum. Kiedy zacząłem
być bardziej świadomy Berlina i lepiej go
poznawać, dotarło do mnie, że w Prenzlauer Berg tworzyły się różne subkultury, muzyczne czy opozycyjne pod koniec
lat 80., które sprawiały, że ta dzielnica
była inna niż oficjalny Berlin Wschodni.
Również ze względu na architekturę. Potem Prenzlauer Berg zmienił się z miejsca,
w którym były secesyjne kamienice,
w dzielnicę dla bogatych. To są częste zjawiska w dużych miastach.
Dla nas, szczecinian, Berlin też jest innym miastem niż dla reszty Polski. Polacy z innych części kraju często tego
nie rozumieją. - Jest dokładnie tak, jak
pani mówi, ale też z drugiej strony dla
wielu szczecinian Berlin jest ciągle miastem z dużym potencjałem, jeszcze mało
odkrytym. Jeśli spojrzeć na rolę usługową
Berlina, jak koncerty, zakupy czy inne
atrakcje – to zawsze przyciągało ludzi.
Ale oni za chwilę wracają. Naturalnie korzystają z lotnisk, czasami też odwiedzają
muzea. To jest podstawa naszych wizyt
w Berlinie. Natomiast mało osób zdaje
sobie sprawę z tego, że Berlin ma w sobie miejsca niezwykle klimatyczne. Berlin
ma ponad 1700 mostów i mostków. To
jest dużo więcej niż w słynnej Wenecji.
Śmiało mógłby też konkurować z niektórymi miejscami w Paryżu. Berlin z racji
tego, że jest niedaleko, daje szansę szybkiego przemieszczenia się ze Szczecina
i tam można jeździć i odkrywać to miasto
po swojemu. Ja w swojej książce nie pokazywałem najbardziej popularnych miejsc,
ale takie, z którymi związane są moje prywatne emocje.
Każdy może też szukać w wybranej
przez siebie dziedzinie. - Tak. Jeżeli chodzi na przykład o sztukę graffiti, to Berlin
jest jednym z najciekawszych miejsc na
świecie. W mojej książce namawiam do
tego, żeby jak najwięcej szukać na własną
rękę. Dotyczy to także knajpek, gastronomii czy innych miejsc tego typu. Każdy
może w tym mieście znaleźć to, co jest mu
bliskie.
Ja kiedyś jeździłam do Berlina kupować
płyty i miałam swój ulubiony sklepik
w bocznej uliczce przy Alexanderplatz.
- Płyty rzeczywiście można było kupić
w kilku miejscach w małych sklepikach.
Jak pan wyznacza swoje ścieżki?- Czasami wymieniam się informacjami z innymi osobami, ale zazwyczaj spaceruję
i sam odnajduję różne miejsca. Bardzo
lubię ryneczki, ale niekoniecznie pchle
targi, bo to jest odrębna kategoria. Mam
na myśli raczej Wochenmarkt, czyli nietypowe rynki, w których można przysiąść,
coś zjeść, obejrzeć rękodzieła. A jeśli chodzi o płyty, to często można je znaleźć
w specjalnych miejscach. Oprócz Prenzlauer Berg lubię też Kreuzberg. Tam jest
ładna ulica ze sklepikami. Okolice buntowniczej Oranienstrasse, gdzie odbywają
się różne demonstracje i jest wielki misz-
-masz. Polecam też dzielnicę Köpenick,
co prawda nie offową, ale to fajne miejsce
na niedzielny chillout po sobotnich imprezach. W zasadzie jest inne miasto. Nie ma
tam odrapanych miejsc, jest bardziej drobnomieszczańsko, ale jest offem w offie.
Jest trochę nowych apartamentowców.
Kiedy panu przyszło do głowy, żeby się
dzielić swoją wiedzą z innymi? - Mój kolega, który też bardzo lubi Berlin, powiedział mi kiedyś, że mógłbym zacząć prowadzić blog czy napisać książkę. Książka
jest dzisiaj trudną formą, ale zacząłem sobie to składać w głowie. Zacząłem pisać
w 2015 roku i w ubiegłym roku we wrześniu książka ujrzała światło dzienne.
Gdzie można kupić tę książkę?- Można
ją kupić online przez stronę www.offberlin.pl, ale jest też do kupienia w kilku miejscach w Szczecinie. W Berlinie też można
ją nabyć w jednym miejscu. Jest większe
zainteresowanie, niż się spodziewałem.
Ma pan nowe pomysły, żeby ludziom
ten Berlin przybliżać?- Jeżeli miałbym
przybliżyć Berlin, to na pewno warto by
było uzupełnić wydanie książki o nowe
miejsca. Może lepszą formą niż książka byłyby jakieś formy multimedialne.
Na razie spontanicznie wrzucam różne
zdjęcia i filmy na facebooka. Jest krócej,
- Berlin jest miastem wciąż nie odkrytym – uważa Marek Defee, szczecinianin, który regularnie
odwiedza to miasto i pokazuje je innym przez pryzmat swoich emocji. Niedawno wydał książkę
„OffBerlin. Przewodnik alternatywny”, a my skorzystaliśmy z okazji, aby przejść się jego śladami.
ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI (PORTRET), ARCHIWUM MARKA DEFEE (ZDJĘCIA Z BERLINA)
Śladami alternatywnego
przewodnika po Berlinie
| PODRÓŻE |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 33
ale bardziej aktualnie. A wszystko jest
przefiltrowane przez własne emocje.
Może w przyszłości jakiś komiks. Taki
pomysł mi chodzi po głowie. Ja ten Berlin naprawdę kocham, więc jestem wobec
niego bezkrytyczny, co nie oznacza, że nie
dostrzegam jego negatywnych stron. Ale
wszystko ma swój urok. Na pewno warto
się zainteresować sceną klubową, bo Berlin z tego słynie i ma już 100 - letnią tradycję w tej dziedzinie. Zawsze był miastem
wyzwolonym, dla niektórych obrazoburczym i takim pozostaje do dziś.
W latach 20. ubiegłego wieku Berlin
słynął z klubów i wtedy też był dla niektórych obrazoburczy. - Tak, dzisiejszy
Berlin jest kontynuacją tamtego. Wiele
osób odwiedza to miasto właśnie z tego
powodu. Podobnie wiele osób odwiedza
Berlin ze względu na clubbing. Dużo klubów w Berlinie ma to do siebie, że mają
słynne trudne do przejścia bramki. Nie jest
do nich łatwo wejść i nie ma klucza, jak
do nich wejść.
Jak w słynnym klubie Studio 54
w Nowym Jorku. - No tak. Podobno Elon
Musk nie został wpuszczony do najsłynniejszego klubu w Berlinie. Tam nie ma
jasno określonego dress codu. Albo się
spodobasz, albo nie. Ale ogólnie jest fajnie, bo jednak to miasto, w którym słychać
różne języki i wszyscy się tu dobrze czują.
Berlin jest miastem, w którym możemy
znaleźć wszystko, czego potrzebujemy.
34
| FILM |
Zaczynał od Teatru Polskiego
w Szczecinie. Prowadził nawet
program randkowy. Wiele
osób zna go z polskich produkcji telewizyjnych. Jednak od
niedawna można go oglądać
również w serialowym hicie
BBC „Peaky Blinders” streamingowanym na Netflixie.
Przedstawiamy Aleksandra
Mackiewicza.
ROZMAWIAŁA PAULA DĄBROWSKA /
FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
Jak wspominasz swoją pracę na planie
„Peaky Blinders”? - W serialu grałem
rolę epizodyczną. Zanim wszedłem na
plan, musiałem podpisać papiery, które
świadczyły o tym, że jestem wobec nich
lojalny. Nawet nie dostałem całego scenariusza, tylko fragment ze swoją sceną.
W takim razie, jak wyglądał plan? -
Wchodzisz i są dwie strefy, w jednej odtwórcy głównych ról, a w drugiej – role
epizodyczne. Jednego dnia mieliśmy treningi, próby z aktorami, którzy są wynajmowani specjalnie na plan do ćwiczenia
tekstu. Drugiego dnia wchodzisz na plan
zdjęciowy. I to właśnie wtedy poznałem
aktorów właściwych. Moja rola nie była
duża, ale bardzo się cieszę z udziału
w serialu, dla mnie to niezapomniane
przeżycie. To, że mogłem poznać reżysera, zobaczyć, jak w ogóle wygląda taki
plan zdjęciowy zagranicą - to jest coś!
A jak dostałeś rolę? Słyszałam, że wiąże się z tym ciekawa historia. - Pod koniec 2007 roku wyjechałem do Irlandii,
żeby pracować za barem. Wtedy wielu
Polaków wyjeżdżało zagranicę w celach zarobkowych. Zawsze też chciałem
pracować w teatrze. W Szczecinie wiedziałem, że może być trudno się przebić.
Pojechałem pracować w gastronomii,
ale nie zamierzałem rezygnować z marzeń. Między pracą a czasem wolnym
brałem udział w zajęciach w studium
aktorskim, udzielałem się w teatrze.
W Irlandii poznałem ludzi, którzy są odpowiedzialni za castingi. Nawet zagrałem w irlandzkim sitcomie rolę „Polaczka dresa”. Ponoć dobrze się nadawałem
do odwzorowania tej postaci: uśmiechnięty, lekko podchmielony (śmiech).
Kontakt został. Wróciłem po pięciu latach do Polski, jeździłem na castingi do
Warszawy. Dalej pracowałem w gastronomii, bo jednak musiałem za coś żyć.
Utrzymywałem kontakt z ludźmi z Wysp
i przed pandemią odezwał się do mnie
jeden ze znajomych, że szukają kogoś,
kto „zagra Cygana ze Wschodu”, ale nie
zapłacą mi za przelot i nocleg.
Czyli finansowo było… po prostu słabo? - Stwierdziłem, że nie ma problemu,
Aleksander
Mackiewicz –
od Teatru
Polskiego po
produkcje Netflix
i „Peaky Blinders”
| FILM |
opłacę ten przelot. Później wynagrodzenie pokryło to wszystko. Na początku,
jak nagrywałem, to miałem małą nadzieję, że wyniknie z tego coś fajnego. Potem myślałem, że nic z tego nie będzie.
W międzyczasie moja pozycja aktorska
się ustabilizowała w Polsce. Zapomniałem nawet, że wziąłem udział w tym
przesłuchaniu (śmiech). Ale w końcu dostałem telefon - jesteśmy zainteresowani.
I wtedy wszystko się zaczęło. Wiemy
już, jak wyglądał plan, a charakteryzacja i przygotowanie? - No właśnie,
tu pojawił się drobny problem, bo mam
tatuaże, które zrobiłem wcześniej, nie
myśląc, że będę zawodowo zajmował
się aktorstwem. Skąd mogłem wiedzieć?
Zrobiłem sobie taki tatuaż jak George
Clooney, trzeba było go przykrywać
(śmiech). Musiałem też zapuścić zarost.
Byłem zaskoczony, że dla takiej postaci
jak moja przykładano tak wiele uwagi.
Aktorzy, którzy pojawiali się nawet na
chwilę w serialu, mieli specjalnie szyte
buty czy ubrania.
Podczas zdjęć wydarzyło się coś,
co mocno zapadło ci w pamięć? - Dostałem swoją scenę, łącznie trzy zdania (uśmiech). Początkowo mówiłem
z polskim akcentem, ale chciałem bardzo
zaimponować realizatorom, więc uczyłem się takiego czystego, brytyjskiego
akcentu. Jestem na planie, zaczynam
mówić tym swoim pięknym angielskim,
a oni do mnie „Dlaczego tak mówisz?”.
Zapytałem, czy mówię źle, a oni mi na
to „Brzmisz jak chłopak z Liverpoolu.
A miałeś jak Polak” (śmiech). Wiedziałem już, że chcą mój stary akcent.
W Internecie pojawiają się informacje, że powstanie film o „Peaky Blinders”. Dostałeś już jakiś telefon w tej
sprawie?
- Jeżeli będzie oficjalna informacja, to
oczywiście, że wezmę udział w castingu.
Zdaję sobie też sprawę, że nie do roli wiodącej, tylko zapewne do epizodycznej.
Na koncie masz jednak znacznie więcej niż epizody w zagranicznych superprodukcjach. Przykład Adam
z „Gliniarzy”. - (śmiech).
Mam ogromny sentyment
do tej postaci i bardzo lubię ją
tworzyć. Od samego początku
mogłem „robić ją” tak, jak chciałem. Producenci powiedzieli,
że to ma być pozytywny policjant, ale odróżniający się od
reszty tych „ładnych”. Oni tacy
z żurnala, a ja – mordeczka.
Wychowywałem się w centrum Szczecina, chodziłem do jednej szkoły z majorem SPZ. Towarzystwo miało ogromny
wpływ na mnie i chciałem, żeby takim
człowiekiem też był Adam Bogusz.
Człowiek ulicy, ze skazami.
A jakie masz plany na przyszłość?
Oprócz castingu do filmu „Peaky Blinders” (uśmiech). - Powiem szczerze,
że ostatnio dzieje się bardzo dużo. Gdy
pracowałem przy programie „Pierwsza
randka” (program randkowy, który był
emitowany w TVP w 2017 roku – przyp.
red.), poznałem Michała Węgrzyna. To
on mnie wciągnął do kolejnych produkcji i do dziś często razem współpracujemy. Nie tylko przed kamerą, ale również
za. Zrobiliśmy „Gierka”, „Krime Story. Love Story”, więc trochę tego było.
Jeszcze w tym roku będzie film, ale na
razie nie ustalono tytułu. Zagram jedną
z głównych ról obok Antka Królikowskiego, Mateusza Damięckiego, Małgorzaty Sochy oraz Michała Żebrowskiego.
Szykuje się ciekawa komedia. Kolejne
scenariusze leżą też u mnie na biurku.
Teraz właśnie ćwiczę do serialu Netflixa.
Miniserial sensacyjno-kryminalny związany z motoryzacją, coś jak „Szybcy
i wściekli”. Ćwiczę sztuki walki, żeby
się przygotować do roli. Schudłem nawet 10 kg (śmiech). Ale o tym serialu za
bardzo jeszcze nie można mówić, tylko
trochę, bo jak wiemy, są umowy i kary
za złamanie tajemnicy.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 35
36
| KSIĄŻKA |
„Moda Vintage”
Nicky Albrechtsen
Wydawnictwo Arkady
Kompletny, najobszerniejszy
w historii, przewodnik po modzie
vintage - nie jest kolejną zwykłą
historią mody, ale próbą ukazania,
jak przeszłość mody aktywnie
kształtuje jej teraźniejszość – co
wyraźnie widać na ulicy, wybiegach i w stylizacjach wpływowych
wielbicielek mody vintage takich,
jak Kate Moss czy Sienna Miller.
W książce zamieszczono prace
wybitnych projektantów światowej
sławy oraz projekty artystów mniej
znanych, ale uwielbianych przez
kolekcjonerów, jak chociażby
Lilli Ann i Horrockses Fashions.
To prawdziwe i pięknie wydane
kompedium wiedzy o modzie
vintage do lat 80. XX wieku. Może
posłużyć paniom do tworzenia
współczesnych stylizacji na bazie
tamtych ubrań. Wiele z nich można
dziś uznać na współczesne i spokojnie wyjść w nich na ulicę.
„Zdradziecka
Osiecka”
Piotr Derlatka, Instytut
Wydawniczy Latarnik
Piotr Derlatka, młody badacz,
podążył śladami Agnieszki Osieckiej, nie uwierzył, że piosenki to
tylko rymowane słowa, ułożone
do melodii, aby łatwiej wpadała
w ucho. Potraktował je poważniej
i zobaczył w nich zapis najintymniejszych zwierzeń Osieckiej. Połączył biografię z jej twórczością
i bez ogródek opowiedział nam
o jej życiowych rolach. O wszystkim, co było dla niej ważne, choć
nie od razu to sobie uświadomiła.
Agnieszka Osiecka z łatwością
rozkochiwała w sobie zarówno
tych mężczyzn, którzy stali się ikonami swego czasu – Marka Hłaskę,
Jerzego Giedroycia, Jeremiego
Przyborę, Daniela Passenta – jak
i tych, którzy tylko pretendowali
do tych tytułów. Była dla nich
wszystkich jak jej piosenki –
zdradziecko przystępna i niespodziewanie gorzka zarazem. W tej
książce przyglądamy się wielu
aspektom życia pisarki i poetki.
„Basia: szczęśliwą
się bywa”
Beata Nowicka, Barbara Stuhr,
W.A.B. - Grupa Wydawnicza
Foksal
Barbara Stuhr - artystka, żona,
matka. W tej rodzinie popularność
zdobyli mężczyźni, ale gdyby nie
Barbara, wiele rzeczy przychodziłoby panom trudniej. Ta książka
to osobista opowieść kobiety, żony
i matki, która stała za błyskotliwymi karierami Jerzego i Macieja
Stuhrów. Kobiety niezwykłej,
wybitnie uzdolnionej skrzypaczki,
w młodości koncertującej na całym
świecie, która po chorobie męża i
córki całkowicie poświęciła się rodzinie oraz działalności społecznej.
Książka opowiada o jej życiu trudnych relacjach w domu rodzinnym,
wielkiej miłości, wielkich dramatach, rozpaczy, depresji, wreszcie
akceptacji życia, którego centrum
stanowią kochający, ale trudni
charakterologicznie najbliżsi.
W książce pojawiają się też głosy
jej bliskich, rodziny, przyjaciół
oraz wielu znajomych. Nie brakuje
tu zabawnych anegdot ze świata
artystycznego Krakowa. Wielka
wartością są też zdjęcia, szczególnie te z życia prywatnego rodziny
Stuhrów.
„Narzeczone
Chopina”
Magda Knedler,
Wydawnictwo WAM
Fryderyk Chopin – blady, chudy,
z charakterystycznym nosem,
ale ma w sobie coś, co sprawia,
że kobiety nie mogą mu się oprzeć.
Skandalizująca George Sand,
uwodzicielska Maria Wodzińska,
młodziutka śpiewaczka Konstancja Gładkowska i bogata Jane
Stirling. Każda szaleńczo w nim
zakochana. Każda oddałaby za
niego serce. Pasjonująca powieść
o poplątanych ścieżkach miłości,
płomiennych namiętnościach,
salonowych plotkach i uczuciach,
które nie dają o sobie zapomnieć.
Cztery niezwykłe kobiety i jeden
mężczyzna, Fryderyk Chopin. Za
co go kochały? A on – kogo kochał
naprawdę? Książka jest napisana
w ciekawy sposób, bo punktem
wyjścia jest materiał dziennikarza,
który wspomina spotkania z kobietami Chopina. Obraz wielkiego
artysty wyłania się tutaj z opowiadań kobiet, jest to obraz mężczyzny widziany oczami kobiet, więc
mocno subiektywny.
„Berlin: metropolia
Fausta”
Tom I, Alexandra Richie,
Wydawnictwo W.A.B. -
Grupa Wydawnicza Foksal
Berlin to miasto, które po każdym upadku rodzi się na nowo,
niepodobne do żadnej innej z europejskich stolic. Choć monumentalnych rozmiarów, ale napisana
lekko i przystępnie, książka Richie
to nie tylko historia w wymiarze
lokalnym - to historia Niemiec,
ale i całej Europy widzianej przez
pryzmat tego niezwykłego miasta.
Alexandra Richie z dużą dozą
erudycji, ale i lekkości prowadzi
czytelnika przez zawiłe meandry
historii Berlina, od jego średniowiecznych, słowiańskich początków, przez zdobycze oświeconych
władców okresu nowożytnego –
przede wszystkim Fryderyka Wielkiego – z dynastii Hohenzollernów,
po epokę Bismarcka i XXI wiek.
Książka napisana jest sprawnie jak
na tak obszerny temat, nie gubimy
się tu w gąszczu informacji za to
mamy syntetyczny obraz rozwoju
miasta od niewiele znaczącego,
prowincjonalnego miasteczka
do stolicy Prus, a później całych
Niemiec. Bardzo ciekawie opisany
jest też problem relacji władzy ze
światem sztuki oraz postępowymi
środowiskami opiniotwórczymi.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 37
| KOMIKS |
Niewidzialni,
tom 1
Scenariusz: Grant Morrison /
Rysunki: Steve Yeowell, Jill
Thompson, Dennis Cramer i inni
Legendarna seria Granta Morrisona, jednego z brytyjskich twórców,
którzy pod koniec XX wieku
zmienili oblicze komiksu
amerykańskiego. Młody bohater
umieszczony w ośrodku resocjalizacyjnym szybko się orientuje,
że dzieje się tam coś dziwnego,
a nawet złowieszczego. Z pomocą
przychodzi mu tajemniczy mężczyzna, który proponuje chłopakowi
wstąpienie do grona Niewidzialnych. Kim są członkowie tej grupy
i o co walczą? I czy prawdą jest to,
co mówią niektórzy, że światem
rządzą okrutne stwory z innego
wymiaru? Odpowiedzi poznamy
stopniowo, wraz z kolejnymi
krwawymi i niewiarygodnymi
przygodami grupy bohaterów.
Marvel Classic.
Deadpool i Cable,
tom 2
Scenariusz: Fabian Nicieza /
Rysunki: Reilly Brown, Ron Lim,
Lan Medina
Czy dwaj uzbrojeni po zęby
kumple – dodajmy, że jeden jest
podróżnikiem w czasie, a drugi
cynglem do wynajęcia – mogą
wytrzymać ze sobą dłużej niż
godzinę i nie doprowadzić się
nawzajem do szaleństwa? I przy
okazji – wszystkich innych? W tym
tomie Deadpool mierzy się ze Spider-Manem, Cable staje naprzeciw
Kapitana Ameryki, a potem obaj
próbują zapobiec wskrzeszeniu
Apocalypse’a… a może wręcz
przeciwnie? Jaką rolę odegra w tej
drace Domino? I po czyjej stronie
opowiedzą się nasi antybohaterowie podczas niesławnej wojny
domowej?
Marvel Classic.
Ultimate Spider-Man,
tom 11
Scenariusz: Brian Michael Bendis /
Rysunki: Stuart Immonen, Mark
Bagley
Tom 11. cyklu Ultimate Spider-
-Man. Walka symbiontów i Ultimates na ulicach Nowego Jorku!
Po ataku Carnage’a na Venoma
Spider-Manowi grozi śmierć!
We wszystko zamieszani są
również SHIELD, Ultimates, Silver
Sable i jej Wild Pack. Także życie
Gwen Stacy wisi na włosku. Tymczasem wojnę Nowemu Jorkowi
wypowiada Magneto. Spider-Man
stara się ocalić miasto przed Hulkiem i Nightmare’em. Czy policja
aresztuje ciocię May? Na łamach
Ultimate Spider-Man debiutują
Beetle i Mysterio, a gościnnie występują też Daredevil, Nick Fury,
Spider-Woman, Ludzka Pochodnia
i Doktor Strange. Album zawiera
materiały opublikowane pierwotnie
w zeszytach #123–133 i Annual
#3 serii Ultimate Spider-Man oraz
w zeszytach miniserii Ultimatum:
Spider-Man. Requiem #1–2.
DC Black Label.
Batman Biały
Rycerz przedstawia
Harley Quinn
Scenariusz: Katana Collins /
Rysunki: Matteo Scalera
Dwa lata po tym, jak w historii
„Batman - Klątwa Białego Rycerza” Azrael starł w proch najgroźniejszych przestępców Gotham,
scena jest gotowa na pojawienie się
ich następców. Tajemniczy demiurg
zwany Producentem po kryjomu
kompletuje barwną obsadę
nowych złoczyńców, główną rolę
powierzając ponętnej Gwiazdce,
niegdyś aktorce, dziś seryjnej
morderczyni, mszczącej się na
gothamskich gwiazdach filmowych
złotego wieku kina. Makabryczne
zbrodnie Gwiazdki mogą kojarzyć
się z dawnymi postępkami Jokera,
dlatego gothamska policja, którą
wspomaga w śledztwie młody,
gorliwy agent FBI Hector Quimby,
zwraca się do Harley Quinn z prośbą o pomoc w rozwikłaniu zagadki.
Sęk w tym, że Harley wciąż usiłuje
odnaleźć się w nowej roli: samotnej
matki wychowującej dzieci Jacka
Napiera. Powrót do przestępczego
świata Gotham – mimo że tym
razem po stronie tych dobrych – to
nie tylko igranie z ogniem, a także
konieczność konfrontacji z najgorszymi instynktami. Udowadniając,
że potrafi zachować zdrową równowagę, Harley przyjmuje pomocną
dłoń Bruce’a Wayne’a i krok po
kroku zbliża się do morderczyni.
Star Trek – Rok piąty.
Nic słabszego
od człowieka
Scenariusz: Scott Tipton, David
Tipton / Rysunki: David Messina,
Sylvia Califano
Kolejny, piąty już tom komiksowej
wersji kultowego serialu „Star
Trek”! Album, będący kontynuacją tomu „Star Trek – Rok
Piąty” przedstawia finał ostatniej,
pięcioletniej misji załogi statku
kosmicznego U.S.S. Enterprise.
Po odwiedzeniu obcych planet
i rozwiązaniu niezwykłych,
kosmicznych problemów załoga
kapitana Jamesa T. Kirka wreszcie
powróciła na terytorium Federacji.
Ale nie jest to już ta Federacja,
którą opuścili przed pięcioma laty.
Kirk, Spock, Bones, Uhura, Sulu,
Scotty i Chekov ujawnią straszliwe
tajemnice i zmierzą się z wyzwaniem zagrażającym powodzeniu
ich całej pięcioletniej misji! Album
zawiera zeszyty „Star Trek: Year
Five” #13–25 oraz „Star Trek: Year
Five: Valentine’s Day Special”.
38
| MUZYKA |
Borys Sawaszkiewicz,
każdy dzień
to wypad na inną
muzyczną planetę
Borys Sawaszkiewicz kojarzony jest przede
wszystkim z zespołem Big Fat Mama,
kolektywem CHANGO czy obecnie formacją
Piotra Cugowskiego. Jak mówi, jest ogromnym
szczecińskim patriotą i ma co do miasta wiele
planów. Póki co założył studio nagraniowe
Stobno Records, które wpływa na rodzimą scenę
muzyczną i jednocześnie współpracuje z największymi artystami z całego kraju. Więcej dowiecie
się z naszego wywiadu.
ROZMAWIAŁA MONIKA PIĄTAS / FOTO HUBERT GRYGIELEWICZ
Zacznijmy od początku. Od zawsze ciągnęło cię ku muzyce? - Pochodzę z rodziny o głębokich muzycznych tradycjach.
Babcia Zofia Tokarzewska przed wojną była primadonną Opery
Warszawskiej, później do emerytury była związana z Operetką
Szczecińską. Dziadek Witold Sawaszkiewicz – wiolonczelista/filharmonik, ojciec Wojciech Sawaszkiewicz jest laureatem legendarnego szczecińskiego festiwalu Młodych Talentów - big beat
do dziś płynie w jego żyłach (uśmiech). Na co dzień w naszym
rodzinnym domu przesiadywali m.in Irena Brodzińska, Jan Waraczewski czy Jacek Nierzychowski. Trochę nie miałem wyjścia
i musiałam zostać muzykiem (śmiech). Rodzice mocno się starali, abyśmy razem z siostrą Sawą kontynuowali tradycję rodzinną.
Nasza mama Mirosława Sawaszkiewicz poświęcała nam ogrom
czasu, pilnując systematycznych ćwiczeń i nieustannie dopingując nasze postępy.
Sięgając do czasów Big Fat Mama? Jak to się zaczęło?
– Na pierwszym roku studiów zostałem zaproszony na próbę
BFM. Z tego co pamiętam był to rok 2006, po pierwszych wspólnie zagranych dźwiękach poczuliśmy do siebie miętę. Gruba
Mama grała już z 5 lat, odnosząc pierwsze ogólnopolskie sukcesy. Było to dla mnie zupełne nowe doświadczenie. Dotychczas
grywałem z muzykami po szkołach. Gruba natomiast składała
się z samych naturszczyków, wolnych od zasad stosowanych
w muzyce i szalenie kreatywnych. Skłonny jestem stwierdzić,
że to BFM obudziła we mnie ducha rock&rolla i na wielu płaszczyznach ukierunkowała dalszą drogę.
Jak zareagowałeś na propozycję dołączenia do zespołu? – Nie
byłem specjalnie zaskoczony (śmiech). Serio nie wiedziałem czego mam się po nich spodziewać. Byli z innej bajki, w dodatku
ja nie planowałem angażować się na sto procent w jeden zespół.
Zespół był zdeterminowany, celowali wysoko, nie zwracali uwagi na przeszkody. Bardzo szybko zaraziłem się tym podejściem,
nie było odwrotu. Po kilku wspólnych miesiącach staliśmy się tytanami pracy. Spędzaliśmy razem czas cztery, a nawet pięć razy
w tygodniu po pięć godzin na próbach, chodziliśmy systematycznie na zajęcia ze śpiewu, bezustannie dopracowywaliśmy kwestie
wizerunkowe. To wszystko podpowiadało, że Big Fat Mama stanie się czymś zjawiskowym i niepowtarzalnym na polskiej scenie
muzycznej. Rzeczywiście tak się stało. W końcu zaczęliśmy być
zapraszani na praktycznie każdy znaczący festiwal od RAWY
BLUES po Festiwal w Opolu. Później przyszedł czas na koncerty
poza Polską.
No właśnie, fluorescencyjność, żywiołowość, szalone stroje, koncerty w Polsce i w Europie. Jak wspominasz te
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 39
czasy? – Byliśmy hipisami (uśmiech). Nie różniliśmy się niczym
od opowieści o latach 60. i 70. Emanowaliśmy uśmiechem na
wszystkie możliwe strony, przyjaźniliśmy się do tego stopnia,
że nawet nasi rodzice się polubili (śmiech). Wspomnień z tego
okresu jest ogrom. Dostawaliśmy olbrzymi feedback od fanów,
którzy z czasem stawali się również naszymi przyjaciółmi. Do
dziś utrzymuję kontakty z wieloma ludźmi poznanymi na koncertach BFM. Gdzie się pojawiliśmy, wzbudzaliśmy zaskoczenie.
Pytania w stylu: „skąd wyście się wzięli?” towarzyszyły nam na
co dzień. Stąd też wygraliśmy pierwsze eliminacje na Woodstock,
mieliśmy przyjemność zagrać na dużej scenie Jubileuszowego 15.
Przystanku Woodstock. Oglądał nas Michael Lang, twórca pierwszego słynnego Woodstock 1969, to było dla nas niesamowite
przeżycie. W zasadzie przeżyliśmy dużo niecodziennych zdarzeń.
Teraz grasz z Piotrem Cugowskim. To całkowicie coś innego. – Kariera muzyka to droga przez najróżniejsze style. Jeżeli
uprawiasz zawód muzyka z powołania i nie męczy cię ten wybór,
każdego dnia jesteś na innej muzycznej planecie (uśmiech). Te
podróże wspomagają kreatywność i piekielnie szybko rozwijają wyobraźnię. Nie wyobrażam sobie na chwilę obecną oddania
się jednemu gatunkowi. Współpraca z Piotrem Cugowskim jest
wielkim wyróżnieniem. Jest to jeden z najważniejszych polskich głosów. To kolejny etap mojej edukacji. Koncertowanie na
ogromnych scenach, wyjazdy w duże trasy, które nie kończą się
jedynie na Europie. W sierpniu jedziemy z koncertami do Stanów
Zjednoczonych. To zupełnie inny wymiar kariery. Nie zmieniłem
gustu, sięgam po nowe. Praca z najlepszymi pomaga mi w pracy
z młodymi muzykami, którym staram się rzetelnie przybliżać tajniki branży muzycznej.
Wcześniej grałeś jeszcze w innych zespołach? – Tak i nadal
gram (śmiech). Chwilę po BFM zaangażowałem się w Fat Belly
Family, ciężki rockowy zespół. Na początku wokalistą był Łukasz Drapała, później dołączył do nas Damian Ukeje. Kolejnym
i jednym z najważniejszych dla mnie zespołów jest CHANGO.
Początkowo mieliśmy jedynie jamować, eksperymentować
i pozwalać sobie na to, co często w muzyce nie jest dozwolone.
Nie wiązaliśmy z tym żadnych planów, ale oczywiście wszyło
jak zwykle….nagraliśmy album i ruszyliśmy w trasę (śmiech).
Naprawdę kocham chłopaków! Szykujemy właśnie nową płytę.
W międzyczasie za sprawą wybitnego skrzypka i od niedawana
mieszkańca Szczecina Jana Gałacha zacząłem mocno udzielać się
na scenie bluesowej. Wraz z Jan Gałach Band zagraliśmy setki
koncertów w Europie, reprezentowaliśmy Polskę na największym
na świecie festiwalu bluesowym w Memphis w USA. Dwukrotnie zdobyliśmy nagrodę BLUES TOP.
Założyłeś też studio muzyczne. To twoje spełnienie jako muzyka? – Tak. To jedno z pierwszych zawodowych marzeń. Dzięki
pomocy Karola Majtasa, mojego przyjaciela i wspólnika, udało
nam się otworzyć Stobno Records. Od samego początku swojej
aktywności muzycznej miałem olbrzymi niedosyt z grania jedynie koncertów. Pozostają po nich jedynie wspomnienia i strzępy
towarzyszących im wrażeń, a ja się pytam: „Gdzie mogę tego
posłuchać jeszcze raz?” Chciałem rejestrować. Potrzeba zapisywania muzyki w formie nagrań i archiwizacja jej, jest dla mnie
nieodłącznym elementem pracy twórczej. Dzięki zapisowi mogę
iść dalej. Ponadto ubóstwiam pracę z ludźmi, a studio daje mi
możliwość pracy praktycznie codziennie z kimś innym. Nowy
dzień to nowe piosenki, inne gatunki, nowe brzmienia. Czad
(uśmiech). W studio realizuję się również jako pedagog. Moja
rola jako producenta muzycznego często wiąże się z ogromem
czasu spędzonego nad poprawą warsztatu danego artysty czy kreacją jego brzmienia. Wraz z Karolem i Adamem Partyką tworzymy w studio świetny team.
– Z kim najlepiej wspominasz pracę? – Szczególnie będę wspominał Jacka „Budynia” Szymkiewicza. Nieustanie mnie zaskakiwał, wskazywał drogi niewidzialne. Współpraca z nim była ciągłą, bardzo intensywną podróżą. Chwilami nawet krucjatą w imię
wartości intelektualnej. Ogromem dzieł, jakimi wzbogacił polską
literaturę i muzykę, chciałoby się obdarować każdego, kto potrafi
czytać. Wielka strata.
Od niedawna intensywnie pracuję z Konradem Słoką. Znamy się
chyba od podstawówki. Niedawno trafiliśmy na siebie po latach.
Konrad niedawno wrócił do Szczecina założył nowy zespół i za
sprawą Szymona Drabkowskiego i Maćka Kałki, czyli Changersów (uśmiech), trafił do Stobna i tym samym do mnie, w celu
nagrania płyty. Dodatkowo powierzona została mi produkcja muzyczna. Przyznam szczerze, że jestem zachwycony, ta współpraca
ma świetne tempo. Kolejny raz udowadnia mi, jak zdolnych artystów mamy na miejscu. Konrad jest wykształconym muzykiem
z niesamowitą wyobraźnią muzyczną. Multiinstrumentalista, gra
na trąbce, gitarze, basie, bardzo osobliwie śpiewa i na dodatek
świetnie posługuje się słowem. Współpraca z nim to diament. Na
jesieni pojawi się longplay.
Czyli Szczecin jest dobry dla muzyków. – Ubóstwiam Szczecin
właśnie za to, jakie daje możliwości. Doceniłem to dopiero po
latach pracy w innych miastach, pełnych karier po trupach i ludzi
z branży celujących jedynie w zysk. Szczecin nadal jest wolny
od tej pogoni. Daje bardzo dużo przestrzeni i narzędzi do zrealizowania praktycznie każdego pomysłu. Często spotykam się
z opiniami, że brakuje tu ludzi kompetentnych, profesjonalistów
przez co wiele rzeczy kuleje... to ich tu zapraszajmy! Nie musimy
emigrować, żeby czerpać, możemy budować tu na miejscu. Niech
poznają to naprawdę warte uwagi miasto.
A co planujesz w najbliższym czasie? – 29 lipca odbędzie się
długo wyczekiwane otwarcie wyremontowanego Teatru Letniego w Szczecinie. Wraz z Olkiem Rożankiem przygotowujemy specjalny inauguracyjny koncert „Lorem Ipsum Show”. Na
scenie pojawi się wielu zdolnych szczecińskich artystów. Jest to
dla mnie olbrzymia nobilitacja. Po pierwsze, bo powierzono mi
kierownictwo muzyczne, a po drugie, dlatego, że pracuję nad tym
z Olkiem, którego niebywale cenię za talent, odwagę i punkt widzenia. Zapraszam serdecznie (uśmiech)!
40
| MUZYKA |
#reklama
Studiuj praktyczniewww.wseit.edu.pl
42
| MUZYKA |
Jacy artyści wchodzą w skład zespołu Marakuja, jak się poznaliście? - W skład Marakui wchodzą moi koledzy z roku ze
studiów muzycznych. Poznaliśmy się na Akademii Muzycznej
w Bydgoszczy. Razem studiujemy jazz, razem ćwiczymy i rozwijamy swoje umiejętności. Na fortepianie gra Michał Modrzyński, na kontrabasie i gitarze basowej Tymoteusz Wójtewicz, na
perkusji Norbert Itrich Junior. Ja gram oczywiście na saksofonie.
Od początku czas spędzony na poznawaniu się i zgłębianiu muzyki przebiegał nam bardzo owocnie, co przełożyło się na relację w zespole. Formacja Marakuja jest nie tyle owocem chwili,
co naszej sympatii do siebie.
Czy styl waszego jazzu będzie podobny do tego, który mogliśmy usłyszeć w jazzduo.szcz? - Zdecydowanie nie. Oczywiście
będzie to muzyka akustyczna, grana na prawdziwych instrumentach, przez żywych ludzi, tak samo jak robimy to w projekcie jazzduo.szcz. Jednak muzyka, którą piszemy i aranżujemy
w zespole Marakuja, na pewno będzie inna, bo jest tworzona
przez inny zestaw osobowości. W jazzie, żadne wykonanie, nawet najbardziej znanego standardu, nie jest takie samo jak poprzednie. Marakuja ma dostarczać muzykę, przy której można
się odprężyć, zamyślić i miło spędzić czas. Chcemy, żeby nasz
projekt nie naśladował utartych schematów, również wizerunkowych. Nie oznacza to jednak, że nie będziemy grali standardów muzyki jazzowej, owszem będziemy, ale chcemy to robić
na zasadzie dawania czegoś od siebie, pamiętając o szacunku
do autorów.
Rynek polskiego jazzu na pewno jest ci dobrze znany,
ale wiem, że planujesz też podbić Hiszpanię? - Podbić Hiszpanię, to dosyć duże słowa (uśmiech). W każdym razie kierunek wydaje nam się naturalny z racji tego, że nasz perkusista
Norbert Itrich Junior pochodzi właśnie z Hiszpanii. Mimo,
że na co dzień uczymy się i gramy w Polsce, jeśli nadarzy się
Marakuja,
owoc współpracy
kolegów ze studiów
Kilka miesięcy temu mieliśmy przyjemność przedstawić sylwetkę młodego jazzmana,
który otworzył przed nami świat muzyki, szyku i elegancji. Okazja do ponownego spotkania
nadarzyła się szybciej, niż mogliśmy się spodziewać. Tytus Łajdecki, bo o nim mowa, właśnie
powołał do życia nowy zespół, który, jak mówi, jest wypadkową koleżeństwa zawiązanego
na studiach muzycznych i ciężkiej pracy. Formacja zaistniała pod nazwą Marakuja.
ROZMAWIAŁ DARIUSZ ZYMON / FOTO ARCHIWUM TYTUSA ŁAJDECKIEGO
| MUZYKA |
sposobność do zagrania w ojczyźnie naszego bębniarza, na pewno ją wykorzystamy. Od początku uruchomienia naszych fanpagy zauważamy wyraźną aktywność grupy zainteresowanych
osób z tamtej części Europy. Mamy zamiar rozwijać się również
dla tej grupy odbiorców po to, żeby w niedalekiej przyszłości
zagrać parę koncertów w ojczyźnie Norberta.
Wracając do Marakui, wasz pierwszy singiel „Atomic Leaves” jest rearanżacją „Autumn Leaves”, czy zmiana pierwszego członu tytułu jest przypadkowa, czy może nawiązuje do
aktualnych, niespokojnych czasów? - Rzeczywiście moment
nagrywania naszej aranżacji standardu zbiegł się z działaniami
wojennymi za wschodnią granicą, jednak sam człon Atomic nie
nawiązuje stricte do tego tragicznego wydarzenia. Nie było to
naszym założeniem, żeby podpinać się pod tę wielką tragedię.
Cieszy nas jednak to, że zinterpretowałeś ten zabieg w ten sposób. To jest właśnie rzecz, która bardzo podoba mi się w muzyce,
różnorodność możliwych interpretacji. Chcieliśmy wyróżnić nasze nagranie za pomocą zmiany w tytule. „Autumn Leaves” jest
dosyć popularnym standardem i w internecie jest dużo jego wersji. Człon Atomic ma korespondować z charakterem i konceptem na nasz zespół. Jednak zmiana nazwy nie jest jedyną formą
wyrazu, jaką zastosowaliśmy w tym utworze. Postanowiliśmy
dodać takie zmiany w strukturze utworu, jak zmiana metrum,
czy wydłużenie poszczególnych części oraz dodania łączników.
Cały utwór wyszedł dosyć dynamicznie, dzięki bardzo ważnej
roli korespondencji z perkusją.
Jaka jest najbliższa przyszłość zespołu Marakuja, gdzie będzie można was usłyszeć. - Zagraliśmy już na festiwalu filmowym w Bydgoszczy, a teraz przygotowujemy się do koncertów zaplanowanych na lato. Pod koniec lipca przyjedziemy do
Szczecina, gdzie zagramy koncert, podczas którego wykonamy
nasze autorskie kompozycje oraz aranżacje standardów. Więcej
informacji pojawi się wraz z ogłoszeniem organizatora. Planujemy zagrać kilka koncertów w Szczecinie i okolicy. Cały czas pracujemy nad materiałem, który regularnie planujemy nagrywać
i publikować w internecie. Na pewno będzie można usłyszeć nas
nie tylko na żywo, ale również online. Rozumiemy, jak wielką
rolę odgrywają dzisiaj YouTube i inne platformy streamingowe,
dlatego przykuwamy do tego również odpowiednią uwagę.
Ale koncerty i autorskie kompozycje to nie jedyne sukcesy,
o które chciałem zapytać. Za jakie osiągnięcia udało ci się
dostać stypendium artystyczne Marszałka Pomorza Zachodniego? - Stypendium Artystyczne Marszałka Województwa
Zachodniopomorskiego otrzymałem za działalność artystyczną,
w tym przedsięwzięcia artystyczne, w których brałem udział.
Jestem bardzo szczęśliwy, że mimo mojego młodego wieku
komisja przyznała mi tę nagrodę. Dzięki niej będę mógł zrealizować wydarzenie, które planowałem i po części realizuję już
od jakiegoś czasu. Na początku pandemii, zauważając deficyt
inicjatyw jazzowych, założyłem grupę na Facebooku, na której
do dnia dzisiejszego zebrało się ponad 300 młodych muzyków
z różnych części Polski. Zebraliśmy ich za pomocą „wyzwania”
na instagramie #lajdeckimusicchallange. Była to gra na instastory, podczas której muzycy prezentowali swoje umiejętności
i oznaczali swoich znajomych do wzięcia w niej udziału. Dzięki
temu wiedzieliśmy, kogo zapraszać do grupy, którą nazwałem
Młoda Siła Jazzu. Chcę, żeby to stypendium było dla mnie motorem do dalszej pracy i zintensyfikowanego rozwoju. Mam nadzieję, że wydarzenie - koncert, które planuję, będzie inspirujące
dla innych młodych muzyków i będziemy je mogli w przyszłości
kontynuować ze znacznie większą siłą.
Głównym założeniem projektu jest wspieranie rozwoju scenicznego młodych muzyków jazzowych. Uważasz, że w Polsce jest z tym problem ? Czy ciężko jest się przebić ? - Uważam, że przebicie się powinno zależeć od muzyki, którą gramy,
jednak bardzo często jest to zbieżna wielu przypadków. Jestem
daleki, żeby myśleć, że w Polsce jest jakoś szczególnie trudniej
lub łatwiej. Jednak nie o to mi chodzi, mówiąc, że chcę działać na rzecz rozwoju scenicznego młodych muzyków. Uważam,
że podczas cyklu nauki zdecydowanie za mało uwagi poświęca
się tematyce zarządzania muzyką. Ja wiedzę na ten temat czerpię z książek, kursów i wydarzeń, w których brałem udział, oraz
z rozmów ze znajomymi muzykami, przy czym ich teorie na ten
temat są bardzo różne. Nie chcę prowadzić kampanii szkoleniowej, ponieważ nie czuję się odpowiednią osobą do tego. Chcę
natomiast najlepiej, jak pozwolą mi na to możliwości, zorganizować wydarzenie, o którym będzie można powiedzieć, że było
dobrze i profesjonalnie zaplanowane i wykonane, po to, żeby
moi koledzy zobaczyli na żywo, a nie tylko w teorii, że tak też
można pracować i nie musi być to jedynie „marzenie wielkich
scen”. Mam nadzieję, że uda nam się to zrealizować, najlepiej
jak to jest tylko możliwe.
44
| MUZYKA |
Grupa Red Box powstała na początku lat 80.
i wielokrotnie podbijała światowe listy przebojów,
w tym UK Top 10, m.in. utworami „Lean on Me”,
„Chenko” czy „For America”. W czerwcu wystąpiła
w Szczecinie i zupełnie porwała publiczność.
Przy tej okazji udało nam się porozmawiać
z liderem grupy Simonem Toulsonem-Clarkiem.
ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE
Wróciliście do Polski po przerwie, w tym pandemicznej przerwie. Był to wymagający powrót czy przeciwnie? - To trochę
dziwne, ale jest w tym coś i wymagającego, i łatwego (uśmiech).
Na pewno to wspaniałe uczucie znów móc grać muzykę z moimi
najlepszymi przyjaciółmi. Każdy powrót na scenę jest niesamowitym doświadczeniem, jeśli zespół cieszy się swoim towarzystwem. A jeśli o nas chodzi, mamy niesamowite szczęście, że tak
właśnie jest. Chociaż dodam, że to było trochę „straszne” wystąpić
przed publicznością na żywo pierwszy raz po trzech latach. Myślę,
że jak tylko zaczniemy występować regularnie, ten strach minie.
Jak wygląda wasza trasa koncertowa? Albo inaczej - jak to
jest być członkiem waszego zespołu w trasie koncertowej? - To
bardzo radosny czas, ponieważ to świetna sprawa grać w zespole,
kiedy wszyscy są u szczytu swojej formy. Jednocześnie to ciężka praca i nigdy niewystarczająca ilość snu! Między występami
próbuję dać odpocząć strunom głosowym, choć to dość skomplikowane zadanie, gdy wszyscy chcą z tobą rozmawiać - w hotelu,
w busie, a nawet… w męskiej toalecie (śmiech).
Czy to z tych rozmów zbierasz inspiracje do tworzenia? Nie
tak dawno wydaliście kolejny album. - Inspiruje mnie po
prostu, dobra zabawa płynąca ze wspólnego tworzenia muzyki.
Składam album, dopiero kiedy napisane piosenki naprawdę mi
się spodobają. W innym wypadku czekam, aż tak się stanie. Nie
piszę piosenek, bo potrzebuję wydać kolejną płytę. Wydaję płytę,
bo mam nowe kawałki, które potrzebuję nagrać.
Michał, jeden z waszych muzyków, pochodzi z Polski. Nasz
kraj musi was przyciągać (uśmiech). Jak zaczęła się ta współpraca? - Michał to bardzo ważny członek zespołu, ponieważ
potrafi przetłumaczyć dla nas polskie menu (śmiech). Ale na poważnie, jest bardzo ważny dla Red Box, gra na gitarze, perkusji,
klawiszach - stał się głównym członkiem bandu. Spotkaliśmy się
kilka lat temu, kiedy przyjechał do Warszawy zrobić ze mną wywiad po wydaniu albumu „Plenty”. Polubiliśmy się, więc dołączył
do naszej trasy jako dziennikarz tworzący reportaż na nasz temat.
Tak skończył z nami na scenie z tamburynem w ręku przy jednej
piosence, następnej nocy przy dwóch piosenkach, a przy trzeciej
zagrał na perkusji i jakby nigdy już nie wrócił do domu (uśmiech).
W filharmonii w Szczecinie zaprezentowaliście kilka nowych
piosenek. Czy to oznacza, że myślicie już o nowym albumie?
Czy to jeszcze nie ten moment? - Nigdy nie przestanę pisać nowych piosenek, więc prawdopodobnie moglibyśmy wydać nową
płytę nawet jutro (uśmiech). Zobaczymy, co się wydarzy. Na pewno chcę przygotować album unplugged z naszymi najlepszymi
kawałkami. Myślimy o nagraniu go na żywo.
W takim razie zdradź, czego wam teraz życzyć? - Zdrowia,
spokoju, dobrych przyjaciół i szczęśliwej rodziny.
Legenda brytyjskiej muzyki zagrała
w filharmonii w Szczecinie
60 sekund do Neapolu
fb.com/pizzapastaibastaavpn
@pizzapastaibasta_838
fb.com/pizzapastaibasta
@pizzapastaibasta
Łukasińskiego 4, Szczecin
798 670 798
Klonowica 11a, Szczecin
91 439 50 00
#reklama
46
| NASZA AKCJA |
Zwyciężczyni
w kategorii Córki
Joanna Lis,
Szczecin
Podczas rozmów z plebiscytowym jury, zaskoczyła pani wszystkich, opowiadając o swoich zainteresowaniach i obranych kierunkach studiów. Jak
dobrze pamiętam, studiowała pani
bezpieczeństwo narodowe. - To prawda, najpierw zdecydowałam się podjąć
studia na kierunku bezpieczeństwo narodowe. Wtedy też zaczęłam interesować się kryminalistyką i kryminologią.
Przedmioty były realizowane przez komendanta miejskiej policji. Wciągnęłam
się. Na temat mojej pracy dyplomowej
wybrałam: handel ludźmi. Kolejnym krokiem były studia prawnicze. Na trzecim
roku wybieraliśmy specjalizacje (moduły) – wybrałam karny. Napisałam kilka
artykułów naukowych – hipnoza, handel
ludźmi… Ostatecznie jednak trafiłam za
biurko wyspecjalizowanej komórki Urzędu Skarbowego w Szczecinie. Nie żałuję,
dobrze czuję się w pracy. Mam kontakt
z prawem, a każda sprawa jest inna. Kto
wie, może za jakiś czas zdecyduję się zrobić aplikację adwokacką (uśmiech).
Nie myślała pani o pracy w terenie? -
Przez chwilę myślałam, by zatrudnić się
w służbach specjalnych. Agencja wywiadu czy kontrwywiadu. Przystąpiłam nawet do wypełnienia ankiety bezpieczeństwa osobowego. Z perspektywy czasu
nie wiem, czy dziś byłabym tak odważna. To specyficzna praca, na
pewno nie dla wszystkich.
Teoria to nie praktyka.
Miała pani jednak
w sobie tyle odwagi,
by wziąć udział w plebiscycie i zawalczyć
o tytuł Kobiecej Twarzy
Pomorza Zachodniego.
- Udział w tym wydarzeniu na
pewno był bardzo budujący i motywujący. Do plebiscytu przystąpiłam bez
większych oczekiwań. Pierwszy etap to
głosowanie online. Wiadomo, jak poprosi
się brata czy siostrę, to na pewno oddadzą głos (uśmiech). Ale im bliżej finału,
tym większe emocje. Ostatni etap, czyli
rozmowy z jury, wymagał przygotowania. Kiedy okazało się,
że komisja wybrała mnie,
poczułam się bardzo
miło. Takie wyróżnienie
dodaje pewności siebie.
Nie chodzi nawet o spełnianie marzeń, bo to impuls zdecydował o moim
udziale w zabawie. Samo
poczucie, że się wygrało jest
wspaniałe. Na pewno było z kim
powalczyć o zwycięstwo. Dlatego tym
bardziej wyróżnienie cieszy.
Wzięła pani udział w kategorii Córka.
Co dla pani znaczy być córką? - Jestem
już żoną, ale jeszcze nie mamą i nie kobietą dojrzałą, dlatego zdecydowałam się
na kategorię Córki. Zresztą tak się identyfikuję. Moja mama jest moim autorytetem i jestem dumna, że jestem jej córką.
Córka to dla mnie uczeń. Mama to mistrz.
Gdyby miała pani podzielić się z innymi kobietami radą czy wskazówką,
jak spełniać marzenia, co to by było?
- Myślę, że pewność siebie jest podstawą.
Kiedyś rozmawiałam z moim mężem - na
co faceci zwracają uwagę w kobietach.
Powiedział bardzo fajną rzecz – kobieta może być zaniedbana, ale jeśli będzie
pewna siebie, to dla każdego faceta będzie seksowna. Pewność siebie zawsze
robi wrażenie. Dlatego myślę, że to ważna cecha do opanowania, bez względu na
wiek.
Zwyciężczyni w kategorii
Matki - Ewelina Tomaszewicz,
Gostyń
Kiedy widziałyśmy się ostatni raz, wspomniała pani
o studiach doktoranckich. Czy udało się
coś zdziałać w tym
kierunku? Szykuje
się powrót do szkoły?
- Bardzo bym chciała.
Na razie kompletuję
dokumenty. Nie ukrywam, że wiele zależy od
mojego syna (uśmiech). Chcielibyśmy studiować w tym samym czasie.
Czekamy na wyniki, czy dostanie się na
medycynę. Na pewno jestem zdeterminowana, aby się rozwijać. Czuję, że muszę.
Zresztą mam taki charakter, że jak coś
postanowię, to to zrobię. Tak mi się życie poukładało, że musiałam nauczyć się
wytrwałości. 10 lat temu zostałam sama
z dwójką malutkich dzieci. Jak sobie poradziłam? – Po prostu, poradziłam sobie.
Kiedy spotykam kobiety w podobnej
Inspirują do działania i nie boją się wyzwań – takie są laureatki plebiscytu
Kobieca Twarz Pomorza Zachodniego 2022. Poznaliśmy je podczas II Forum Kobiet
w Szczecinie. Teraz mamy przyjemność przedstawić je wam.
ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI
Kobieca Twarz
Pomorza Zachodniego 2022
| NASZA AKCJA |
sytuacji, staram się być dla nich przykładem. Skończyłam studia, znalazłam pracę, wychowałam dzieci.
Czy pani zainteresowania pokrywają
się z pani pracą? - Mam to szczęście,
że tak. Całkiem niedawno podjęłam nową
pracę w Uzdrowisku w Kamieniu Pomorskim. Można powiedzieć, że robię
to, co lubię. To praca typowo w moim
zawodzie. Zabiegi z zakresu fizjoterapii
czy rehabilitacji pojawiają się w hotelach
i spa, jednak to dla mnie za mało. Lubię
wyzwania, w uzdrowisku takie na mnie
czekają. Cieszę się, gdy mogę dzielić się
moją wiedzą i umiejętnościami z ludźmi,
którzy naprawdę tego potrzebują. Każdy
drobiazg – ćwiczenie, jak prawidłowo
wsiadać do samochodu, jak myć zęby –
przynoszą mi ogromną satysfakcję.
Wygrywając tytuł Kobiecej Twarzy
Pomorza Zachodniego, również czuła pani satysfakcję? Startowała pani
w kategorii Matki, a bycie mamą to
niełatwa sprawa. - Wracając z Forum
Kobiet, zabrałam ze sobą jedną z uczestniczek, dopiero podczas rozmowy z nią
uświadomiłam sobie, że naprawdę można
przyjąć, że bycie mamą to ciężka harówka, wspaniała, ale ciężka. Zwłaszcza gdy
jest się mamą samotną. Kiedy zostałam
sama, moja córka miała 4 lata, a syn 9.
Wyszłam z nimi z domu, mając pod pachą tylko niezbędne rzeczy i książki ze
szkoły. Zapisaliśmy się na spotkania do
psychologa. Dziś mogę z dumą powiedzieć, że udało się. Mój syn ma już 19
lat, jest dorosły. Niedawno poznał mamę
swojej dziewczyny, polubił ją, ale kiedy
wrócił do domu, powiedział, że ja i tak jestem najlepsza (uśmiech). Nie mogłabym
oczekiwać piękniejszej nagrody.
Jak udało się pani dojść do momentu,
że poczuła pani, że jest mamą spełnioną? - Byłam wychowywana w oparciu
o zakazy i nakazy. Nie chciałam przekładać tego na moje dzieci. Szukałam pomocy u psychologów, dużo czytałam. Uświadomiłam sobie, że nie ma czegoś takiego
jak idealna mama, idealne wychowanie.
Takie rzeczy istnieją tylko na Instagramie. Każdy sam musi znaleźć złoty środek. Dla mnie tym złotym środkiem było
zaszczepienie w dzieciach poczucia oparcia we mnie. Chciałam, aby w pełni mi
ufały i wiedziały, że bez względu na to,
czy mówimy o złamanym paznokciu, czy
poważnej depresji, pomogę im. A jeśli
sama nie będę w stanie, to znajdę osobę,
która to zrobi.
Zwyciężczyni w kategorii
Kobiety Dojrzałe -
Krystyna Michalska,
Połczyn Zdrój
Pani Krystyno, którego uczestnika Forum
Kobiet byśmy nie zapytali, każdy panią pamiętał. Jak pani to robi? - Taka
jestem, lubię ludzi (uśmiech).
Szybko nawiązuję relacje, chętnie rozmawiam. Szczególnie lubię młode osoby. Ich energia jest wspaniała. Poza tym
mamy wspólne tematy. Staram się iść
z duchem czasu, być na bieżąco z technologią. Nie zostaję w tyle. W tym wszystkim najważniejszy jest uśmiech. Uśmiech
zawsze przełamuje lody, sprawia, że jest
lżej nam i innym.
Spodziewała się pani otrzymania tytułu? Rywalizacja w pani kategorii była
naprawdę zacięta. Czy może wygrana
w ogóle nie była celem?
- Nie spodziewałam się, że wygram. To
była dla mnie niespodzianka. Z rankingu
w internecie zapamiętałam, że pani Łucja
jest laureatką i stawiałam na nią – to piękna i interesująca kobieta. Nie myślałam
o sobie jako o faworytce. Przyjechałam
do Szczecina, bo chciałam poznać uczestniczki plebiscytu. Pani Beatka ze Szczecinka zupełnie mnie urzekła. Nawiązałam
więź z Asią z Kołobrzegu, nawet razem
wracałyśmy do domu. Asia jest młodsza
ode mnie, ale to w niczym nie przeszkadza, to wspaniała osoba, z którą mam
wiele wspólnych tematów (uśmiech).
Pamiętam, że pani wielką pasją są
podróże. Niedawno odwiedziła pani
Islandię, jakie kierunek obrała pani
na wakacje? - Podróżuję w ciągu roku,
a latem zostaję w domu. Pod koniec czerwca goszczę u siebie moje dwie wnuczki,
cudowne dziewczynki Nigdy nie wiem
na jak długo zostaną, ale uwielbiam ich
pobyty. Spędzamy razem mnóstwo czasu
i świetnie się bawimy. Nowy kierunek podróży obiorę we wrześniu (uśmiech).
Można pozazdrościć pani tak dobrej organizacji i uporządkowania. - Myślę, że to kwestia charakteru. Zawsze
byłam odpowiedzialną
osobą. Już w podstawówce nauczyciele
powierzali mi ważne
zadania, a ja czułam,
że nie mogę ich zawieść.
Od tamtej pory zawsze
daję z siebie 100 procent. Co
za tym idzie, co jakiś czas potrzebuję się zresetować. Mam to szczęście, że
znalazłam miejsce, gdzie się wyciszam.
Czyli kluczem do szczęście jest równowaga? - Trzeba mieć w sobie sporo
pokory, słuchać ludzi, odpowiadać na ich
potrzeby. Nie można być samolubnym
i ciągnąć na siłę za sobą innych. Poczucie bycia kochanym jest w życiu najważniejsze. Miłość jest ważna. Miłość daje
szczęście. Widzę po sobie, kiedy jestem
szczęśliwa, to szczęście rozdaję innym.
Unikam ponuraków, ludzi, którzy próbują
odebrać pozytywną energię. Oczywiście,
tam, gdzie mogę, tam pomogę. Koleżanki
to doceniają. Ale cenię sobie równowagę.
Czuje się pani spełniona? - Zdecydowanie.
A jaki jest pani przepis na to spełnienie? - Do każdego etapu trzeba dojrzeć,
a później go przeżyć. Myślę, że najpiękniejszym etapem są dzieci. To, jak rosną, jak dojrzewają, to czas, którego nie
można przegapić. Wychowałam dwóch
cudownych synów, dziś mam wnuki. Jestem z nich naprawdę dumna. Nie mam
sobie nic do zarzucenia. Czy chciałabym
być młodsza? Nie! Nie chciałabym mieć
20 czy 30 lat. Cieszę się swoim wiekiem
i każdemu tego życzę.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 47
48
| MIASTO |
Gęsta zabudowa kamienic, małe kawiarenki,
ale przede wszystkim układ przestrzenny ulic
Śródmieścia wzorowany na paryskich placach,
w tym placu Charles’a de Gaulle’a, sprawiły, że
Szczecin doczekał się miana Paryża Północy.
Zainspirowana tym określeniem Maria Antonina Satława, młoda fotografka, zrealizowała
oryginalną sesję zdjęciową.
Fotografka, jak sama przyznaje, chciała pokazać piękno Szczecina, które z łatwością może konkurować z pięknem francuskiej
stolicy. W końcu nie bez powodu miasto nazywane jest Paryżem
Północy. Poczynając od zachowanego do dziś śródmiejskiego
układu ulic, kończąc na architekturze zabytkowych secesyjnych
i neoklasycznych kamienic.
Sesja przedstawia młodą szczeciniankę w stylizacji przywodzącej na myśl francuski szyk. Beret na głowie, mocno podkreślone
usta, paczka bagietek pod pachą. Tłem jest miejska architektura
oraz przytulna przestrzeń lokalnej kawiarenki.
Zdjęcia po publikacji w sieci doczekały się wielu pochlebnych
komentarzy pod względem realizacji i stylizacji modelki. Choć
pojawili się też odbiorcy, dla których przestrzeń miasta powinna
być wyeksponowana bardziej. Kto wie, można sesja doczeka się
kolejnej odsłony? (am)
Szczecin
Paryżem
Północy.
Miasto
inspiruje
młodych
twórców
| MIASTO |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 49
Zdjęcia, makeup i stylizacja IG: @szukajcieaznajdziecie, Maria Antonina Satława
Włosy IG: @zaklina_hair, Żaklina Mrozek | Modelka IG: @:angelika_o_m, Angelika Ogryzek-Manikowska
#reklama
Bielizna, szczególnie ta zmysłowa, niezmiennie zajmuje pierwsze miejsca na
liście najbardziej pożądanych prezentów dla kobiet. Jednak czy w rzeczywistości potrafimy wybierać bieliznę
- po pierwsze dobrej jakości, po drugie,
trafiającą w gusta obdarowywanych? -
Wiele zależy od tego, jak jesteśmy przygotowani do takich zakupów. Wybierając
bieliznę na prezent, przede wszystkim
musimy znać rozmiar i określić sylwetkę. Inaczej szyte są modele „plus size”,
a inaczej te w przedziale S - L. Upodobania obdarowywanej osoby też na pewno
będą wartościowe przy wyborze. Pragnę
jednak podkreślić, że bielizna erotyczna to
nie tylko bielizna „do łóżka”. Panie coraz
częściej noszą ją na co dzień. To naprawdę
wiele pięknych i unikatowych propozycji.
Jeśli więc przyjmujemy, że bielizna to
dobry pomysł na prezent, to jaką rolę
powinniśmy jej przypisać? Czy to już
zamiennik kwiatów? - Zmysłową bieliznę wybieramy na prezent przy różnych
okazjach, nie tylko w walentynki. Nasi
klienci decydują się na nią z okazji urodzin, Dnia Kobiet, na święta lub tak po
prostu bez większej okazji, by zrobić dla
siebie coś miłego. Bielizna zdecydowanie poodnosi samoocenę i poprawia nastrój. Ale może też mieć znaczący wpływ
na ugruntowanie sytuacji seksualnej
w związku. Bardzo często zdarza się, że
bielizna w połączeniu z gadżetami erotycznymi stanowią alternatywę dla klasycznych kwiatów i czekoladek.
No właśnie, sklep stacjonarny, jak i internetowy oferują również całą gamę
gadżetów erotycznych. Jak często stanowią one uzupełnienie zakupu bielizny? - Gadżety erotyczne, obok bielizny,
stanowią równie ważną część naszego
asortymentu. Obecnie w ofercie naszego
sklepu internetowego w ciągłej sprzedaży
utrzymujemy ok. 2900 starannie wyselekcjonowanych produktów, z czego gadżety
stanowią ponad 50 proc. portfolio.
Wracając do bielizny, po jakie modele sięgają najczęściej państwa klienci?
Czy w ogóle da się te wybory skategoryzować? - Nie ma jasno sprecyzowanych modeli, które sprzedają się najlepiej.
Wszystko zależy od gustu i sylwetki. Często wybierane są koszulki i komplety –
biustonosz i figi. Ale wachlarz ich krojów
jest ogromny. Można się z nim zapoznać
stacjonarnie w naszym salonie, a także
w naszej ofercie on-line: www.redlove.
pl/produkty-bielizna-bieliznadamskaobsessive-koszulkidamskie i www.redlove.pl/produkty-bielizna-bieliznadamskaobsessive-figidamskie-komplety.
A kiedy panie przychodzą do sklepu
osobiście, czy na miejscu można liczyć
na doradztwo i możliwość przymiarek?
- Oczywiście. Dzięki naszemu, ponad 20-
letniemu, doświadczeniu w branży klienci
mogą zawsze liczyć na najwyższej jakości
doradztwo. Dotyczy to również działalności online. Na miejscu w sklepie klientki
zawsze mają możliwość przymiarki praktycznie każdego egzemplarza bielizny dostępnego w ofercie sklepu stacjonarnego,
a my chętnie odpowiadamy na wszystkie
pytania.
Mówimy głównie o kobietach, ale rynek
bielizny męskiej również jest dość bogaty. Jak wygląda to w państwa salonie?
- Zgadza się, natomiast nie ma co ukrywać, że rynek odzieży męskiej w każdym
aspekcie czy to codziennej, czy erotycznej
jest znacznie mniejszy od oferty dla kobiet. Niemniej u nas każdy pan również
znajdzie coś dla siebie. Polecamy zajrzeć
pod adres www.redlove.pl/produkty-bielizna-bieliznameska.
Czy dokonując zakupów w internecie,
w razie pytań, wątpliwości możemy odwiedzić punkt stacjonarny? Jak w tym
przypadku wygląda komunikacja? - Na
lokalnym, szczecińskim rynku jesteśmy
obecni już ponad 20 lat pod marką U Magdy Salon Bielizny Erotycznej. Nasz sklep
mieści się przy ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 16U (pomiędzy placem Grunwaldzkim i placem Odrodzenia). Można
go odwiedzić od poniedziałku do piątku
w godz. 10 – 18 oraz w soboty do godz.
15. Sklep on-line jest stosunkowo młodym projektem i pomysł na jego stworzenie zrodził się podczas lockdownu w 2020
roku. W tym przypadku biznes dzieje się
24/7, a w razie potrzeby konsultacji mamy
dostępny nasz czat bezpośrednio na stronie sklepu. Klienci mogą również kontaktować się z nami przez czat, telefonicznie,
mailowo, pisząc na adres kontakt@redlove.pl lub jeśli zajdzie potrzeba głębszej
konsultacji można odwiedzić nasz sklep
stacjonarny osobiście. Wszystkie dane
kontaktowe znajdą Państwo pod adresem
https://redlove.pl/kontakt.
W przypadku zakupów stacjonarnych
towar otrzymujemy od ręki. Jak wygląda to w przypadku zakupów online?
- Zamówienia ze sklepu internetowego
realizujemy bardzo sprawnie. Te złożone
do godz. 11 danego dnia najczęściej są dostarczane w następny dzień roboczy. Przy
zamówieniach powyżej 300 zł klient nie
płaci za przesyłkę. Bielizna oraz gadżety
erotyczne nie podlegają wymianie. Dla
stałych klientów, którzy regularnie zamawiają w sklepie redlove.pl mamy również
ciekawe oferty, jak na przykład okazjonalne rabaty. Na pewno warto być z nami na
bieżąco.
Jesteśmy również w obecni w mediach
społecznościowych na IG i FB
sklep internetowy: www.redlove.pl
sklep stacjonarny:
salon_bielizny_erotic_shop
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 51
#materiał partnerski | MODA |
Zmysłowa bielizna
alternatywą dla kwiatów
Pełna paleta krojów i kolorów, a także rozmiarów. U Magdy,
Salon Bielizny Erotycznej w Szczecinie oraz serwis redlove.pl oferują
jeden z największych w mieście wyborów zmysłowej bielizny dla
kobiet i mężczyzn. Czym kierować się przy wyborze i czy wybór musi
być poparty szczególną okazją? Na te pytania otrzymaliśmy odpowiedź
od właścicielki salonu Magdaleny Kuźmiczonek i współtwórcy sklepu
internetowego www.redlove.pl Łukasza Sotek.
52
| ZDROWIE | #materiał partnerski
Przezczaszkowa
stymulacja prądem
stałym. Innowacyjna
metoda leczenia bólu
dostępna w Mierzynie
Skuteczna metoda w walce z chronicznym
bólem, ale też wsparcie pacjentów powracających
do sprawności ruchowej. Przezczaszkowa
stymulacja prądem stałym, w skrócie tDCS,
to innowacyjna metoda wykorzystywana przez
profesjonalnych fizjoterapeutów. Zabieg jest już
dostępny w Szczecinie i można z niego skorzystać
w gabinetach Reha-Team w Mierzynie pod Szczecinem. O szczegółach opowiedział nam Adam
Michoński, współwłaściciel firmy.
Tematem rozmowy jest nowość w Państwa ofercie - przezczaszkowa stymulacja prądem stałym. Zacznijmy od wyjaśnienia, czym ta terapia jest. - Przezczaszkowa stymulacja
prądem galwanicznym (tDCS) to nieinwazyjna metoda neuromodulacji, służąca do zmiany pobudliwości kory mózgowej. Dzięki
zastosowaniu tDCS jesteśmy w stanie modulować aktywność
mózgu, przez co możemy wpływać m.in. na percepcję bólu lub
szybkość uczenia się funkcji ruchowych.
Czy metoda jest dedykowana dla każdego pacjenta, czy raczej
jest to specjalistyczna opcja dla osób, u których inne terapie
okazały się niewystarczające lub nieskuteczne? - Jako fizjoterapeuci wykorzystujemy tDCS głównie w walce z bólem chronicznym, czyli takim, który występuje powyżej trzech miesięcy.
U części z pacjentów pojawia się tzw. centralna sensytyzacja powodująca tzw. ból nocyplastyczny. Bodziec, który nie powinien
generować bólu, daje pacjentowi takowe odczucia i nie da się go
redukować za pomocą „klasycznej” fizjoterapii. Zjawisko występuje np. u pacjentów z reumatoidalnym zapaleniem stawów,
zmianami zwyrodnieniowymi stawów, migrenami, problemami
stawów skroniowo-żuchwowych i po zabiegach operacyjnych.
Przy czym metoda nie jest wykorzystana do leczenia bólu ostrego tj. bezpośrednio po urazie. Kolejnym obszarem, w którym
wykorzystujemy tDCS jest stymulacja w celu poprawy funkcji
ruchowych pacjentów po udarach mózgu. Dzięki wykonywaniu
ćwiczeń w trakcie trwania stymulacji pacjenci są w stanie szybciej odtwarzać utracone funkcje ruchowe. Innymi schorzeniami,
w których stosuje się tDCS, są np. chroniczne zmęczenie, mgła
covidowa, szumy uszne, zaburzenia koncentracji, choroba Parkinsona, fibromialgia, zespół Sudecka i depresja. TDCS stosowany jest również w celu poprawy szybkości reakcji, poprawy
koordynacji, szybszego uczenia się nowych wzorców ruchowych
np. w sporcie. Zastosowanie jest szerokie.
Proszę wyjaśnić, jak wygląda taki zabieg? Pacjent siedzi,
leży czy może pozostaje w znieczuleniu? - W trakcie zabiegu,
w celu prawidłowego pozycjonowania elektrod, pacjent zakłada
na głowę charakterystyczny czepek. Zawsze zalecamy wygodną pozycję leżącą, tak aby w czasie zabiegu pacjent mógł czytać
np. gazetę, używać telefonu, a nawet ćwiczyć z terapeutą, wykorzystując plecak z aparatem. Na głowie pacjenta układamy dwie
elektrody w zależności od schorzenia i wybranego przez terapeutę protokołu leczenia. Zabieg trwa 20 minut, znieczulenie nie jest
potrzebne.
Jak często powinniśmy korzystać ze stymulacji, aby była skuteczna? Od czego w ogóle zależy jej skuteczność? - Stymulacja powinna być wykonywana codziennie przez 2 - 3 tygodnie.
Skuteczność zabiegu zależy przede wszystkim od prawidłowego
rozmieszczenia elektrod oraz od woltażu urządzenia medycznego. Dzięki inteligentnemu doborowi napięcia aparat dostarcza
odpowiednią pożądaną dawkę terapeutyczną prądu.
Tam, gdzie pojawia się słowo „prąd”, tam też pojawia się pytanie o bezpieczeństwo. Czy każdy może skorzystać z terapii?
Jakie są przeciwskazania? - Zabieg jest w pełni bezpieczny, nie
powoduje powikłań. Aparat wykorzystywany przez nas posiada
odpowiednie certyfikaty bezpieczeństwa oraz zabezpieczenia
układu elektrycznego. Przeciwwskazaniem do zabiegu jest element metalowy w obrębie czaszki, padaczka, implant ślimakowy,
przerwana ciągłość skóry, epizody padów drgawkowych, zastawka komorowo-otrzewnowa, tętniak mózgu. Wszyscy pacjenci
przed zabiegiem muszą wypełnić długi formularz kwalifikacji
w celu wyłapania wszelkich przeciwwskazań do zabiegu.
Czy osoba prowadząca terapię potrzebuje specjalnych
uprawnień? Podobno to dość wyjątkowe urządzenie. - Wszyscy nasi terapeuci są certyfikowanymi terapeutami przezczaszkowej stymulacji prądem stałym tDCS. W naszej praktyce
stosujemy aparat EPTE Bipolar System, jedyny aparat, który
dzięki swojemu woltażowi jest w stanie dostosować dawkę prądu
do zwiększającego się oporu.
ul. Elżbiety 3, Mierzyn, kom. 690 833 744, www.reha-team.pl
Regaty o Puchar Gryfa
Pomorskiego powróciły
na bałtyckie wody!
Międzynarodowe Regaty o Puchar Gryfa
Pomorskiego zorganizowano w 1958 roku, jako
pierwsze po wojnie polskie regaty morskie. Były
one od końca lat 50. XX wieku największymi regatami
w Polsce i jednymi z największych regat południowego Bałtyku. Po latach przerwy, dzięki inicjatywie
Zachodniopomorskiego Okręgowego Związku
Żeglarskiego, mieliśmy okazję ponownie zobaczyć
załogi walczące o wyjątkowy puchar.
Ostatnia edycja regat odbyła się w 2014 roku w ramach II Regat
Zachodniopomorskiego Szlaku Żeglarskiego Bakista Cup. Po
8 latach ZOZŻ podjął inicjatywę, aby przywrócić organizację
tych historycznych zawodów. W dniach 8-12 czerwca w trasę
300 mil morskich wyruszyli tegoroczni uczestnicy regat. Patronat honorowy nad imprezą objął Marszałek Województwa
Zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz, prywatnie żeglarz,
który również wziął udział w regatach. Do startu zgłosiło się
16 załóg, które wystartowały w 3 grupach: ORC FC, ORC DH
i OPEN. Żeglarze do pokonania mieli trasę Świnoujście - Arkona - Falsterborev - Christianso - Świnoujście. Wszystkie załogi
ukończyły szczęśliwie regaty, zaś historyczne trofeum, Puchar
Gryfa, wygrała załoga jachtu „Black Caravela” z kapitanem Tomaszem Odziobą. Tomasz wraz z co-skiperem Wojciechem Danowskim wygrał także kwalifikację w kategorii Double Handed.
W kategorii ORC pierwsze miejsce zajęła załoga jachtu „Bindi”
z kapitanem Władysławem Chmielewskim. Kategorię Open wygrał jacht „Fujimo 4” z kapitanem Stanisławem Lenkiewiczem,
ustanawiając jednocześnie rekord trasy i pokonując ją w 48 godzin i 55 minut.
Fachowa organizacja regat umożliwiła śledzenie zawodników
na life trackingu, zaś wsparcie partnerów pozwoliło załogom na
komfortowy udział w zawodach. Tegoroczna edycja regat doskonale pokazała, że duch walki wśród żeglarzy ma się dobrze, a oni
sami są głodni nowych wyzwań. Z pewnością nie będzie to więc
ostatnia edycja Regat o Puchar Gryfa Pomorskiego! (red.)
Więcej informacji na temat Regat – www.regatygryfa.pl
| SPORT |
54
| ZDROWIE | #materiał partnerski
Lipocontrast -
Kriolipoliza Kontrastowa,
czyli skuteczne
modelowanie sylwetki
Bezpieczny i efektowny, w dodatku nie wymagający
rekonwalescencji. Nowoczesny zabieg modelowania sylwetki urządzeniem LipoContrast to rynkowa
rewolucja, a zarazem gratka dla osób, które poszukują pewnego wsparcia w osiągnięciu wymarzonej
figury. Zabieg w Szczecinie jest dostępny
w Leszczenko Beauty Clinic, gdzie zaczerpnęliśmy
więcej informacji na jego temat.
LipoContrast to wciąż nowość na rynku, o której dużo się mówi.
Medyczne urządzenie hiszpańskiej firmy Clinipro, powstało
z myślą o nieinwazyjnym niszczeniu tkanki tłuszczowej oraz
redukcji cellulitu. Jego działanie opiera się na kriolipolizie kontrastowej. Co to jest? – To innowacyjna technologia służąca do
usuwania tkanki tłuszczowej z pomocą niskiej temperatury połączonej ze stymulacją termiczną – wyjaśnia Patrycja Leszczenko,
właścicielka gabinetu. - Zabiegi można wykonywać w obrębie
karku, ramion, pleców, brzucha, pośladków, ud i łydek, ale też
talii czy kolan. Podwójna kontrola temperatury zapewnia całkowite bezpieczeństwo pozostałych tkanek, nerwów, naczyń krwionośnych i narządów wewnętrznych. W dodatku nie wymaga
rekonwalescencji i umożliwia już tego samego dnia powrót do
codziennych czynności, w tym ćwiczeń na siłowni.
Badania wykazały, że rezultatem jednego zabiegu jest utrata do
30 proc. tłuszczu w miejscu jednego przyłożenia. Pierwsze efekty
są widoczne już po upływie dwóch tygodni. Pełnym rezultatem
można pochwalić się po ok 8 tygodniach od zabiegu. – Takie
wyniki są możliwe dzięki procedurze opartej na trójfazowym
szoku termicznym – mówi właścicielka Leszczenko Beauty Clinic. –Tkanka tłuszczowa zostaje zassana do głowicy i poddana
potrójnemu szokowi termicznemu (ciepło-zimno-ciepło) według
bardzo dokładnego czasu, prędkości, temperatury i natężenia.
Działanie powoduje szybszą i lepszą redukcję tkanki tłuszczowej w porównaniu z normalną kriolipolizą. Zabieg można łączyć
z innymi zabiegami dla spotęgowania efektów. Propozycją gabinetu jest rollmasaż i nowość na rynku, czyli HIFEM+EMS+RF.
Zabieg jest w pełni bezpieczny i bezbolesny. Całość trwa ok.
60 min. Możliwe odczucia podczas jego wykonywania to miejscowe zimno, napięcie czy chwilowe odrętwienie. Wrażenie
może utrzymywać się maksymalnie do kilku minut po wyjściu
z gabinetu, podobnie jak chwilowe opuchnięcie i zaczerwienienie. Przed przystąpieniem do zabiegu klienci otrzymują pełną
informację o przebiegu kriolipolizy kontrastowej, wraz z listą
przeciwskazań. Zabieg wykonuje profesjonalny zespół, w pełni
przygotowany do obsługi innowacyjnego urządzenia.
Leszczenko Beauty Clinic to gabinet cieszący się dużym zaufaniem klientów. Wśród najczęściej wykonywanych zabiegów
można wymienić: makijaż permanentny, karboksyterapię Criss
Carbo-Oxy, bezbolesne laserowe usuwanie owłosienia CrissCoolLaser, mezoterapię mikroigłową - Dermapen z wykorzystaniem
produktów estGen, a także stymulatory tkankowe, stylizację rzęs
i opisywaną kriolipolizę kontrastową. Na miejscu prowadzone są
również specjalistyczne szkolenia.
Na zabiegi można umawiać się za pośrednictwem strony www.
leszczenkobeautyclinic.pl, mailowo lub telefonicznie. Podczas
konsultacji specjaliści pomagają w doborze odpowiedniej usługi.
Jak mówi właścicielka gabinetu, satysfakcja klientów daje zespołowi największą energię do działania, dlatego tak ważne jest,
aby utrzymywać ją na najwyższym możliwym poziomie.
Więcej informacji w Leszczenko Beauty Clinic
ul. Malczewskiego 35, Szczecin (wejście od tyłu wieżowca)
+48 791 571 781, [email protected]
www.leszczenkobeautyclinic.pl
Kancelaria
Kiżuk&Michalska,
miejsce, w którym
rodzą się mądre
rozwiązania dla
przedsiębiorców
zagrożonych
niewypłacalnością.
Czym jest restrukturyzacja i na czym
polega? – To kluczowe pytanie tej rozmowy.
Odpowiedzieli na nie Katarzyna Rogoźnicka
i Filip Kiżuk, właściciele Kancelarii
Kiżuk&Michalska doradztwo gospodarcze.
Czym jest postępowanie restrukturyzacyjne? Jak wytłumaczyć prosto taki proces komuś kto ma problemy w firmie,
a nigdy o tym nie słyszał?
Katarzyna Rogoźnicka - Głównym celem sądowej restrukturyzacji jest ochrona przedsiębiorstwa przed upadłością. Chodzi
o to, aby zabezpieczyć interesy firmy tak, by prawidłowo funkcjonowała. Postępowanie takie pozwala na ochronę majątku
przedsiębiorstwa przy jednoczesnej redukcji zobowiązań.
Filip Kiżuk - Restrukturyzacja to także szereg działań w sferze
organizacyjnej przedsiębiorstwa. Ważnym elementem jest identyfikacja słabych stron przedsiębiorstwa i ich eliminacja przy
jednoczesnym nacisku na rozwój mocnych stron. Konieczna jest
również modernizacja przedsiębiorstwa w zakresie jego działaności operacyjnej. Restrukturyzacja to kompleksowe podejście
do uzdrowienia sytuacji firmy.
Jakie jeszcze korzyści zyska przedsiębiorca, decydując się
na restrukturyzację?
F.K Postępowanie restrukturyzacyjne pozwala na uchylenie zajęć komorniczych na czas prowadzenia postępowania. W trakcie postępowania dłużnik nie musi płacić swoich zobowiązań –
tych powstałych przed otwarciem postępowania. W tym okresie
dłużnik będzie chroniony przed wypowiedzeniem kluczowych
umów. Przedsiębiorca może porozumieć się z wierzycielami
i np. częściowo umorzyć swoje zobowiązania bądź odroczyć
płatności w czasie. Korzyści jest bardzo dużo.
Kiedy przedsiębiorca powinien zgłosić się do kancelarii specjalizującej się w tym zagadnieniu?
K.R. Głównym kryterium, jakim powinien kierować się przedsiębiorca, to stan zagrożenia niewypłacalnością. Jeśli zaburzona
jest płynność finansowa firmy i brakuje pieniędzy w kasie na
regulowanie bieżących zobowiązań, to jest to moment, kiedy
powinniśmy reagować i korzystać z ochrony przeciwegzekucyjnej, jaką jest otwarcie postępowania restrukturyzacyjnego.
Zdarza się, że przedsiębiorcy czekają z kluczowymi decyzjami,
bo myślą, że sprawy „jakoś się rozwiążą”, że „jakoś to będzie”,
a brakiem reakcji można doprowadzić firmę do upadłości…
lepiej korzystać z możliwości, jakie daje nam Ustawa prawa
restrukturyzacyjnego.
Czego oczekują Wasi Klienci od doradców restrukturyzacyjnych czy gospodarczych? Po co przychodzą do Waszej
kancelarii?
K.R. Szukają profesjonalnej obsługi prawnej, ekonomicznej i pomocy wyjścia z problemów. Przedsiębiorcy chcą także ochronić
swój majątek przed egzekucją komorniczą. Naszym klientom
zależy na bezpiecznym wyjściu z problemów. Restrukturyzacja
daje możliwość na spokojne poukładanie biznesu, porozumienie
się z wierzycielami.
F.K. Często podkreślamy, że z każdej sytuacji jest wyjście i zawsze można znaleźć mądre rozwiązanie. Dlatego zachęcamy do
kontaktu z naszą kancelarią. Na pewno znajdziemy mądre i sensowne wyjście z trudności finansowych.
ul. Grodzka 10/2, 70-560 Szczecin
Katarzyna Rogoźnicka (Michalska) - tel.: (+48) 693 110 250
Filip Kiżuk - tel.: (+48) 535 066 849
www.kizukmichalska.pl | www.centrumrestrukturyzacji.pl
56
| BIZNES | #materiał partnerski
#reklama
WIĘCEJ NIŻ
AGENCJA
PRACY
ZAWSZE
W USTALONYM
TERMINIE
ZAWSZE
POWYŻEJ
OCZEKIWAŃ
ZADANIEM naszego przedsiębiorstwa
jest wspieranie kontrahentów
w realizacji projektów, przy pomocy
wykwalifi kowanych i doświadczonych
współpracowników.
NASZA OFERTA TO MIĘDZY INNYMI:
• Przeprowadzanie rekrutacji
• Obsługa kadrowo-płacowa
• Całkowita obsługa HR
• Leasing pracowników
• Outsourcing usług
• Doradztwo i konsultacje
NOVA PRACA GROUP SP. Z O.O.
ul. Jagiellońska 88, Szczecin
tel.: 506 620 817
e-mail: [email protected]
ul. Kurza 7, Szczecin | tel. 513 578 217
FB CarDetailingSzczecin
FOLIE OCHRONNE
SAMOREGENERUJĄCE
Najlepsze zabezpieczenie lakieru
przed uszkodzeniami mechanicznymi
POWŁOKI CERAMICZNE
I KWARCOWE
Poprawa wyglądu, łatwiejsza pielęgnacja,
ochrona przed UV, wysoka twardość
Zabezpiecz
lakier
swojego auta!
DOGODNA FORMA KSZTAŁCENIA
= LEPSZA JAKOŚĆ ŻYCIA
STUDIA DZIENNE
I ZAOCZNE
PRAWO
studia 5-letnie jednolite magisterskie
ADMINISTRACJA
I i II stopnia – 8 specjalności
STUDIA PODYPLOMOWE
MBA
Master of Business Administration
ul. Siemiradzkiego 1A, Szczecin
tel. kom 796 308 468
www.wsap.szczecin.pl
IG @wsap_szczecin
FB @WSAPSzczecin
Szczecin zwraca się ku wodzie i jest to trend,
który widać od wielu lat – zarówno w sferze
kultury, rozrywki, gastronomii, jak i budownictwa. Victoria Apartments, czyli osiedle
położone nad samym jeziorem Dąbie to przykład inwestycji budowanej zgodnie z nurtem
Floating Garden 2050, który odwołuje się
do niesamowitego bogactwa natury wokół
Szczecina – lasów, puszczy oraz licznych kanałów, rzek i rozlewisk. Zgodnie z ideą pływającego ogrodu miasto odpowiedzialnie
podchodzi do gospodarowania zasobami naturalnymi, a dbałość o ochronę środowiska
i inwestycje podnoszące jakość życia stawia
jako priorytet.
Szczecin: miłość
od pierwszego wejrzenia
Tę ideę przyświecającą rozwojowi miasta,
a także jego niesamowite położenie oraz wyjątkowy, żeglarski charakter samego jeziora
Dąbie docenił kilka lat temu inwestor, firma
deweloperska PCG z Wrocławia. Wrażenie
na nim zrobiła dzika przyroda, latające nad
głowami żurawie i orły bieliki, a także niepowtarzalny widok na zacumowane żaglówki.
To wtedy jej prezes, Piotr Baran, wyobraził sobie osiedle, które wyrośnie tuż przy marinie.
– Cztery lata temu jako żeglarz, stanąłem
tutaj nad jeziorem Dąbie i zachwyciłem się
tym unikatowym na skalę Europy miejscem.
Bardzo chcieliśmy tu budować i włączyć się
w strategię i wizję miasta opartą o zieleń
i wodę. Z dumą pokazujemy dziś efekty naszych działań – mówił Piotr Baran, prezes
PCG S.A. podczas uroczystego zakończenia
pierwszego etapu budowy osiedla Victoria
Apartments.
Na evencie pojawili się m.in. przedstawiciele
władz miasta, miejskiego wydziału urbanistyki i architektury, szczecińskiego i zachodniopomorskiego biznesu oraz honorowi konsule. Obecny na wydarzeniu wiceprezydent
Daniel Wacinkiewicz przyznawał, że działania
firmy są wspólne z wizją obraną przez Szczecin, a długofalowa strategia dolnośląskiego
dewelopera robi wrażenie.
– Ujęła nas ta chęć firmy do zrozumienia idei
miasta w kontekście zagospodarowania terenów nad wodą. Floating Garden to jednak
nie tylko woda, ale także zieleń – mówił Daniel Wacinkiewicz podkreślając dbałość firmy
o naturę dookoła inwestycji i budowanie z jej
poszanowaniem.
W trakcie spotkania goście mieli okazję
zwiedzić osiedle – wejść i odpocząć na imponującym tarasie widokowym z rozległym
widokiem na marinę i żaglówki, a także odwiedzić eleganckie mieszkanie pokazowe
i poznać efekt wykończenia apartamentu
pod klucz, jaki proponuje deweloper. Wydarzenie uświetnił występ smyczkowej orkiestry kameralnej Baltic Neopolis Quartet,
która dała koncert na jednym z balkonów
inwestycji.
Dziesięć metrów
od jeziora Dąbie
Na osiedle Victoria Apartments składają się
cztery wysokiej klasy apartamentowce. Znajdują się w nich 83 apartamenty i 2 lokale
handlowo–usługowe. Metraże mieszkań zaczynają się od 40,47 m² i sięgają 69,87 m².
W ofercie do wyboru są funkcjonalne układy: 2–, 3–, 4–pokojowe, a każdy apartament
może zostać zaprojektowany pod klucz.
Inwestycja zlokalizowana na Prawobrzeżu,
tuż przy Parku Krajobrazowym Doliny Dolnej
Odry i bezpośrednio nad jeziorem Dąbie, zachwyca żeglarskim klimatem i jednocześnie
tym, jak świetnie jest skomunikowana z resztą miasta – do centrum dojedziemy zaledwie
w kwadrans.
Goście docenili jakość i dbałość o części
wspólne. Uwagę przykuły także przestronne,
przeszklone balkony z dodatkowym miejscem na przechowywanie i inteligentne rozwiązania, jakie zastosował na osiedlu deweloper, czyli system smart home. Pozwala on
m.in. przy pomocy aplikacji w telefonie czy
tablecie na zdalne sterowanie oświetleniem
sufitowym i ogrzewaniem, a także zdalne połączenie telefonu z domofonem w przypadku
nieobecności w mieszkaniu.
Pierwsi mieszkańcy osiedla odebrali już klucze do swoich apartamentów. Wciąż jest
szansa, by zostać ich sąsiadami – w ofercie
znajdziemy jeszcze kilka mieszkań na sprzedaż. Oddanie drugiego etapu Victoria Apartments przewidziane jest na IV kw. 2022 r.
Jeszcze więcej mieszkań
nad wodą
PCG to inwestor wywodzący się z Dolnego
Śląska. Dotychczas od ponad 30 lat swoją działalność prowadził przede wszystkim
we Wrocławiu i Legnicy. Osiedlem Victoria
Apartments rozpoczął swoją przygodę ze
Szczecinem. Firma zapowiedziała następne
inwestycje mieszkaniowe na terenie Kępy
Parnickiej i Wyspy Zielonej. To kolejne projekty w portfolio PCG, które realizowane
będą nad wodą.
Świętowanie w Victoria Apartments
nad jeziorem Dąbie
Budowane z poszanowaniem natury, otulone dziką przyrodą, ulokowane tuż przy linii brzegowej jeziora Dąbie
– pierwsze osiedle z widokiem na wodę w Szczecinie już gotowe. Uroczyste zakończenie pierwszego etapu
inwestycji Victoria Apartments zgromadziło wyjątkowych gości.
#reklama
#reklama
ul. Kolumba 59
70-035 Szczecin
Godziny otwarcia:
poniedziałek - piątek www.gtaglass.pl 9.00 - 18.00
tel.: +48 607 786 105
e-mail: [email protected]
Ścianki
i zabudowy szklane
Balustrady
szklane
Drzwi
szklane
Kabiny
prysznicowe
Lacobel Lustra Daszki szklane Podłogi szklane
WYKOŃCZENIA ZE SZKŁA NA WYMIAR
62
| WYDARZENIA |
Już po raz 18. redakcja magazynu „Świat Biznesu” przyznała Perły Biznesu.
Wyróżnienia trafiły w ręce najlepszych przedsiębiorców Pomorza Zachodniego.
Zwycięzców poznaliśmy podczas uroczystej gali w Novotelu w Szczecinie.
Wydarzenie Gospodarcze 2021 i Osobowość Biznesu 2021 to kategorie główne
18. edycji prestiżowego konkursu. W tym roku laureatów wybrała kapituła, w skład
której weszli przedstawiciele świata nauki: ekonomiści i naukowcy reprezentujący
nauki techniczne i ścisłe oraz szczecińscy publicyści ekonomiczni. Przewidziano
również nagrodę specjalną Gwiazdę Świata Biznesu 2021. Wielkimi zwycięzcami
konkursu zostali obywatele Ukrainy. To właśnie im przypadła główna nagroda
w kategorii Wydarzenie Gospodarcze 2021. Konkursowe jury uargumentowało swoją
decyzję, podkreślając, że nie ma branży w naszym regionie, której dziś nie zasilaliby
i nie rozwijaliby obywatele Ukrainy.
Perły Biznesu
rozdane
fot. Sebastian Wołosz
Jeden z najpopularniejszych architektów i prowadzący programów telewizyjnych
o tematyce wnętrzarskiej był gościem showroomu AGD Prestige. Wydarzenie
przyciągnęło wielu gości. Była to okazja do zapoznania się z produktami uznanych
marek AGD, skorzystania z atrakcyjnych promocji, a także wymiany myśli i opinii
ze specjalistami. (red.)
#materiał partnerski | WYDARZENIA |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2022 63
fot. Andrzej Szkocki
Spotkanie
z architektem
Krzysztofem Miruciem
Wieczór w królewskim stylu, tak można podsumować pierwszy wernisaż Lucasa Lucaprio,
szczecińskiego artysty, na dziedzińcu nowej kamienicy na Starym Mieście w Szczecinie.
W wydarzeniu wzięli udział znani przedstawicie świata biznesu i sztuki Pomorza Zachodniego. Royal Ascot to właśnie pod tym hasłem odbyła się pierwsza prezentacja dzieł malarza Łukasza Czuba, działającego pod pseudonimem Lucas Lucaprio. Motyw przewodni
narzucał zaproszonym dress code inspirowany prestiżowymi spotkaniami członków i gości
brytyjskiej rodziny królewskiej podczas wyścigów konnych w miasteczku Ascot. Artysta
wystawił 13 dzieł. Prace utrzymane we współczesnym stylu przedstawiały konie, psy oraz
motywy florystyczne. Goście z zainteresowaniem przyglądali się obrazom, fotografując się
w ich otoczeniu. (am)
Bankiet
w królewskim stylu
fot. Andrzej Szkocki
64
| WYDARZENIA |
#reklama
#reklama
66
| WYDARZENIA |
Klub Tenisowy
świętował 75. urodziny
Najpierw specjalny piknik przy alei Wojska Polskiego z licznymi atrakcjami dla miłośników
tenisa i przyjaciół Klubu, a następnie wyjątkowa gala, w której wzięli udział uznani
szczecinianie w tym jeden z najlepszych polskich biegaczy, Marcin Lewandowski. (pd)
fot. Andrzej Szkocki
#reklama
#reklama